Orville: sezon 2, odcinek 12 i 13 - recenzja
Orville daje nam dwa solidne odcinki i zaskakujący przedsmak finał, który może mieć znaczenie dla serialu.
Orville daje nam dwa solidne odcinki i zaskakujący przedsmak finał, który może mieć znaczenie dla serialu.
Orville to przyjemny serial science fiction, który bardzo czerpie z gatunku na czele ze Star Trekiem. Być może dlatego dwa ostatnie odcinki sezonu wywołują takie deja vu – niby wszystko gra, jest interesująco i przyjemnie, ale towarzyszy uczucie, że to już gdzieś było. Schematy gatunkowe były powielane w tym serialu od samego początku, ale przeważnie w sposób przemyślany i umiejętny.
Mój problem z obydwoma odcinkami jest taki, że za mało w tym MacFarlane’a. Orville staje się ciekawszy, gdy ograną konwencję sf na statku łączy ze swoim dość specyficznym poczuciem humoru. Ta mieszanka nadaje temu serialowi świeżości i stanowi o jego sile. Dlatego boli mnie, że w tych odcinkach jest tego tak niewiele. Na wyróżnienie zasługują tylko Klyden I Bortus na parkiecie… scena na swój sposób absurdalna, kuriozalna i bawiąca do łez. Tego typu dziwacznych motywów powinno być więcej.
Oba odcinki opowiadają oddzielne historie, ale przynajmniej mają one spójność z wydarzeniami, które miały już miejsce w tym serialu. Kwestia kobiet z rasy Bortusa porusza ważne wątki natury społecznej i światopoglądowej. MacFarlane robi to poprawnie, nie zaskakując i nie mówiąc tak naprawdę nic nowego, ale sprzedaje to w taki sposób, że ogląda się przyjemnie i z odpowiednią dawką emocji. Nawet kwestia braku jednoznacznego szczęśliwego zakończenia niewiele zmienia w tym aspekcie. 13 odcinek natomiast solidnie przypomina o wątku sztucznej inteligencji i konflikcie, który wybuchł. Z jednej strony spójność na duży plus, z drugiej kompletnie zlekceważenie kwestii Isaaca, który jest normalnym członkiem załogi, jakby nic się nie wydarzyło. To zgrzyta i staje się w tym miejscu rzeczą trudną do zaakceptowania.
Ostatni odcinek wprowadza coś nieoczekiwanego, czyli drugą Kelly z przeszłości. Jak to zawsze przy podróżach w czasie, wszystko staje się zbyt szybko zagmatwane. Jeśli będziemy doszukiwać się logiki i zasad, trudno będzie czerpać z tego przyjemność, więc lepiej tego nie robić. Pod wieloma względami sensownym wydaje się powrót do relacji uczuciowej z Kelly. Trochę w tym niezręczności, humoru oraz zaskakującego dojrzewania postaci. Eda i Kelly teraźniejszej, którym perspektywa na Kelly z przeszłości pozwoliła przyjrzeć się temu, kim tak naprawdę się stali. Koniec końców pod względem rozrywkowym wszystko jest na swoim miejscu, ale nie wychodzi ponad jakiś zaledwie niezły poziom. Nie da się ukryć, że ten sezon miał sporo lepszych odcinków.
Cliffhanger robi ma jednak znaczenie i intryguje. Fakt, że Kelly wróciła do swoich czasów i… wszystko pamięta, jest niespodzianką. Dość dużą, by tym razem zbudować oczekiwanie wobec finału sezonu, bo jednak odrzucenie zalotów Eda zmienia wszystko.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat