„Ray Donovan”: Powrót do korzeni – recenzja
Ray Donovan oferuje 2 dobre odcinki, w których niektóre elementy rażą jednak nie najlepszym wykonaniem.
Ray Donovan oferuje 2 dobre odcinki, w których niektóre elementy rażą jednak nie najlepszym wykonaniem.
Ray Donovan rozbudowuje wątek małżeństwa Donovanów, które wyraźnie przeżywa problemy. Ray (Liev Schreiber) stara się, jest trochę inny dla żony, słucha jej i się nawet zmienia. I to jest dobre, bo pokazuje go w zupełnie innym świetle - jako człowieka, któremu zależy na rodzinie, chcącego uratować to, co ma. Stanowiło to też miłą odmianę po wydarzeniach 1. sezonu, gdzie Ray często zdradzał małżonkę. Dlatego też wątek ten w tych odcinkach tak bardzo razi - bo Ray bez najmniejszego ukazania wyrzutu sumienia, dylematu czy czegokolwiek ponownie zdradza żonę z kimś, kogo tak naprawę powinien wsadzić do bagażniku i zakopać na pustyni, by nie mieć problemu. Najgorsze w tym jest to, że twórcy próbują sugerować jakieś uczucia u Raya względem tej kobiety. Po co ją uratował pod koniec 4. odcinka? Mógł pozwolić FBI działać i mieć święty spokój. A tak mamy powtórkę z rozrywki, która jest nudna, naciągana, kompletnie niepotrzebna i nieusprawiedliwiona fabularnie.
Inne elementy pokazują, jak Ray Donovan się stara. Weźmy za przykład świetny wątek Stu Feldmana i branży pornograficznej. Dostrzec tu można spory ładunek humorystyczny i pomimo poważniejszych wydarzeń trudno czasem się nie zaśmiać. Ukazanie tej sytuacji trochę z przymrużeniem oka pozwala rozluźnić atmosferę, która w pozostałych wydarzeniach jest bardziej napięta.
[video-browser playlist="633487" suggest=""]
Mickey Donovan (Jon Voight) w tym sezonie ma zupełnie inną rolę do odegrania. Momentami czuję, że twórcy do końca nie wiedzą, co chcą z tą postacią zrobić.l Jak w 1. serii fabularny cel Mickeya był bardzo wyraźny, tak teraz jest to niejasne. Obserwujemy jego zmagania z trudną codziennością, z których tak naprawdę niewiele wynika i nie mają one wpływu na fabułę. Jedyne, co w tym jest naprawdę dobre, to jego relacja z synami, która jest jeszcze bardziej popsuta niż w 1. sezonie. Dzięki temu Mickey jest zdany na siebie, a to pozwala pokazać bohatera z zupełnie innej perspektywy. Oczywiście jest to niezłe, dobrze zagrane, ale zarazem rozczarowujące, że po 4 odcinkach Mickey nie ma nic specjalnego do roboty.
Wątek Tiny'ego okazuje się emocjonującym zagraniem ze strony twórców. Przede wszystkim świetnie przedstawia to samego Raya, który tym razem nie kontroluje wydarzeń. Ten brak kontroli jest dla niego bolesny i nie do zniesienia. Można by spekulować, czy kolejna zdrada żony nie jest jakoby z tym związana, ale raczej można śmiało wyciągnąć wniosek, że to wszystko kumuluje się w Rayu, by wybuchnąć pod koniec sezonu. Ray Donovan to nadal serial dobry, lecz po prostu nie mogę pozbyć się wrażenia, że ten jeden element życia prywatnego Raya stoi poniżej prezentowanego poziomu i świadczy o braku pomysłu scenarzystów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1998, kończy 26 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1949, kończy 75 lat
ur. 1970, kończy 54 lat