Quantico: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
Quantico wraca po przerwie i praktycznie oferuje ciągle to samo. Konwencja nie zmieniła się od początku serialu i albo się ją przyjmie z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo serial będzie jedynie męczyć.
Quantico wraca po przerwie i praktycznie oferuje ciągle to samo. Konwencja nie zmieniła się od początku serialu i albo się ją przyjmie z całym dobrodziejstwem inwentarza, albo serial będzie jedynie męczyć.
Nie przeczę, że wydarzenia z przeszłości są w pewnym sensie nawet bardziej interesujące od teraźniejszych, gdy skupiają się na nowym szkoleniu Alex. Kolejny etap, kolejna nauka, poświęcenie, dylemat – to wszystko twórcy potrafią sprzedać w atrakcyjnej formie. W tym przypadku mieliśmy próby uwodzenia celów, które zostały przeprowadzone solidnie, ale nie da się ukryć, że znów było to wykorzystywane jako pretekst do relacji Alex z Boothem. Z czasem trochę staje się to męczące, gdy romantyczny wątek w Quantico jest dla twórców ważniejszy niż te naprawdę ciekawe i warte uwagi historie. Czy to misja Bootha i Alex, czy to relacje z innymi trenującymi ludźmi, czy to nawet zadania Shelby. Nie mam nic przeciwko obyczajowej formie tego serialu, bo konwencja ta nie przeszkadza. Chodzi mi o to, że są momenty, w których scenarzyści przekraczają granice dobrego smaku, nie kryjąc już swoich ciągot do tworzenia obyczajowego romansu z konspiracjami w tle. Brakuje mi tej równowagi pomiędzy elementami, która dawałaby więcej frajdy. Niektóre odcinki w 1. sezonie miały tego więcej.
Częściowo kłopotem 2. sezonu stają się postacie, które nie mają za bardzo ikry w sobie. Nie ma tutaj bohatera na miarę Ryana, Alex czy Shelby, którzy mieliby większe znaczenie i mogliby albo zainteresować widza, albo nawet ciągnąć ten serial. Agent MI6 wydaje się najciekawszy z tych wszystkich nowych osób, a jego ukryte motywy mają potencjał. To jednak zbyt mało. Reszta ciągle jest mdła i wydaje się zbędna. Ten odcinek doskonale to pokazuje, jednocześnie nie wskazując za bardzo, kto z tych osób może być zamieszany w akcję terrorystyczną. Samo w sobie nie jest dobrym rozwiązaniem, bo zaletą 1. sezonu było rzucanie podejrzeń, a tym samym zaciekawienie widza. Tutaj tego brakuje.
Nie brak jednak wydarzeń ważnych dla fabuły, które miały miejsce w teraźniejszości. Miranda staje się totalną zagadką tego sezonu, która nie powiem, potrafi zaciekawić. Jej końcowe słowa do Alex – że przez to, co powie, zrobi z niej terrorystkę – są obietnicą czegoś, co może rozruszać Quantico w kolejnych odcinkach. Pada trochę sugestii, że cały ten zamach jest czymś innym, niż się wydaje, więc pozostaje nam liczyć na dobry twist z werwą, który zagwarantuje zacną rozrywkę.
Quantico w tym odcinku cierpi na brak równowagi pomiędzy najważniejszymi elementami serialu, co sprawia, że odcinek nie porywa, a istotnych wydarzeń jest niewiele – poza wątkiem Mirandy. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy błądzą. Przeciągają wszystko, opierając serial na wątkach obyczajowych, bo sami do końca nie wiedzą, jak ciekawie poprowadzić konspirację. A szkoda, bo naprawdę ten serial ma potencjał i stać go na więcej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat