Peaky Blinders: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
W nowym odcinku Peaky Blinders akcja na moment zwalnia, by dać nam chwilę na nabranie głębokiego oddechu przed jej nagłym zwrotem i zbliżającym się finałem. Wciąż jest naprawdę dobrze.
W nowym odcinku Peaky Blinders akcja na moment zwalnia, by dać nam chwilę na nabranie głębokiego oddechu przed jej nagłym zwrotem i zbliżającym się finałem. Wciąż jest naprawdę dobrze.
Muszę przyznać – wspomniany "zwrot fabularny" nie jest żadnym twistem, nie jest nawet czymś, co mogłoby zaskoczyć. W rozwoju poprzednich serii nadchodził pewien już chyba tradycyjny punkt, w którym plany brały w łeb, Tommy'emu działa się krzywda, po czym mogliśmy spodziewać się rekonwalescencji (całości sytuacji) i późniejszej zemsty. Wówczas herszt gangu wychodził, mniej lub bardziej, na swoje. Co więcej, ów „zwrot” miał miejsce zwykle w odcinku czwartym. Niemniej jednak w całości tego, mogłoby się wydawać, oklepanego motywu można dostrzec pewne zasadnicze różnice, które mogą wybić widza z pełnej pewności co do późniejszych wydarzeń. Po pierwsze, Peaky Blinders – na czele z Tommym – są poważnie wytrąceni ze strefy komfortu. Shelby nie jest już tak pewny, Shelby – na co zwracałem uwagę już przy poprzednich odcinkach – boi się. To, co powiedział na spotkaniu pod koniec epizodu, było właśnie tego efektem. Teraz Tommy sam nie wie, czego się spodziewać – co jest wspaniałe, bo widz również tego nie wie. Wcześniej nietrudno było czuć się dość spokojnym obserwatorem, patrząc na pewnego siebie gangstera, mającego zawsze asa w każdym z rękawów. Wraz ze zniknięciem niewzruszenia Tommy'ego znika poczucie pewności w moich przewidywaniach. Peaky Blinders nie oglądało się dla tego, że wciąż zaskakiwali; chodziło raczej o świetny klimat, doskonałe postacie i ten zarys wzrastającej potęgi. Teraz, gdy bracia znaleźli się u szczytu, można było jednak spodziewać się zmian. Nikt – a ja na pewno – nie wierzy chyba w spełnienie pięknej bajki pod tytułem „ostatni rozbój i legalne życie”. Nadszedł czas na odzwyczajenie widzów od tego, do czego wcześniej byli przyzwyczajani. Takie są przynajmniej moje przypuszczenia i na to, nie ukrywam, bardzo liczę.
Przy okazji odcinka czwartego nie mogę nie wspomnieć o Lindzie, która wyrasta na kolejną ciekawą postać, mimo że wcześniej mogła wydawać się co najwyżej denerwująca. Okazuje się bardzo bystrą, w niepozorny sposób wręcz przebiegłą damą; nie umyka to uwadze Tommy'ego, na którym wydaje się to sprawiać wrażenie. Rzekłbym, że Linda powoli uzyskuje jego aprobatę. Bardzo się cieszę, że twórcy postanawiają stopniowo rozwijać kolejny profil; to, że każdy kolejny odcinek wprowadza coś nowego do osobowości choć części bohaterów, powinno zostać rozpisane w czymś w rodzaju podręcznika wzorowych elementów tworzenia seriali telewizyjnych. Skoro każdy z bohaterów dostaje w przeróżnych seriach znacznie więcej czasu niż w filmach długometrażowych, wciąż powinniśmy dowiadywać się o nich czegoś nowego. W Peaky Blinders twórcy o tym nie zapominają. Działa to doskonale.
Wydaje mi się dość interesujące, że coraz mniej wątpliwości co do swojej przemiany pozostawia Arthur, którego było w tym odcinku niewiele. Oczywiście nie jest to zmiana absolutna, ale jestem skłonny uwierzyć, że sam również chciałby już zakończyć nielegalne interesy. Linda, która – tak sądzę – okaże się całkiem zręczną manipulantką, wraz z odpowiednio dobranymi, uduchowionymi słowami i, mam nadzieję, szczerą miłością, bardzo silnie wpłynęła na bohatera. Wyrachowana partnerka Shelby'ego wszystko już sobie obmyśliła, wbrew pozorom świadomie nie odrywając męża nadto od „ostatniego skoku”. Zyski są obliczone, cele zakreślone – pod pewnymi względami żona gangstera przypomina mi... samego Tommy'ego.
Czwarty odcinek nowego sezonu Peaky Blinders pożegnał mnie sceną majaczącego Tommy'ego, w stanie zagrażającym poważnie jego życiu. Realne zagrożenie i bardzo wysoka pozycja dobrze postawionych graczy – graczy takiego sortu, z jakim Blindersowi nie przyszło się jeszcze zmierzyć – wywołały we mnie dość spore emocje. Wydaje mi się dobrym znakiem, że serial stara się poruszać nowe sfery i grać na nieco innych strunach. Mam tylko nadzieję, że nie przeszarżują lub też odwrotnie – nie cofną się do zbyt bezpiecznej sfery. Wówczas dwa ostatnie odcinki mogą sprawić zawód.
Źródło: fot. BBC Two
Poznaj recenzenta
Michał JareckiKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat