Ostateczna operacja – recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 3 października 2018Ostateczna operacja to nowy film Netflixa, który traktuje o uprowadzeniu Adolfra Eichmanna. Czy warto obejrzeć? Oceniam bez spoilerów.
Ostateczna operacja to nowy film Netflixa, który traktuje o uprowadzeniu Adolfra Eichmanna. Czy warto obejrzeć? Oceniam bez spoilerów.
Cała historia rozgrywa się w latach 60. ubiegłego wieku, niedługo po II wojnie światowej. Choć rany nie zdążyły się jeszcze dobrze zagoić po tej tragedii, ci, którym zależy na pociągnięciu winnych do odpowiedzialności, już działają – i tak na samym wstępie poznajemy Petera Malkina, agenta Mosadu, który wraz z kolegami z zespołu zastawia pułapki na ukrywających się nazistowskich oficerów. Ich nową misją będzie polowanie na Adolfa Eichmanna, jednego z ojców Holocaustu, który od lat ukrywa się w Argentynie, gdzie wiedzie spokojne życie. W rolach głównych występują Oscar Isaac i Ben Kingsley – przy czym warto zaznaczyć, że w całej produkcji widać niemal wyłącznie tego drugiego.
Przedstawienie nam postaci Malkina podczas jednej z akcji nie jest przypadkowe – mężczyznę od początku pokazuje nam się jako człowieka, w którym pała chęć nie tyle zemsty, co wymierzenia sprawiedliwości. Być może to właśnie dlatego po pewnym czasie czujemy pewien zgrzyt, jeśli chodzi o samą jego osobę – filmowy Malkin, nie wiedzieć czemu, bez najmniejszego oporu ugina się pod manipulacjami, co czyni całą jego motywację wątpliwą. Postać wydaje się zwyczajnie miałka – kreacja Isaaca nie zapada w pamięć, a jego Malkin sprawia wrażenie totalnie przeciętnego. Bohater nie budzi żadnych emocji i tak naprawdę nie zwraca się na niego większej uwagi.
Znacznie lepiej wypada Ben Kingsley, który wciela się w Eichmanna. Może i nie ma on wiele do zagrania (a przynajmniej w rozumieniu scen akcji), jednak gdy już zabiera głos, słucha się go z niesłabnącą uwagą. Jego wybuch i zdjęcie maski tuż przed wejściem do samolotu to majstersztyk - postać aż tętni nienawiścią i dopiero wtedy czujemy, z jakim człowiekiem mamy tu do czynienia. Tak mocny punkt jest co prawda w filmie tylko jeden, ale Kingsley skupia na sobie wszystkie światła reflektorów nawet wtedy, gdy w kadrze nie dzieje się nic. Przy nim reszta bohaterów wydaje się kompletnie anonimowa. A warto wspomnieć, że paru ich w filmie poznaliśmy – jest przecież cała ekipa agentów z Mossadu, z których każdy ma swoje pięć minut na ekranie, a także młody Klaus, syn Eichmanna i podstawiona na cele operacji specjalnej Żydówka Sylvia. Ich działania zdają się jednak nie mieć większego znaczenia – cały ciężar produkcji spoczywa na barkach Isaaca i Kingsleya. Film bowiem nie jest filmem akcji i nie skupia się na samym akcie porwania Eichmanna – do tego dochodzi jeszcze w pierwszej połowie. Cała druga natomiast to dialog i psychologiczne gierki między dwoma głównymi bohaterami, które w pewnym momencie stają się już odrobinę nużące.
Zabierając się do seansu Ostatniej operacji, spodziewałam się filmu akcji, który utrzyma mnie w napięciu od początku do końca. Nie jest bowiem tajemnicą, że operacja porwania Eichmanna była ogromnym przedsięwzięciem logistycznym, a agenci Mosadu stąpali po bardzo cienkim lodzie decydując się na ten ruch. W filmie jednak tego napięcia w ogóle nie czuć – nie miałam nawet poczucia obowiązku, by kibicować głównym bohaterom, czy trzymać kciuki, by nie powinęła im się noga w tej delikatnej i niepewnej strategii. Bardzo tego brakuje i przez to cały film sprawia wrażenie nieco chaotycznego, niezdecydowanego i nieokreślonego – trudno stwierdzić, kto jest tu głównym bohaterem czy gdzie jest moment kulminacyjny. Całość została przedstawiona raczej łopatologicznie, bez większych elementów zaskoczenia czy niepokoju – jest sobie Eichmann, są agenci Mosadu, z łatwością dochodzi do porwania, porwany jest przetrzymywany w pokoju, a następnie odstawiony do Izraela, gdzie dosięgła go ręka sprawiedliwości. Tylko tyle, nic poza tym. Zwykła historia, tocząca się od punktu a do punktu B, która ani przez moment nie poddaje w wątpliwość, że całość skończy się dobrze.
Do mocniejszych elementów produkcji należą w zasadzie wyłącznie wstawki z egzekucji na Żydach, które powracają w filmie echem. Są to jednak krótkie, migawkowe retrospekcje, które można tak naprawdę przegapić mrugając okiem. O tragedii Holocaustu mówi się tutaj na sucho – jeśli oczekiwaliście filmu, który pokaże całe to okrucieństwo, raczej nie jest to ten film. Na plus także archiwalne autentyczne zdjęcia z samej końcówki filmu – kadry z więźniami obozu czy piece krematoryjne jeszcze bardziej otwierają oczy na to, jakiego okrucieństwa dopuścili się naziści.
Operation Finale Netflixa to film zwyczajnie przeciętny. Można go obejrzeć w wolnej chwili, jednak nie spodziewajcie się fajerwerków ani nawet tego, że zagości w Waszej pamięci już po wyłączeniu odbiornika. To historia jedna z wielu – a trochę szkoda, zważywszy na to, jak duży miała potencjał. Tak naprawdę jedyne, co zapamiętałam, to świetna kreacja aktorska Bena Kingsleya. Reszta nawet nie przykuwa specjalnie uwagi. Szkoda - oczekiwałam czegoś więcej.
Źródło: zdjęcie główne: Netflix
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat