

Rekruci to serial osadzony w latach 90. i opowiada o nastolatku, którego życie to pasmo porażek i bycia nękaną ofiarą w szkole. Decyduje się zmienić wszystko i wstępuje do marines w czasach, gdy bycie homoseksualistą, jak on, było zakazane w amerykańskim wojsku. Podstawą serialu jest śledzenie perypetii tego młodego, wątłej postury chłopaka, który stara się przeżyć i zmienić życie. Brzmi ciekawie? Twórcy twierdzą, że to komediodramat, ale na tym poziomie odczuwam wyraźny zgrzyt: komediowo jest to sporadyczne, a nawet satyryczne spojrzenie na rzeczywistość pozostawia zbyt wiele do życzenia. Dramatycznie jest to tak szalenie uproszczone i banalne, że poza rzadkimi momentami, gdy coś trafia, całość nie jest w stanie wybrzmieć. Ten serial stoi w rozkroku, nie do końca wiedząc, czym chce być; nie bawi jako komedia, choć można się uśmiechnąć, nie porusza jako dramat, bo jest zbyt często festiwalem banału i oczywistości.
Po pierwszych dwóch odcinkach bardzo źle oceniłem serial Rekruci. Wręcz na tym chciałem zakończyć i zapomnieć, ale zawsze stosuję zasadę trzech odcinków. Tyle każdy serial wymaga i potrzebuje, by odnaleźć swoją tożsamość i ukształtować konwencję. Cieszę się, że dałem mu szansę, bo trzeci odcinek wiele zmienia: chaotyczna zabawa stereotypami zaczyna mieć sens, a perypetie grupy bohaterów do czegoś prowadzą. W końcu zmienia się sposób prowadzenia historii, w której orientacja seksualna Camerona Cope’a, głównego bohatera, staje się jedną z rzeczy, które go definiują, a nie główną, jak można odnieść wrażenie w pierwszych dwóch odcinkach. Przez to też całość ogląda się lepiej, bo każdy kolejny odcinek fabularnie opowiada o czymś, pokazując historię, która nabiera głębszego przesłania, ma rozrywkowe elementy, interesujące aspekty i bohaterów, którzy tworzą bardzo specyficzną, ale wartą tego czasu grupę. Tematycznie stało się to różnorodne i ciekawsze, a osobowość Cope'a i jego rozterki wcale na tym nie straciły, a wręcz zyskały.
To jednak nie zmienia faktu, że Rekruci to serial okrutnie stereotypowy. Tu nie ma ludzi na ekranie, bo mamy chodzące stereotypy, w których nie pokazuje się przestrzeni na rozwój i wyjście poza ograne schematy. Nawet gdy mamy bliźniaków – jeden napakowany, drugi z nadwagą – i gdy twórcy pokazują relację z toksycznym ojcem, nie ma tutaj ludzkiego oblicza, bo jest ograny stereotyp dzieciaków z traumą. Twórcy podchodzą do każdego bohatera w ten sam sposób, nie pozwalając sobie na to, by było to coś więcej fabularnie i emocjonalnie. Pomimo tego, że udała się rzecz ważna: ci ludzie wzbudzają sympatię i pozytywne emocje, zarazem stają się nudni w tym, jak w wyniku tego problemu są przewidywalni. Każda przemiana postaci jest oczywista i dokładnie można przewidzieć większość aspektów historii bohaterów. Trudno komplementować serial za to, że zaledwie poprawnie gra stereotypami i nie czuć w tym pomysłu na coś więcej.
Jednocześnie nie mogę nie pochwalić tego, jak poprowadzono historię głównego bohatera. Jak najbardziej jest w tym stereotyp kogoś, kogo można byłoby skreślić z marines na pierwszy rzut oka. Na początku tak mocno eksploatowano jego orientację seksualną, że zachowanie Cama mogło irytować, bo jako stereotypowa postać był aż tak bardzo oklepany, że aż nieciekawy. Jednak z czasem to zaczęło się zmieniać – bardziej skupiono się na nim jako na człowieku z rozterkami, w których strach przed odkryciem i karą za to, kogo kocha, był tylko mniejszym elementem. Inne odgrywały ważniejszą rolę, choćby specyficzna relacja z instruktorem Sullivanem. To sprawiło, że przemiana i dojrzewanie Camerona stały się najmocniejszym punktem serialu. Stopniowe, naturalne i na swój sposób inspirujące, bo obserwujemy chuderlawego nastolatka, któremu nie powinno się udać, a serial kończy się, pokazując kogoś, kto stał się innym, ciekawszym i pewniejszym siebie człowiekiem. Pomimo początkowego braku zbalansowania stereotypów z fabułą, potem nabrało to rozpędu i może się podobać.
Kwestia homoseksualizmu jest ważna, ale nie jest najważniejsza. To jeden wątek na tle różnych innych – ale wszystkie osadzone w stereotypach, które są mniej lub bardziej udane. Ten aspekt jednak ostatecznie wybrzmiewa inaczej, niż można byłoby się spodziewać po takiej historii, bo nie ma to w ostatecznym rozrachunku w kulminacji kluczowego znaczenia. Z tego wyłania się coś typowo ludzkiego, na poziomie najszczerszych emocji wynikających z przyczyn i konsekwencji błędów w życiu. Nadal jest to zbyt proste jak na ambicje, jakie można tutaj dostrzec na papierze, ale niespodziewanie udane i nadające serialowi Rekruci ciekawego stylu.

Ostatecznie Rekruci bardziej przypominają reklamę lub antyreklamę marines. Jest to prawdopodobnie zależne od interpretacji, bo obserwacja piekła gotowanego przez toksycznych, momentami psychopatycznych instruktorów jest tak do bólu stereotypowa, jak prawdziwa (biorąc pod uwagę historie z rzeczywistości). Ten schemat nie wziął się tylko z fikcji. Tylko to nie przekłada się na interesującą rozrywkę, gdy obserwujemy oczywiste i czasem przesadnie szalone zachowania. Ani to satyryczne, ani śmieszne, ani emocjonalne z jakimś większym znaczeniem. To jest wręcz tak męczące na swój sposób, bo twórcy nie starają się wyjść ponad te stereotypy. Jedyny wątek Sullivana, który wyjaśnia jego toksyczne zachowanie, to trochę za mało, bo zbyt kurczowo trzyma się tych zasad.
Nie rozumiem zachwytów nad serialem Rekruci, bo nie ma w tym projekcie nic wyjątkowego ani szczególnie atrakcyjnego. Zabawa stereotypami i schematami bez większej ambicji czy emocji. Oczywistości, czasem nuda oraz grupa postaci z potencjałem, który nigdy nie zostaje wykorzystany. Ma to swoje dobre chwile, a historia Camerona dobrze obrazuje motyw dorastania, ale nic w tym nie wyrasta ponad typowość serialową, jakich wiele. Dla mnie przeciętnie, z niezłymi momentami.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

