Peacemaker: sezon 2, odcinek 8 (finał sezonu) - recenzja spoilerowa
Data premiery w Polsce: 10 października 20252. sezon Peacemakera dobiegł końca. To była nierówna seria, która miała swoje wzloty i upadki. Poprzednie dwa odcinki wróciły do bardzo dobrego poziomu znanego z pierwszego sezonu. Czy finał wylądował telemarkiem?

Bardzo lubiłem 1. sezon Peacemakera, bo dał nam powiew świeżości. W 2022 zainteresowanie superbohaterami stopniowo słabło, ale sukces Legionu samobójców: The Suicide Squad pozwolił Jamesowi Gunnowi na zaryzykowanie z takim projektem. Było wulgarniej niż wcześniej, bezczelnie i stylowo. To była kameralna, prosta i zabawna historia, która nie starała się z niczym przesadnie łączyć, co było jej największą siłą. Początek 2. sezonu obiecywał podobne wrażenia, ale nie było już tak kolorowo. Wydaje mi się, że James Gunn miał pomysł na początek i końcówkę, a całą środkową część zapełnił zapychaczami, które były strawne głównie dzięki aktorom. Właśnie otrzymaliśmy finał 2. sezonu. Czy idzie o w ślady poprzednich dwóch odcinków, które w końcu podniosły poziom, a może wraca do niskiej jakości ze środka tej serii?
Niestety – to drugie. Nadal jednak nie mogę powiedzieć, że był to słaby sezon lub odcinek. I jedno, i drugie było po prostu boleśnie przeciętne. Akceptowalne, mające przebłyski geniuszu, ale odbiegające od poziomu 1. serii. Śmiem twierdzić, że jest to najgorszy projekt Jamesa Gunna od Strażników Galaktyki z 2014 roku. Nawet Koszmarne Komando bardziej mi się podobało, ponieważ niosło ze sobą podobny efekt, co 1. sezon Peacemakera – to było coś nowego, świeżego, przedstawiało ciekawe postaci, które przechodziły jakąś drogę. Wszystko to w nowej formule, zatem za sprawą animacji.
Najpoważniejszy zarzut wobec finału 2. sezonu Peacemakera dotyczy czegoś, czego James Gunn wcześniej obiecywał unikać. Nie poczułem, by ten odcinek był jakimś zwieńczeniem. Miałem wrażenie oglądania zwiastuna kolejnych rozdziałów DCU. Co gorsza, gdyby nie minimalna wiedza na temat komiksu Salvation, to prawdopodobnie trudno byłoby mi się rozeznać w tym, co Peacemaker w ogóle pokazał. Dostaliśmy oczywiście parę momentów, które ładnie spięły wątki. Głównie mówię o Adebayo, która w końcu pogodziła się z tym, że jej związek się nie uda, że nie powinna w nim tkwić pomimo miłości. Momenty z Chrisem i Harcourt, które wyjaśniły to, co stało się na statku, też były urocze. Między tą dwójką jest dobra chemia. Niestety to by było na tyle. Economos nadal nie ma nic do roboty poza głupimi żartami, Adrian nadal jest wredny dla swojej mamy bez żadnego powodu i dał się zmanipulować do tego, żeby użyć brudnej gotówki do założenia organizacji Checkmate i wyciągnięcia Chrisa z więzienia. Harcourt ma problemy z agresją, ale przynajmniej przestała uciekać od tego, że zależy jej na przyjaciołach i Peacemakerze. Do grupy pod koniec dołączyli Fleury, Sasha Bordeaux i Judomaster, ale tego raczej każdy się spodziewał. Ma to sens i zostało minimalnie podbudowane poprzez pokazanie bezsensowności całej operacji z kieszonkowym wymiarem. Judomaster od dłuższego czasu świetnie dogadywał się z członkami drużyny Chrisa, dlatego jego dołączenie wydaje się całkowicie naturalne.

Niestety znów wszystko idzie zbyt szybko, przez co serial nie może wybrzmieć emocjonalnie. W poprzednim odcinku John Cena dał pokaz świetnego aktorstwa w momencie, gdy Chris przeżywał traumę z dzieciństwa. To była świetna scena i punkt wyjścia dla tego odcinka. Chris popadł w depresję, nie chce wychodzić z więzienia i nie odzywa się do swoich znajomych. Tylko co z tego, skoro to trwa tylko pół odcinka, a potem wystarczyła rzewna przemowa, żeby już zapomniał o tym, czego dopiero doświadczył? Cała sprawa została zamieciona pod dywan. Wygrała siła przyjaźni. Zero realnych konsekwencji emocjonalnych.
Finałowy odcinek zapowiadano jako wielkie wydarzenie. W zwiastunie pojawiły się urywki z eksploracji multiwersum DCU, ale tu również poczułem ogromny zawód. Krótki montaż, scena z fatalnie wyglądającymi chochlikami CGI, parę gagów i zawijamy manatki. Nie było w tym absolutnie nic ciekawego. James Gunn przyznał, że nie zamierza robić cameo na siłę – chwała mu za to, ale jeśli już zdecydował się na pokazanie multiwersum, to mógł to zrobić w zdecydowanie ciekawszy sposób. Film Doktor Strange w multiwersum obłędu znacznie lepiej ukazał inne światy. Tutaj wyszło to tanio i powierzchownie – nie ma żadnego sensu w kontekście historii.

Mam też problem z postacią Ricka Flaga seniora. Po pierwsze – nie został on w żaden ciekawy sposób rozwinięty. Nie poznaliśmy go jako człowieka, nie zobaczyliśmy żadnego rozwoju ani drogi od punktu A do punktu B. To scenariuszowy pionek, a nie postać z krwi i kości. Nie podoba mi się, że bez powodu stał się marionetką Lexa Luthora. Nie miałbym z tym problemu, gdybym zobaczył, jak nemesis Supermana nim manipuluje i przekonuje do swojej sprawy. Rick Flag senior, niegdyś przedstawiany jako żołnierz o silnym kręgosłupie moralnym w Koszmarnym Komandzie, stał się nagle pomagierem Lexa Luthora, decydującego się z niewyjaśnionych przyczyn więzić metaludzi w odległym świecie. Może to z powodu nienawiści do Peacemakera, ale montaż ze wszystkimi sługusami Lexa i śmiejącym się pośród nich Flagiem sugeruje coś innego.

Jestem zdania, iż Peacemaker powinien zakończyć się na 7. odcinku. Wówczas dałoby się poczuć ciężar wszystkich wydarzeń całego sezonu. Finał zaczął się od tego, że Chris siedział w więzieniu, potem na chwilę wyszedł, spędził parę sentymentalnych chwil z przyjaciółmi i… znów skończył za kratami. Mieliśmy do czynienia nie tyle z finałem Peacemakera, co z zapowiedzią kolejnych rozdziałów DCU. James Gunn zarzekał się, że nie będzie postępować w ten sposób, ale w moich oczach złamał swoje słowo. Szkoda, bo serial wyróżniał się kameralnością i innością od podobnych produkcji. Co więcej, ta zapowiedź też nie jest porywająca. Jestem przekonany, że znakomita większość publiczności nie ma pojęcia, co może się stać w DCU po tym odcinku. Nie uważam się za wielkiego fana, ale mam jakiekolwiek rozeznanie i to pozwoliło mi mniej więcej wydedukować, co nas prawdopodobnie czeka. Dla innych może to być zagadka. A finał jest przecież po to, żeby łamigłówki rozwiązywać, a nie stawiać nowe pytania, które pozostaną na długo bez odpowiedzi.
Poznaj recenzenta
Wiktor Stochmal



naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1946, kończy 79 lat
ur. 1988, kończy 37 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1961, kończy 64 lat
ur. 1967, kończy 58 lat

