Rewizja – recenzja kisążki
Data premiery w Polsce: 30 marca 2016Zaginięcie, poprzedni tom cyklu Remigiusza Mroza o Chyłce i Oryńskim, pozostawiło bohaterów w nieoczekiwanym, dramatycznym miejscu. Rzadko zdarza się, że autorzy pozwalają sobie na zachwianie status quo, do którego przyzwyczaili czytelników. Takie zagranie wymaga nie tylko odwagi, ale – na dłuższą metę – pomysłu, w którym kierunku pociągnąć historię w kolejnych odsłonach. Czas odpowiedzieć na pytanie, jak dobrze poszło Mrozowi opisanie świata po trzęsieniu ziemi w Rewizji.
Zaginięcie, poprzedni tom cyklu Remigiusza Mroza o Chyłce i Oryńskim, pozostawiło bohaterów w nieoczekiwanym, dramatycznym miejscu. Rzadko zdarza się, że autorzy pozwalają sobie na zachwianie status quo, do którego przyzwyczaili czytelników. Takie zagranie wymaga nie tylko odwagi, ale – na dłuższą metę – pomysłu, w którym kierunku pociągnąć historię w kolejnych odsłonach. Czas odpowiedzieć na pytanie, jak dobrze poszło Mrozowi opisanie świata po trzęsieniu ziemi w Rewizji.
Autor nikogo nie oszukuje, nie udaje, że wydarzenia Zaginięcia nie miały miejsca, że postacie to papierowe figurki, które się nie zmieniają. Od razu serwuje nam krajobraz po bitwie: Chyłka znajduje się na zawodowym dnie, Oryński („pieszczotliwie” nazywany przez swoją byłą patronkę Zordonem) zmaga się z emocjonalno-moralnym wydźwiękiem swoich poczynań. I choć ich codzienność wygląda teraz zupełnie odmiennie, żadne nie może czuć się zwycięzcą.
Rewizja to rasowy, mięsisty thriller polityczny i w żadnym miejscu nie udaje czegoś, czym nie jest. Widać to od pierwszych stron, gdzie zawiązuje się intryga osnuta na morderstwie matki i dziecka, o którą oskarżony jest Rom (czy też Cygan). Autor robi bardzo sprytną rzecz – wydawać się może, że stawka jest zbyt niska, bo czemu sprawa morderstwa miałaby osobiście dotyczyć prawniczego duetu? Podbija więc ją i do gry w związku z bestialskim zabójstwem włącza się wielki ubezpieczyciel. Żeby jeszcze namieszać – z ubezpieczycielem związany jest pewien znajomy z poprzednich odsłoń chyłkowego cyklu.
Fabuła mknie, ale nietrudno za nią nadążyć. Duża w tym zasługa nie tylko lekkiego pióra Mroza, ale też rzadkiego daru lakonicznego i celnego wykładania zawiłości systemu prawnego. Wierzę, że wielu prawników mogłoby tego zazdrościć – wielu mówi prosto, ale długo, inni krótko, ale słowami, o które trudno w słowniku. A w Rewizji? Niby bohaterowie posługują się prawniczym słownictwem, ale dwa zdania autora i wszystko jasne. Rewizja jest ciekawym kompromisem pomiędzy zwięzłością i sensacyjnością a niebanalnością języka. Ważną zaletą nowego Mroza jest to, że diabelnie wciąga, ale jednocześnie nie obraża czytelnika i jego zmysłu językowego. Działa tak, że te ponad sześćset stron połknąłem w nieco ponad dwa dni.
Ale właściwie czemu działa? Co tak wciąga? Nie mam wątpliwości, gdy udzielam odpowiedzi na to pytanie: odpowiedzialni są za to bohaterowie. Wyraziści, ale pełnokrwiści. Łatwo jest wyciosać z kamienia postacie rzucające sarkastycznymi uwagami lub niezłomne moralnie, ale łatwo też taką postać uczynić papierową, niewiarygodną. Mrozowi udaje się tego uniknąć. Widać to szczególnie w chwilach, kiedy widzimy Chyłkę, Oryńskiego i osoby z tła w trudnych chwilach: dramatycznych, niepewnych, gdy targają nimi wątpliwości. Często znajdują się w tym, a nie innym miejscu nie przez niechlujny zbieg okoliczności, ale wskutek własnych decyzji i wyborów. Z przeciwnościami radzą sobie we właściwy dla siebie sposób, który czyni z nich ludzi – a przynajmniej pozwala nam uwierzyć, że mogliby istnieć w tym świecie. Ważne jest to, że autor traktuje bohaterów z szacunkiem, nie jak wyciosanych z kamienia i pozwala się im zmieniać – a pokusa, by byli tacy sami przez X tomów cyklu, jest zawsze ogromna, bo tak łatwiej.
