Outcast: Opętanie: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
Bliskość finału sezonu sprawiła, że Outcast: Opętanie w najnowszym odcinku zabrał się za uśmiercanie istotnych postaci. Szkoda tylko, że trudno jest poczuć emocje, które powinny towarzyszyć dramatycznym wydarzeniom.
Bliskość finału sezonu sprawiła, że Outcast: Opętanie w najnowszym odcinku zabrał się za uśmiercanie istotnych postaci. Szkoda tylko, że trudno jest poczuć emocje, które powinny towarzyszyć dramatycznym wydarzeniom.
Przedostatni odcinek drugiego sezonu Outcast nie zachwycił. Poprzedni epizod był ciekawy i dobrze skonstruowany pod względem dawkowania emocji i wydarzeń. Ale tym razem wydaje się, jakby twórcy nie poświęcili wystarczającej uwagi na budowę odpowiedniego napięcia. Przez brak wyczucia wkradł się chaos. I mimo że w odcinku dużo się działo, a postacie padały jak muchy, to jednak, mówiąc kolokwialnie, w ogóle to nie rusza. A szkoda, bo przy lepszym wykonaniu uzyskalibyśmy naprawdę ekscytujący odcinek.
Zacznijmy od tego, że postać Blake’a już tak nie błyszczała, jak w poprzedni odcinku, ale wciąż bardzo interesowały jego poczynania, szczególnie, że udało mu się uwięzić Kyle’a. Ich konfrontacja nie należała do pasjonujących, choć wymiana zdań i uszczypliwości wzniecała emocje. Nie zdziwiła ucieczka Barnesa, lecz jego sprawność fizyczna, ponieważ zupełnie nie widać na jego twarzy choćby grymasu bólu spowodowanego poważną raną, którą zadano mu całkiem niedawno. Niedopatrzenie, ale widzom, którzy lubią zwracać uwagę na szczegóły, mogło się to nie spodobać. W każdym razie Blake wprowadził sporo zamieszania w opowiadanej historii, z powodzeniem przejmując rolę Sidneya, jako głównego czarnego charakteru w serialu. Choć bardzo się od siebie różnią, zarówno sposobem bycia i postępowania, to on również dostrzegł w Amber swój główny cel i szansę. Nie wiemy, gdzie zostały zabrane Allison i jej córka i kto za tym stoi, ale było to do przewidzenia. A uczucie ciągłej obserwacji i zagrożenia tak się upowszechniło w serialu, że już nie robi żadnego wrażenia.
Od dłuższego czasu zanosiło się, że Sidney w końcu wyzionie ducha, jakkolwiek to brzmi. Jego ciało przestawało funkcjonować, a z ust wypluwał szlam, co nie należało do przyjemnych widoków. Do tego został sponiewierany po wypadku samochodowym oraz przez Andersona i Barnesa, więc trudno było oczekiwać, że jego stan się polepszy. Jednak śmierć nie przyniosła większych emocji, ale za to bohater do końca pozostał sobą, zachowując zgryźliwe poczucie humoru, przy okazji po raz kolejny ośmieszając Andersona. Sidney ma teraz następcę w postaci Blake’a, który zajmie się Scaleniem. Mimo wszystko będzie trochę brakować tej złowrogiej atmosfery, którą rozsiewał wokół siebie.
Zgodnie z przewidywaniami do akcji wkroczył ojciec Kyle’a, który wyrzucił wielebnego z Latarni. Powoli wszystkie elementy układanki łączą się w całość, ale i tak nieco zaskakuje, że Simon Barnes ma znacznie szersze powiązania z tym kultem w lesie, niż można było sądzić. Latarnia okazuje się wciąż pełna tajemnic i to mroczniejszych niż się wydawało. Ciekawi teraz jaką rolę odegrają w całej historii, ponieważ ciężko określić co dokładnie zamierzają, a w szczególności co planuje ojciec Kyle’a. Jego obecność intryguje. Natomiast wygląda na to, że Andersonowi pomocy udzielą parafianie Rome. Szkoda, że w momencie, kiedy wielebny miał przemówić do zgromadzonych, akcja została urwana. Muzyka w tle budowała napięcie tej ważnej chwili, ale oddech będziemy wstrzymywać do finałowego odcinka. Końcówka nie była porywająca, ale miała swój klimat.
Najbardziej jednak zawiódł wątek Gilesa. Prawdopodobieństwo, że Rose zostanie opętana, rzeczywiście było wysokie, więc na początku chorobowe objawy mogły sugerować, że lada moment tak właśnie się stanie. I to byłoby znacznie lepsze rozwiązanie pod względem dramatyczności, niż jej cudowne ozdrowienie, a potem zaskakujące powieszenie się. Jasne, że twórcy cały sezon budowali logiczne podstawy pod to wydarzenie, ale nie wyjaśnia to, dlaczego przedstawiono to tak słabo. Ta sytuacja powinna być szokiem, powinna wywołać wielkie emocje i współczucie dla Gilesa! Niestety nic takiego nie nastąpiło, co gorsza, wyszło drętwo i po prostu kiepsko po względem wizualnym. Zabrakło tutaj realizmu, ponieważ ciało Rose nie powinno wyglądać, jakby właśnie zaserwowała sobie popołudniową drzemkę. A przecież już widzieliśmy w tym serialu kilka brutalnych scen... trudno zrozumieć, skąd wzięło się tak łagodne ukazanie tej śmierci.
Najnowszy odcinek Outcast: Opętanie nie należał do przesadnie udanych, ale przynajmniej utrzymywał niezłe tempo akcji, nie zanudzając widzów. Pewne sceny można było lepiej nakręcić, a innym dodać dramatyzmu. Mniej więcej wiemy, o co toczy się gra i jaka jest stawka przed ostatnim epizodem. W największym zagrożeniu są Amber ze względu na jej światło oraz Megan wraz z nienarodzonym dzieckiem, co do którego plany ma Blake. To najbliższe osoby w życiu Kyle’a, więc emocji nie powinno zabraknąć w finale sezonu.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat