„Outlander”: sezon 1, odcinek 14 – recenzja
Recenzujemy 14. odcinek serialu "Outlander", który oparty jest na powieści Diany Gabaldon znanej w Polsce pt. "Obca".
Recenzujemy 14. odcinek serialu "Outlander", który oparty jest na powieści Diany Gabaldon znanej w Polsce pt. "Obca".
Powieściowe poszukiwania Jamiego to taki fragment, z którym nie wiadomo co zrobić. Z jednej strony jest to oczywiście konieczna część fabuły, z drugiej to trochę za mało materiału na godzinny odcinek - przecież w kinie przez godzinę można opowiedzieć całą historię. O ile w tekście da się trwające tygodniami, a może i nawet miesiącami poszukiwania streścić na kilku stronach w sposób logiczny i zrozumiały, o tyle nie da się tego samego w podobny sposób pokazać w wersji filmowej, gdzie trzeba widzowi opowiedzieć konkretną historię, w której fakty i sceny płynnie łączą się ze sobą. I faktycznie wszystko, co oglądamy w "The Search", jest logiczne i jasne, a jednak czegoś tu brak i coś nie do końca tu gra, a dominuje wrażenie, że wydarzenia zostały sztucznie rozciągnięte na potrzeby czasu trwania odcinka.
Mimo że - jakby się wydawało - mamy do czynienia z presją czasu i wielką niewiadomą, gdzieś w środkowej części odcinka wyraźnie siada napięcie, kiedy fabuła za bardzo zaczyna koncentrować się na występach Claire jako swoistym samograju zamiast na meritum i celu. Aż w pewnym momencie widz zaczyna zadawać sobie pytanie: zaraz, zaraz, ale dlaczego my tu właściwie jesteśmy? A przecież powinniśmy czuć wyraźnie strach, desperację i frustrację Claire. Przyznaję, pierwszy raz nie poczułam się przekonana emocjami Caitriony Balfe - zabrakło mi w nich mocy zdolnej dać mi współodczuć rozpacz i zmęczenie bohaterki. Nawet wypłakiwanie się w kołnierz Murtagha wypadło jakoś blado, a Duncan Lacroix jest w tej scenie w swoim emocjonalnym wyznaniu bardziej przekonujący i wzruszający niż Balfe. I na bogów, ile razy można w jednym odcinku powtórzyć tekst o robieniu czegoś w imię miłości? "Outlander" zdecydowanie lepiej sprawdzał się w formule sugestii i niedomówień, szczególnie w temacie rzeczy oczywistych.
[video-browser playlist="697241" suggest=""]
O ile naprawdę cieszy powrót Murtagha i rozszerzenie jego historii oraz mocniejsze zawiązanie relacji z panią Fraser, o tyle nie do końca sprawdza się miejscami wydźwięk tego odcinka. Rozumiem doskonale, dlaczego Moore chciał koniecznie przemycać kilka zabawnych fragmentów i nadać "The Search" gdzie się dało nieco lżejszy ton, niemniej chyba lepiej było zastosować ten zabieg jeszcze w Lallybroch. Tymczasem przesunięcie punktu ciężkości powoduje pewien zgrzyt oraz rozdźwięk i nie bardzo pasuje do tego akurat miejsca w fabule. Jeśli twórcy chcieli nadać tej połowie sezonu i w ogóle całej historii bardziej mroczny i brutalny ton (wycięto niemal wszystkie humorystyczne i pogodne momenty z powieści Gabaldon, a szkoda), chowanie się w tym akurat momencie za przygodowo-awanturniczą fasadą nie składa się jakoś z tym, co pokazano do tej pory, i z tym, z czym przyjdzie się za chwilę zmierzyć bohaterom oraz widzom. Ba, nie współgra nawet z pewnymi fragmentami tego samego odcinka. Nastrój przygody i wyprawy trywializuje nieco dramatyczne starania i wszystkie paskudne rzeczy, jakie spotkały i spotkają jeszcze postacie, a przy pokazaniu których Moore nie szczędzi widowni brutalnej szczerości. Fakt, jest początek odcinka, w którym Jenny mimo protestów Claire nie przebiera w metodach zdobywania informacji i daje do zrozumienia bratowej, że to nie czas na moralne dylematy, ale jednocześnie tej gonitwie przez lasy towarzyszy wyjątkowo rzucająca się w ucho beztroska melodia, kompletnie nielicująca z powagą sytuacji. Jak gdyby obie panie wyruszyły na przygodową wyprawę, a nie podejmowały desperacką próbę odnalezienia człowieka, którego brytyjskie władze mogą powiesić przy pierwszej lepszej okazji, o ile jeszcze tego nie zrobiły.
Czytaj również: Będzie „Underworld 5″ z Kate Beckinsale!
Ten emocjonalny melanż powoduje, że "The Search" to odcinek dość nierówny i niezbalansowany, jakby twórcy nie mogli się zdecydować, co i w jakiej atmosferze chcą właściwie pokazać. Największą winę ponosi tutaj z pewnością niemiłosierne rozciągnięcie fabuły - z konieczności, nie z wyboru. Niemniej scenarzyści "Outlander" udowadniali już, że są w stanie z powodzeniem dopisywać własne historie i budować napięcie nawet dla tych, którzy doskonale wiedzą, co będzie dalej. Dlaczego nie potrafili zrobić tego tutaj, szczególnie we fragmencie, w którym aż się prosi, żeby coś uzupełnić? Na szczęście są w tym odcinku jeszcze świetni Laura Donnelly i wspomniany już Duncan Lacroix, emocjonalnie prawdziwi i jako Jenny, i Murtagh zmuszający Claire do zmierzenia się z własnym kodeksem moralnym oraz do zmiany perspektywy w spojrzeniu na pewne rzeczy. Jest także niezmiennie zachwycający szkocki krajobraz.
Poznaj recenzenta
Joanna MichalakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat