Po polowaniu - recenzja filmu [WENECJA 2025]
Data premiery w Polsce: 17 października 2025Najnowszy dramat Luki Guadagnino przypomina pomieszanie z poplątaniem. Chaos narracyjny rymuje się tu z przemyślaną reżyserią, przez co konfrontacja z tym gatunkowym mariażem może kojarzyć się z przeprawą przez piekło. Nawet jeśli całość ogląda się znakomicie.

W Po polowaniu znajdziemy cztery relacje głównej bohaterki i cztery różne gatunki filmowe: to modern noir, dramat, campowa zabawa i obyczajówka w jednym. Jednocześnie film bez tożsamości, ale z czterema różnymi charakterami. To albo świadomy zabieg, albo Guadagnino nie mógł się zdecydować, która estetyka najbardziej mu pasuje. Więc zdecydował się na wszystkie.
Zaczyna się niewinnie, bo na wieczorku intelektualistów, zorganizowanym przez małżeństwo, Almę (rewelacyjna Julia Roberts) i Frederika (Michael Stuhlbarg). Gośćmi zaś są m.in. Maggie, protegowana Almy (Ayo Edebiri) oraz Hank (Andrew Garfield), bliski przyjaciel bohaterki granej przez Roberts (oboje wykładają na Yale). Cała ta ferajna żyje w swojej akademickie bańce i zapewne całkiem podoba im się taka kolej rzeczy. Dyskutują, popijają wino, dobrze się bawią – amerykańscy sybaryci XXI wieku.
Kiedy goście wychodzą, Hank proponuje, że odprowadzi Maggie. Zamykając drzwi na klucz, Alma ukradkiem spogląda na ubawioną i nieco podpitą dwójkę. Cieszy się, a może zdaje się zazdrosna? Tego nie wiemy.
Dzień jak co dzień. A przynajmniej na to wygląda.
Problem pojawia się, kiedy następnego dnia Maggie nie przychodzi na zajęcia. A następnie oskarża Hanka o napaść na tle seksualnym. Dla widzów obserwowanie filmowego efektu domina nie jest przyjemnym doświadczeniem. A żeby było trudniej, to żadna wersja wydarzeń nie będzie tu przekonująca.
Wraz z Almą paradoksalnie czujemy, że Maggie coś kręci. Równocześnie nie potrafimy uwierzyć Hankowi w jego niewinność. Dla widza sytuacja patowa, bo przecież mówimy o współczesnym piekle kobiet. Guadagnino bawi się narracją tylko po to, aby namieszać nam w głowach. Tym samym imituje XXI wiek, czyli czasy, w których media nieustannie wpływają na naszą interpretację nawet skrajnie radykalnych zdarzeń. To niebezpieczne zagranie, bowiem Guadagnino bierze poprawkę na #metoo i przekonuje, że to miecz obosieczny.
(Tak jeszcze na marginesie: w trakcie tej sceny imprezy Guadagnino decyduje się na wiele zbliżeń dłoni naszych postaci (które będą jeszcze wracać). To nie przypadek – coś wisi w powietrzu. Jedne są napięte, drugie bardziej wyluzowane, trzecie nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Jowialna atmosfera i komplementy nie idą w parze z fizycznymi reakcjami postaci).
Zabieg przedziwny, ale przypominający, że #metoo zaczyna się właśnie od dłoni, których ruchy sami kontrolujemy. Tak naprawdę każdy może być seksualnym drapieżnikiem, wykorzystując czyjąś chwilę słabości do swoich celów).
Zatem mamy zagwozdkę i pseudośledztwo prowadzone przez Almę. Takie, które rezonuje na najważniejsze dla niej relacje:
Sekwencja z wieczornym spotkaniem nakreśla nam dynamikę Almy i jej męża. Sceny między nimi przypominają nam, że Guadagnino potrafi w dramaty, łączące w sobie scenariuszowy spokój wraz z jego reżyserskim pazurem. Frederik wypruwa sobie żyły, aby Alma raz jeszcze go pokochała. Ona traktuje go jak jakiś Plan B, taką opcję z braku laku. Nawet i rozmawiać nie potrafią. Musi być powód, dlaczego jako związek znaleźli się w tym miejscu. Domyślamy się, że to jedynie kwestia czasu, zanim reżyser wyjmie wszystkie swoje asy z rękawa.

W trakcie seansu obserwujemy, że Maggie przyczepia się do Almy niczym niechciana choroba. Dziewczyna dwoi się i troi, by przypasować zarówno do mentorki, jak i swojego otoczenia. Pochodzi z bogatej rodziny, ale udaje, jakby pieniądze nie grały roli. Dla każdego z osobna będzie uśmiechniętym aniołkiem, aczkolwiek dla Almy jakoś tak bardziej. Do akademii zupełnie się nie nadaje, choć właśnie rozpoczęła doktorat. „To moja pasja i powołanie” – wmawia całemu otoczeniu. Każdy jej ruch daje do zrozumienia, że Tom Ripley znalazł swoją następczynię. Pytamy sami siebie wraz z Almą: czy Hank faktycznie przekroczył jej osobiste granice? A może prawda jest zupełnie inna? Za każdym razem, kiedy Edebiri pojawia się na ekranie, Guadagnino wprowadza klimat campowo-queerowej estetyki. Niby Maggie to schludna i empatyczna dziewczyna, aczkolwiek coś tu nie gra. Coś z nią jest nie tak – tylko co?
W scenach z Hankiem wkrada się tzw. modern noir, wzmocniony soundtrackiem Trenta Reznora i Atticusa Rossa, którzy hołdują muzyce z noirowych klasyków z lat 40. i 50. Jego ambiwalentna prezencja nie daje nam zbyt wielu wskazówek na to, jak bardzo i czy w ogóle zawinił. Im dalej w las, tym jeszcze trudniej nam go sklasyfikować. W trakcie seansu zastanawiamy się, kto jest prawdziwą femme fatale – Maggie czy może jednak Garfieldowski Hank? W końcu pod maską serdecznego typa Hank skrywa znacznie brzydszy charakter. W ocenie ich relacji nie pomaga fakt, jak blisko są ze sobą. Wszystkie czerwone flagi nad nimi powiewające mówią nam, że ta dwójka już dawno ze sobą spała. Choć żadnych dowodów nie mamy, są tylko poszlaki. Rzadki przypadek we współczesnym kinie, kiedy to bohaterowie wiedzą znacznie więcej niż widzowie. Pierwsza myśl: czy Maggie była zazdrosna? A może naoglądaliśmy się zbyt wielu filmów? Z drugiej strony Alma i Hank rywalizują o etat na uczelni. Czy rzeczywiście ta para poszłaby ze sobą do łóżka? Czujemy, że ich relacja ma szansę być kluczem w ułożeniu tej zagmatwanej układanki.
U Guadagnino rozmawiają niczym u Allena. Wiele się zresztą zgadza – poprawnie dobrane są tutaj nawet utwory (w tle lecą m.in. The National i The Smiths). Czwarta relacja naszej bohaterki to ta z jej terapeutką Kim (Chloë Sevigny), wprowadzająca nam do filmu klasyczną obyczajówkę. Obie kobiety doskonale rozumieją się bez słów, choć nie zawsze to widać. Mają do siebie jakąś urazę, coś tam nie gra, zgrzyta, no ale pracują na tej samej uczelni i ich losy się jako tako przeplatają. Cienka nić porozumienia między nimi sugeruje, że Alma skrywa w sobie zamkniętą na kluczyk przeszłość; ten brak zaufania do Kim musi mieć źródło w jej nieprzepracowanej przeszłości.
Te cztery relacje wpływają na Almę i percepcję jej śledztwa.
Po seansie zostajemy z większą liczbą pytań (aniżeli odpowiedzi), ale ma coś w sobie ten tytuł – rozkminia się go jak sprawnie napisaną rozprawę filozoficzną, której zabrakło jedynie lepszej konkluzji. Być może Po polowaniu sprawdziłoby się w postaci serialu, dzięki czemu część wątków wybrzmiałaby znacznie płynniej. Pozostaje gdybanie – czyli w pełni przyjmujemy rolę bohaterów. Bo oni także główkują: tyle że o tym, jak potoczyłyby się ich losy bez paru lampek wina wypitych pewnego feralnego wieczoru.
Poznaj recenzenta
Jan Tracz


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1992, kończy 33 lat
ur. 1974, kończy 51 lat
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1963, kończy 62 lat
ur. 1972, kończy 53 lat

