Nie przeczę, że wydarzenia z przeszłości są w pewnym sensie nawet bardziej interesujące od teraźniejszych, gdy skupiają się na nowym szkoleniu Alex. Kolejny etap, kolejna nauka, poświęcenie, dylemat – to wszystko twórcy potrafią sprzedać w atrakcyjnej formie. W tym przypadku mieliśmy próby uwodzenia celów, które zostały przeprowadzone solidnie, ale nie da się ukryć, że znów było to wykorzystywane jako pretekst do relacji Alex z Boothem. Z czasem trochę staje się to męczące, gdy romantyczny wątek w Quantico jest dla twórców ważniejszy niż te naprawdę ciekawe i warte uwagi historie. Czy to misja Bootha i Alex, czy to relacje z innymi trenującymi ludźmi, czy to nawet zadania Shelby. Nie mam nic przeciwko obyczajowej formie tego serialu, bo konwencja ta nie przeszkadza. Chodzi mi o to, że są momenty, w których scenarzyści przekraczają granice dobrego smaku, nie kryjąc już swoich ciągot do tworzenia obyczajowego romansu z konspiracjami w tle. Brakuje mi tej równowagi pomiędzy elementami, która dawałaby więcej frajdy. Niektóre odcinki w 1. sezonie miały tego więcej.
Częściowo kłopotem 2. sezonu stają się postacie, które nie mają za bardzo ikry w sobie. Nie ma tutaj bohatera na miarę Ryana, Alex czy Shelby, którzy mieliby większe znaczenie i mogliby albo zainteresować widza, albo nawet ciągnąć ten serial. Agent MI6 wydaje się najciekawszy z tych wszystkich nowych osób, a jego ukryte motywy mają potencjał. To jednak zbyt mało. Reszta ciągle jest mdła i wydaje się zbędna. Ten odcinek doskonale to pokazuje, jednocześnie nie wskazując za bardzo, kto z tych osób może być zamieszany w akcję terrorystyczną. Samo w sobie nie jest dobrym rozwiązaniem, bo zaletą 1. sezonu było rzucanie podejrzeń, a tym samym zaciekawienie widza. Tutaj tego brakuje.
Nie brak jednak wydarzeń ważnych dla fabuły, które miały miejsce w teraźniejszości. Miranda staje się totalną zagadką tego sezonu, która nie powiem, potrafi zaciekawić. Jej końcowe słowa do Alex – że przez to, co powie, zrobi z niej terrorystkę – są obietnicą czegoś, co może rozruszać Quantico w kolejnych odcinkach. Pada trochę sugestii, że cały ten zamach jest czymś innym, niż się wydaje, więc pozostaje nam liczyć na dobry twist z werwą, który zagwarantuje zacną rozrywkę.
Quantico w tym odcinku cierpi na brak równowagi pomiędzy najważniejszymi elementami serialu, co sprawia, że odcinek nie porywa, a istotnych wydarzeń jest niewiele – poza wątkiem Mirandy. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy błądzą. Przeciągają wszystko, opierając serial na wątkach obyczajowych, bo sami do końca nie wiedzą, jak ciekawie poprowadzić konspirację. A szkoda, bo naprawdę ten serial ma potencjał i stać go na więcej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/