Ciekawe jest też tło, może zdominowane przez główne postacie, a jednak każdy dostaję chwilę w blasku reflektora. Autorowi udaje się opisać postacie krótko, ale tak, że automatycznie budzą sympatię (Anka z Recepcji!), a nawet jeśli ktoś wydaje się nieprzyjemny, to czytanie o nim budzi emocje.
Jednak w tym pojedynku przekonań, postaw oraz wzajemnych sympatii i antypatii gubi się tak naprawdę intryga. To, co wydaje się, że stanowi trzon powieści, w pewnym momencie schodzi na dalszy plan i staje się jedynie pretekstem do pokazania drogi bohaterów. Jest to na swój sposób przewrotne, bo i Zordon, i Chyłka sprawę Bukano traktują przedmiotowo, ma ona służyć ich celom, ale dokładnie tym samym zagadka zabójstwa staje się dla autora – pretekstem, by doprowadzić do konfrontacji dwójki prawników i zaprowadzić ich do miejsca, z którego podejmie fabułę kolejnej części. Szczególnie widać to pod koniec: odpowiedź nie wynika z tego, o czym czytaliśmy wcześniej. Niezwykłą sztuką kryminału jest to, by w powieści zostawiać okruchy, które łatwo przeoczyć, albo puzzle, które nie chcą się poskładać. Gdy jednak w finale my, czytelnicy, dostajemy rozwiązanie, plujemy sobie w brodę, że nie dostrzegliśmy tego od razu. W Rewizji tego brakuje (poza jednym wątkiem, którego rozwiązanie jest akurat tak banalne, że aż dziw, iż bohaterowie nie wpadli na to na samym początku).
No, ale nie intrygą Rewizja stoi. Stoi Chyłką i Oryńskim, tym, jak radzą sobie z przeciwnościami i jakie decyzje podejmują.
Jest jeszcze jedna rzecz, która może budzić mieszane uczucia: Rewizja jest jak scenariusz odcinka serialu. Naprawdę. Widać to doskonale w jej konstrukcji. Wracają wątki z poprzednich części (i za to chwała), rozstrzygają się pewne wątpliwości z przeszłości (chwała). Są jednak też mniej chwalebne przykłady: pojawiają się postacie, które służą tylko temu, by zarzucić haczyki, na które będzie można złapać czytelnika w kolejnej części. Wydaje się też, że pretekstowość intrygi wynika właśnie z tego – kojarzycie zapewne sytuację, gdy w późniejszych sezonach procedurala „sprawa tygodnia” schodzi na dalszy plan, bo ciekawsze jest to, co się dzieje u bohaterów? Gdy o sprawie i jej rozwiązaniu zapominamy zaraz po zakończeniu odcinka? Mam wrażenie, że podobne piętno dotknęło też Rewizję. Nie musi to być wada, wszystko zależy od preferencji odbiorcy, trudno było jednak o tym nie wspomnieć. To zresztą niebezpieczeństwo, które czai się na każdego autora, który porywa się na tworzenie cyklu, szczególnie powieści, która ma emocjonować i czytać się szybko. O tyle dobrze, że Mróz robi wszystko, żeby można było czerpać przyjemność z Rewizji bez znajomości poprzednich części; odpowiednio tłumaczy pewne wątki, ale tak jak przy serialu – można niby zacząć procedurala oglądać od środka, wszystko zrozumieć, ale wciąż pozostaje uczucie, że coś nas ominęło.
Już dziś wiadomo, że to nie koniec przygód Chyłki i Oryńskiego. Można mieć tylko nadzieję, że autor nie ucieknie się do prostych rozwiązań i zafunduje nam kolejne trzęsienie ziemi oraz oprze się chęci wciśnięcia przycisku reset – tak wygodnego dla twórców seriali, w których po finale każdego odcinka sytuacja wraca do stanu z jego początku. Bo to właśnie Mróz robi najlepiej – buduje napięcie, tworzy konflikt, żongluje stawkami, zaprasza do pociągu, w którym brak hamulców. Na przyszłość nie zaszkodziłoby jednak, by mniej po macoszemu potraktować sprawę i z większą starannością domknąć powieść jako całość, co pozwoliłoby uniknąć wrażenia obcowania z odcinkiem ze środka sezonu.
Poznaj recenzenta
Michał BajerskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat