materiały prasowe
Laureat Oscara Brendan Fraser wciela się w człowieka, któremu trudno nie współczuć. Bohater próbuje swoich sił w aktorstwie z dość miernym skutkiem, dodatkowo jeszcze za granicą, bo w Tokio. Jest samotny. Nie ma rodziny. Wydaje się poczciwy, a jednak cicha woda brzegi rwie! W końcu przyjmuje kontrowersyjną propozycję pracy.
Rodzina do wynajęcia opowiada o agencji, która oferuje pomoc w udawaniu czyjegoś bliskiego. Na przykład wtedy, gdy dziewczyna chce się uwolnić od rodziny i potrzebuje fikcyjnego męża. Mąż, który zdradził, ale nie ma odwagi przyjść z prawdziwą kochanką i przeprosić? Do wyboru, do koloru. I może brzmi to zabawnie, ale jak zauważa pracownica agencji Aiko (Mari Yamamoto) – w rzeczywistości życie Japończyków jest znacznie bardziej skomplikowane, a kłamanie momentami bardziej się opłaca.
Philip (Brendan Fraser) podejmuje się tej wątpliwej moralnie pracy, jednak jego wrażliwość sprawia, że przywiązuje się do ludzi, których okłamuje. Dziewczynka Mia (Shannon Mahina Gorman) uważa go za swojego tatę, który porzucił ją lata temu. Dla Philipa rola ojca powoli zaczyna mieszać się z rzeczywistością, co – jak łatwo się domyślić – mocno komplikuje jego pracę.
Rodzina do wynajęcia to wyciskacz łez, a jednocześnie zabawna komedia. Film koi niczym herbatka z miodem na zbolałe gardło, co mi się przydało po wcześniejszym seansie Zgiń, kochanie. To urocza i przyjemna do oglądania historia, która przekazuje wiele różnych emocji, ale nie zostawia po sobie nadmiernej ciężkości. Humor został dobrze wyważony ze smutkiem, bo trzeba przyznać, że niektóre dialogi i sceny były naprawdę śmieszne.
Reżyserka Hikari jako miejsce akcji wybiera Japonię − kraj skomplikowanych relacji międzyludzkich, rodzinnych i społecznych wartości. Pokazanie go przez pryzmat agencji ułatwia odbiorcy zrozumienie tej rzeczywistości, ale film nie wgłębia się w nią przesadnie. To nie dramat społeczny. Twórczyni bardzo ładnie operuje kadrami zatłoczonego Tokio oraz późniejszą, dziką fauną i florą kraju. To zderzenie miejskiego życia z duchowością natury działa wyjątkowo dobrze.
Biały człowiek w wielkim Tokio – taki motyw może aż prosić się o oskarżenia o kolonizację, ale w tej historii naprawdę się tego nie czuje. Philip nie rozumie wielu problemów tej społeczności i czasem osądza zbyt pochopnie, ale wtedy pojawia się Aiko, która sprowadza go na ziemię. On może i daje innym coś od siebie, ale sam również się uczy.
Rola Brendana Frasera naprawdę robi wrażenie! Aktor z ogromną czułością pokazuje człowieka samotnego, poczciwego i niezwykle wrażliwego. Nie musimy znać szczegółów jego przeszłości pozostawionej w Ameryce, bo i tak czujemy, że niesie w sobie spory bagaż emocjonalny, który dodaje wiarygodności postaci. Podobnie w rolach drugoplanowych Mia (Shannon Mahina Gorman) i Aiko (Mari Yamamoto) świetnie dopełniają tę historię. Jedna wnosi do niej dziecięcą szczerość, a druga z wyczuciem pokazuje skomplikowanie japońskiej rzeczywistości, którą doskonale rozumie.
Rodzina do wynajęcia przedstawia nam ciepłą historię, która działa jak wyciskacz łez. Można doszukiwać się w niej różnych interpretacji czy kontekstów społecznych, ale dla mnie najważniejsze pozostają emocje i intencja twórców – a one naprawdę wybrzmiewają.
Poznaj recenzenta
Amelia AdaszakWspółpracowniczka w naEKRANIE.pl. Studentka kulturoznawstwa ze specjalizacją filmową. Twórczyni profilu – @ameliazzakulis w mediach społecznościowych. Zaczynałam od grania w szkolnych spektaklach teatralnych, po drodze pochłaniając filmy – tak narodziła się moja miłość do kina. Mam słabość do produkcji kostiumowych rodem z Jane Austen, klasyki i bajek, które lubię analizować pod kątem kolorów, kontekstów społecznych i kobiecej perspektywy. Obok pisania i oglądania, aktorstwo to moja osobista pasja – coś, co wciąż mnie fascynuje.
Można mnie znaleźć na:
Instagram: https://www.instagram.com/ameliazzakulis/
Tik tok: https://www.tiktok.com/@ameliazzakulis?lang=hi-IN