Płacz - recenzja książki
Data premiery w Polsce: 11 marca 2020Płacz to kolejna powieść Marty Kisiel zaliczana do "cyklu wrocławskiego". Jak wypada ten tytuł? Oceniamy.
Płacz to kolejna powieść Marty Kisiel zaliczana do "cyklu wrocławskiego". Jak wypada ten tytuł? Oceniamy.
Trzecia część „cyklu wrocławskiego”, rozpoczętego uroczym, słodko-gorzkim, ale jednocześnie w większości optymistycznym Nomen omen i kontynuowanego poważniejszą powieścią Toń, znalazła swoje uwieńczenie w już zdecydowanie poważniejszym, chwytającym za serce Płaczu. Nietrudno zauważyć, że Marta Kisiel pozostaje w świetnej formie pisarskiej. Tradycyjnie nadzwyczaj zgrabnie operuje słowem, przemyca cudowne nawiązania do literatury pięknej i tworzy postacie, za którymi wskoczylibyśmy w ogień, czyli jest tą samą autorką, którą pokochaliśmy, gdy tylko przeczytaliśmy Dożywocie (nie wspominając o pierwszym, szerzej znanym opowiadania Rozmowa dyskwalifikacyjna), ale Płacz jest, cóż, przede wszystkim – nieco depresyjny. Pamiętam, gdy po raz pierwszy przeczytałam zbiór opowiadań Marty Kisiel Pierwsze słowo i dotarłam do opowiadania tytułowego, po czym przez kilka dobrych minut siedziałam w osłupieniu, usiłując przetrwać potworny smutek, który dopadł mnie jak złoczyńca w ciemnym zaułku, nie okazując litości. Coś podobnego przeżyłam, czytając Płacz.
To znakomita powieść, splatająca losy sędziwych sióstr Bolesnych (byłych mojr) z kobietami rodziny Sternów, zegarmistrzem Gerdem i scytyjskim strzygoniem, niezwykła zarówno pod względem wątków współczesnych, tła historycznego, jak i kwestii nadprzyrodzonych. Niepowtarzalna mieszanka powieści obyczajowej z uniwersum nie z tego świata, realizmu z surrealizmem, malutkich chwil czystej radości z trudnościami teraźniejszości i tragediami przeszłości, śmiechu ze smutkiem. Jednak smutku jest o wiele więcej, zwłaszcza w kontraście do lżejszego Nomen omen. Przebija się na powierzchnię i zasnuwa wszystko cieniem. Nie tylko ze względu na dramatyczną przeszłość, w jakiej się zanurzamy (w dosłowny sposób), ale w obliczu uczuć, które nie zawsze można „naprostować”.
Kobiety rodziny Sternów nie do końca potrafią sobie poradzić z tym, co przeszły, czego się dowiedziały i kim się stały, siostry Bolesne czują się osierocone i coraz starsze, Gerd pije z rozpaczy, strzygoń zaginął, a w niewielkiej miejscowości w Górach Sowich, kierowane złą wolę nieznanego stwora, warstwy czasu mieszają się ze sobą, porywając ze sobą Eleonorę, nie jedynego psychopompa w rodzinie Sternów. Czy w tej sytuacji misja ratunkowa ma szansę na powodzenie? Jaki cień kryje się w Jedlinie? Przedwieczny? Niedawnej, ale ponurej i okrutnej przeszłości? Własny – psychopompa, który przekroczył granice? Okazuje się, że wszystkiego po trochu, ze szczególnym podkreśleniem mroków II wojny światowej, zalegających pod Górami Sowimi jak orkowie w sztolniach Morii. Bardzo cenię Martę Kisiel za przypominanie ówczesnej, bolesnej historii, w Nomen omen i Toń – Wrocławia, a w Płacz – okolic Wałbrzycha. Choć nie powiem, żeby nie bolało. Podobnie jak nieoczekiwane zakończenie historii miłosnej, ba – właściwie dwóch historii miłosnych. Tylko ten nieszczęsny Karolek, partner odrobinę nieznośnej Dżusi, momentami wydaje się irytująco przygotowany na każdą okazję i ogólnie, nazbyt dobry dla tego świata. Ja bym z nim nie wytrzymała. Z drugiej strony – jest promieniem słońca, które rozświetla ogólny mrok Płacz, więc niechaj mu będzie. Potrzebujemy więcej światła w posępniejącym uniwersum nadal doskonałej pisarsko, ale smutniejszej, Marty Kisiel.
Źródło: fot. Uroboros
Poznaj recenzenta
Monika KubiakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat