Ray Donovan: sezon 7, odcinek 4 - recenzja
Coś się ruszyło w najnowszym sezonie Raya Donovana. Poszczególne wątki włączyły drugi bieg, a najwięcej dobrego można powiedzieć o (niedocenionej także w moich recenzjach) historii Bunchy’ego.
Coś się ruszyło w najnowszym sezonie Raya Donovana. Poszczególne wątki włączyły drugi bieg, a najwięcej dobrego można powiedzieć o (niedocenionej także w moich recenzjach) historii Bunchy’ego.
Kierunek fabularny zaproponowany przez twórców, jeśli chodzi o postać Brendana, jest najlepszym z możliwych. Co więcej, w przypadku tego konkretnego bohatera, może się on sprawdzić z nawiązką. Bunchy wpada w łapy rasistowskich suprematystów, którzy siłą chcą wykorzenić wielorasowość z Nowego Jorku. Ksenofobiczna nowomowa trafia na podatny grunt, ponieważ Donovan nie dość, że znajduje się w poważnym kryzysie, to zawsze był wrażliwy na różnorakie wpływy. Tym samym w szeregi uzbrojonych faszystów trafia człowiek, którym bardzo łatwo manipulować. Bunchy przejdzie zapewne wkrótce pranie mózgu. Ciekawe, jak zmieni się jego stosunek do braci, a przede wszystkim do Darylla. Otwierają się nowe furtki fabularne, dzięki czemu bohater wreszcie będzie miał okazję rozwinąć skrzydła.
Ruszyło się również u pozostałych Donovanów. Mickey niezbyt długo zabawił na wygnaniu. Twórcy postanowili sparować go z Daryllem. Działania tego tandemu mogliśmy już śledzić w poprzednich sezonach, ale tym razem wydaje się, że akcenty zostaną postawione nieco inaczej. Być może Daryl w końcu zagości na pierwszym planie, a nie tylko będzie stanowić cień partnerujących mu postaci. Bohater staje w rozkroku pomiędzy dwoma ojcami. Ten pierwszy oferuje mu stabilizację, drugi – słodki chaos. Jak łatwo się domyślić, młody Donovan wybiera Mickeya, co wygeneruje zapewne wiele mniej lub bardziej zabawnych sytuacji. Do czego to wszystko doprowadzi, trudno powiedzieć, ale dobrze że wreszcie ruszyło się zarówno u Mickeya, jak i Darylla.
Również wątek Bridget dostaje kopa fabularnego. Twórcy trzymają się koncepcji uczynienia z niej następczyni swojego ojca. Pakują ją w wątpliwie moralne sytuacje, podczas których musi się wykazać zarówno determinacją, jak i przebiegłością. Najważniejsza jednak wydaje się zdrada, jakiej dopuściła się młoda mężatka. Dziewczyna daje się uwieść charyzmatycznemu producentowi muzycznemu, czym doprawia biednemu Smitty’emu rogi. Chłopak jest tak poczciwy, że nie da się go nie lubić, co sprawia że trudno ocenić w sposób obiektywny czyn bohaterki. Rzeczywistość bywa jednak bardzo złożona i miejmy nadzieję, że twórcy zdecydują się, ku uciesze oglądających, jeszcze bardziej pokomplikować życie temu młodemu małżeństwu.
Im większy wysiłek wkładają scenarzyści w swoją pracę, tym lepiej dla serialu. Historia Bridget funkcjonuje dobrze na kilku polach, a co najważniejsze, łączy ze sobą parę płaszczyzn fabularnych. Jej wyskoki działają na korzyść formowanego właśnie charakteru. Dziewczyna zmienia się – idzie w ślad swojego ojca zarówno zawodowo, jak i w życiu osobistym. Fakt ten będzie stanowić zagwozdkę dla Raya, który do tej pory robił wszystko, żeby trzymać dzieci z dala od swojej brudnej profesji.
Dobrze, że w omawianym odcinku pierwsze skrzypce gra Bridget, ponieważ główny wątek wciąż niedomaga pod względem atrakcyjności fabularnej. Odbija się to na postaci protagonisty, który ostatnimi czasy nie za dużo ma do roboty. Czarę goryczy przelewa nowy romans Raya. Niestety, po raz kolejny odgrywany jest tutaj pewien schemat, wynikiem czego całość jest mało interesująca. Dobra dziewczyna, zły chłopiec – historia stara jak świat, a w Rayu Donovanie już nie raz eksploatowana. Można mieć również wątpliwości co do segmentów z udziałem Terry’ego. Bohater znów toczy wewnętrzną walkę, a jej stawką jest tym razem męskość. Niestety, ponosi porażkę i jego życie traci sens. Temat ten był maglowany już w poprzednich sezonach. Bohater cierpi na przewlekłą chorobę, więc taki rozwój wypadków jest zrozumiały. Twórcy jednak starają się go ubarwić, włączając do akcji new age’ową sektę, która pasuje do estetyki Raya Donovana jak pięść do oka. Jasne, że zdesperowany człowiek szuka pomocy, gdzie się tylko da, jednak pewne wymyślne motywy sprowadzają opowieść na manowce infantylności. Nie jest to również zbyt zabawne, a szkoda, bo można byłoby potraktować pretensjonalnego guru ostrzem satyry.
Nowy sezon Raya Donovana miał powolny rozruch, ale w końcu udało się wrzucić właściwy bieg. Część zaproponowanych wątków naprawdę dobrze rokuje, więc można mieć nadzieję, że opowieść wjedzie na właściwe tory. Daleko jeszcze serialowi do znakomitych historii rodzinnych z pierwszych sezonów, ale być może uda się wydostać z kolein powtarzalności i przeciętności.
Źródło: zdjęcie główne: Showtime
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat