Orville: sezon 3, odcinek 8 - recenzja
Orville stara się w 3. sezonie pogłębić problemy Unii i jej członków. Nowy odcinek to doskonale udowadnia.
Orville stara się w 3. sezonie pogłębić problemy Unii i jej członków. Nowy odcinek to doskonale udowadnia.
Orville na tym etapie sezonu już ma ukształtowaną tożsamość. Nie da się ukryć, że Seth MacFarlane poszedł w pełni w powagę. Próżno szukać w kolejnym odcinku scen humorystycznych, które w poprzednich sezonach wiodły prym. Czasem trochę tego brakuje, bo jednak MacFarlane jak mało kto potrafi rozśmieszyć swoim specyficznym poczuciem humoru, które dobrze współgra z konwencją Orville'a. To jednak nie oznacza, że brak tego elementu pogarsza jakość. Kolejny odcinek udowadnia, że powaga, przemyślana historia i jej dopracowanie potrafią zagwarantować rozrywkę na dobrym poziomie.
Powracamy do wątku Topy, który po genialnym odcinku nawiązującym do prawdziwych doświadczeń osób transpłciowych, tym razem prezentuje coś bardziej związanego z galaktyczną polityką. W tej historii jest jednak dość poważny mankament w postaci dziury logicznej, nie dającej spokoju do samego końca. W pewnym momencie Moclanie porywają Topę, bo sądzą, że ona wie, kto jest zdrajcą pomagającym przemycać nowo narodzone dziewczynki z planety. Na tym polega dość poważny błąd, bo oni nie mieli fizycznie żadnej możliwości, by to wiedzieć. Rozmowa Topy z Heveeną na ten temat odbyła się w odosobnieniu, a chwilę później dziewczynka została porwana. To taka skaza na historii, która dalej dobrze się rozwija, ale takie niedopatrzenie to coś, czego twórcy muszą unikać.
Misja ratunkowa Bortusa i Kelly okazuje się dość zaskakującym emocjonalnym zbliżeniem bohaterów. Teoretycznie nic niespodziewanego, bo to jedynie konsekwencja poruszanych wątków, ale w tym kluczowym momencie można było sądzić, że zaraz ich relacja może stać się intymna. Czy to na razie ziarno przed przyszłą historią? Nie wydaje mi się, bo nie przypadkiem Klyden powrócił i odkupił swoje winy. Choć ten wątek stał się też słabością Orville'a, bo przemiana Klydena, nawet biorąc pod uwagę okoliczności, wydaje się zbyt prosta, za bardzo banalna i za szybka. Przecież mówimy tutaj o zmianie fanatycznych poglądów jak za pstryknięciem palcami, więc odbyło się to bez odpowiedniej wiarygodności.
Historia ma wiele znakomitych momentów. Ratunek Topy, wściekłość i szczere emocje Bortusa czy idealistyczne sceny w centrum Unii. Tak jakby Orville chciał pokazać tą historią, że wszystko ma swoje granice i nawet w obliczu zagłady z rąk Kaylonów nie ma akceptacji na tak skrajne zło, jakiego Moclanie się dopuścili. Przesłanie dość proste, czytelne, a przede wszystkim dobrze komplikujące fabułę serialu, bo koniec końców konflikt z Kaylonami powróci i Unia w tym równaniu stoi na straconej pozycji. A to już na tę chwilę znakomicie pobudza ciekawość.
Kolejny dobry odcinek Orville'a z niewielkimi słabościami i niedopracowaniem detali wątków. Trudno bardzo narzekać, kiedy znów dostajemy historię angażującą i ciekawą. W tym wszystkim chyba tylko epizod Dolly Parton wydawał się niepotrzebny i nie czuć było, jak to wszystko stało się ważne dla oblicza historii. Jednocześnie ten wątek jest dowodem na to, jak Orville stara się robić wiele rzeczy inaczej.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1973, kończy 51 lat
ur. 1992, kończy 32 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1980, kończy 44 lat