Riverdale: sezon 5, odcinek 13 - recenzja
Nowy odcinek Riverdale ma kilka ciekawych kwestii, jednak twórcy wiele z nich psują. Oceniam.
Nowy odcinek Riverdale ma kilka ciekawych kwestii, jednak twórcy wiele z nich psują. Oceniam.
Nowy odcinek Riverdale mocno rozwija wątek zabójcy z tira. Jednak nie do końca jest to rozwinięcie dobre. Otóż twórcy przede wszystkim pozbywają się gdzieś z całego równania Jugheada. Cały czas nie mogę uwierzyć, jak z jednej z ciekawszych postaci w serialu zrobili bohatera, bez którego spokojnie akcja nadal będzie się toczyć. W wypadku nowego odcinka pokazali, że nie mają na niego pomysłu i usuwają go w cień. Całkiem sprawnie wyszedł scenarzystom pomysł inspirowany filmem Wygrane marzenia. Betty, Tabitha i reszta ekipy pod przykrywką zwykłego występu artystycznego w barze szukali mordercy. I ta sekwencja udowodniła, że jeśli twórcy nie silą się na pompatyczny do granic możliwości ton, tylko dają trochę luzu historii, to wszystko działa.
Jednak mam pewien problem z wyjawieniem tożsamości naszego seryjnego mordercy, W tym wypadku twórcy kompletnie ignorują poprzednią scenę całej akcji w barze i idą na łatwiznę. Oto morderca sam pojawia się przed Betty i zabiera ją na zabójczą przejażdżkę. Sama scena walki bohaterki z zabójcą została całkiem nieźle nakręcona, w horrorowym, slasherowym stylu. Jednak sposób odkrycia mordercy był za bardzo skrótowy, przeprowadzony po linii najmniejszego oporu, bez zaufania do inteligencji widza. Wszystko zostało potraktowane łopatologicznie do granic możliwości. Mam nadzieję, że być może gdzieś czai się drugi morderca albo jakoś zostanie rozwinięty wątek zaginięcia Jugheada i Polly, bo na razie nowy odcinek bardzo zepsuł ten element fabuły.
Po raz kolejny wymęczyłem się na wątku Archiego. Kreowanie go na tego sprawiedliwego, który ma uratować zepsute Riverdale, jest już nudne. Scena wabienia mordercy wprowadzała sporo luzu do produkcji, ale już wątek Andrewsa podbił poziom martyrologii. To było zupełnie niepotrzebne. Spokojnie można było rozwinąć kwestię PTSD u Archiego w inny sposób, co całkiem nieźle zrobiono pod koniec, gdy okazało się, że pies, o którym opowiada, był naprawdę szeregowym, który ukazał się na końcu bohaterowi. Zespół stresu pourazowego to bardzo trudny temat, ale przez to bardzo interesujący i jest tu sfera, żeby scenarzyści mogli nakreślić nowy, dobry wątek dla Archiego. Na razie jeszcze tego nie ma.
No i wątek Veroniki. Nie jest on zły, po prostu twórcy rozwijają go w wolnym tempie. Trudno więc ocenić, co z niego wyjdzie, jednak ma potencjał. Nie rozumiem tylko jednego - sposobu, w jaki został potraktowany Reggie. Jeszcze w poprzednim odcinku bohater miał wejść w spółkę ze swoim ojcem, co było bardzo ważne dla jego historii i relacji obydwu panów. I nagle w nowym odcinku scenarzyści bardzo łatwo o tym zapominają i sprawiają, że Reggie jest znowu pomocnikiem któregoś z głównych bohaterów, w tym wypadku Veroniki. Dziwi mnie ta łatwość, z jaką nieudolnie twórcy zapominają o konsekwencjach tego, co napisali zaledwie epizod wcześniej.
Nowy odcinek Riverdale ma kilka ciekawych rozwiązań i kwestii, na których można budować dobre rzeczy. Jednak nadal scenarzyści nie potrafią w interesujący sposób rozwijać wątków, które zaczęli z bohaterami lub, nie wiedzieć czemu, o niektórych kwestiach zapominają.
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat