Preacher: sezon 3, odcinek 4 – recenzja
Gdyby Preacher w każdym odcinku prezentował tak dobry poziom, jak w najnowszym epizodzie, to na pewno serial zyskałby większą popularność wśród widzów. Ten solidny, dynamiczny odcinek przyniósł dużo rozrywki, historia interesowała, a do tego powróciła jedna z najciekawszych postaci, która odwiedziła najmroczniejszą część piekła.
Gdyby Preacher w każdym odcinku prezentował tak dobry poziom, jak w najnowszym epizodzie, to na pewno serial zyskałby większą popularność wśród widzów. Ten solidny, dynamiczny odcinek przyniósł dużo rozrywki, historia interesowała, a do tego powróciła jedna z najciekawszych postaci, która odwiedziła najmroczniejszą część piekła.
Już od samego początku nowy odcinek Preacher wprawiał w dobry humor, bo w końcu powrócił Święty od Morderców! Ale to nie jego osoba powodowała najwięcej emocji, tylko wizyta na dywaniku u samego szefa Piekła. Spotkaliśmy już Boga, więc przyszedł również czas na diabła. Na pierwszy rzut oka wygląda nieco kiczowato i stereotypowo, ale jego wesołkowaty charakter odwracał uwagę od jego prezencji. Luzacki humor diabła przy mrożącej ognie piekielne lodowatości i niewzruszoności Świętego świetnie ze sobą kontrastowały, dlatego te sceny tak bawiły, nawet w obliczu brutalnych tortur. Poza tym efekty komputerowe, też wyjątkowo dobrze się prezentowały, choć na pewno budżet nie dawał dużego pola do manewru. Najważniejsze, że siedziba diabła wyglądała imponująco, ogniście i jak na najniższe piętro przystało – przerażająco. A dodatkowo dostaliśmy zapowiedź pogoni Świętego za Eugenem i Hitlerem, więc pokazanie żarzącego się piekła nie miało tylko celu rozrywkowego, ale również przypomnienie, że istnieją inne ciekawe wątki poza Angelville.
Ale oczywiście najważniejsza w Preacher jest historia Jessego, która zaczyna się rozwijać w interesującym kierunku. Kolejne retrospekcje wzbogacają przeszłość głównego bohatera, choć jak na ten serial nie są jak na razie zbyt wymyślne czy szalone. Wątek z Boyd i jej bratem pokazuje jasno, że Jesse próbuje chronić drogie mu osoby poprzez złamanie im serca i odtrącenie. W tym wypadku nieźle zagrały dwie wersje wydarzeń związanych ze śmiercią Kenny’ego, gdzie podkreślono okrucieństwo L’Angelle’ów i to, do czego był zmuszany w młodości. Wkrada się pewien tragizm do historii Jessego, ale przynajmniej jako postać staje się ciekawszy w obliczu tego, że nie może obecnie korzystać z mocy Genesis. To jest też dobry moment, aby scementować związek z Tulip, żeby nie opierał się tylko na namiętności, ale też na uczuciu i partnerstwie, co ciężko było do tej pory odczuć. Takie zbliżenie się do siebie bohaterów powinno pozytywnie wpłynąć na serial.
W końcu też twórcy zmierzyli się z trójkątem miłosnym między głównymi bohaterami, dając jasno do zrozumienia, że na romans Cassidy'ego z Tulip nie ma szans. Choć trzeba przyznać, że desperackie próby wampira, aby przekonać O’Hare do siebie, a także zawahanie się w zastosowaniu eliksiru miłosnego, miały swój urok. Nawet przykro robiło się na sercu widząc, jak Tulip go odtrąciła. A to dość zaskakujące, że nawet takie uczucia potrafi wywołać tak specyficzny serial. W każdym razie rozdzielenie się bohaterów nie oznacza, że zapomnimy o Cassie, który jest śledzony przez agentów Graala, którzy pewnie niebawem wkroczą do akcji.
Nie zabrakło też w tym odcinku kilku makabrycznych momentów, ale zanadto nimi nie epatowano. Nawet scena z pakowaniem poćwiartowanego Cassa do pudła wcale nie szokowała na tyle, żeby miało się coś przewracać w żołądku na ten widok. Tak samo w przypadku maski z ludzkiej skóry – więcej w tym było czarnego humoru niż obrzydliwości. Również walki w Grobowcach mogły wyglądać jeszcze bardziej widowiskowo, bo wiemy, że Preacher stać na świetną choreografię potyczek. Co też udowodnili w brawurowej i komiksowo przerysowanej ucieczce Tulip z Boyd. Natomiast większe wrażenie robiła płomienna przemowa Jessego, jak zresztą na kaznodzieję przystało. Czasem można zapomnieć, że w końcu nasz główny bohater jest księdzem. Natomiast buńczuczne „komu potrzebny jest Bóg?!” to już poważna prowokacja ze strony Preacher, jeśli wyrwałoby się ten tekst z kontekstu. Ale przez to ma mocniejszy wydźwięk, co się może podobać.
Dawno w Preacher nie oglądaliśmy tak satysfakcjonującego odcinka, który był zarazem mroczny, komediowy, krwawy i emocjonalny. A przede wszystkim historia ładnie się zazębiała i wciągała, co nie zdarza się często w tym serialu. Ten odcinek powinien zostać postawiony, jako wzór dla kolejnych. Wtedy ta niszowa produkcja na pewno zyskałaby więcej fanów mimo, że epizod wcale nie był idealny, ale po prostu trzymał dobry poziom. Oby to nie było wszystko na co stać w tym sezonie Preacher!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1973, kończy 51 lat