Salvation: sezon 1, odcinki 2-5 – recenzja
Kolejne odcinki serialu niestety nie zachwycają, pozostawiając wiele do życzenia. Produkcja zapowiadała się ciekawie, jednak w chwili obecnej nie znajduję w niej wiele wartego uwagi.
Kolejne odcinki serialu niestety nie zachwycają, pozostawiając wiele do życzenia. Produkcja zapowiadała się ciekawie, jednak w chwili obecnej nie znajduję w niej wiele wartego uwagi.
Po przyzwoitym odcinku pilotowym, kolejne epizody Salvation sprawiają wrażenie zwyczajnie byle jakich. Z biegiem czasu widać wiele niedociągnięć i niedopracowanych wątków, a sami bohaterowie tracą na wiarygodności. Tym, co najbardziej rzuca się w oczy, jest fakt, że w kryzysowych i skomplikowanych momentach postaci wymieniają się kwestiami oczywistymi, które nie wnoszą do fabuły absolutnie nic. To aż razi, gdy stojąc przed nowo odkrytym centrum dowodzenia Dariusa Tanza, Grace i Liam, mówią sobie nawzajem, co widzą. Taki zabieg sprawia wrażenie, jakby twórcy traktowali widza jako półgłówka, który nie potrafi wyciągnąć wniosków z tego, co pokazuje mu się na ekranie. Podobną rolę zdają się pełnić retrospekcje, na siłę upychane przy kolejnych zwrotach akcji – ot, żebyśmy przypadkiem nie zapomnieli, że ten sam samochód już raz ścigał głównego bohatera. Odniosłam wrażenie, że pokazuje mi się palcem w którym momencie powinnam poczuć dreszcz na plecach, co działa na wielką niekorzyść serialu. Powtarzane sceny nie wnoszą nic do fabuły bieżącej, a we mnie wzbudzają jedynie zniesmaczenie.
Kolejne odcinki zwyczajnie nie są wciągające. Asteroida dalej pędzi w kierunku ziemi, a bohaterowie, jak panikowali w pilocie, tak panikują nadal. Tylko Darius Tanz zachowuje zdrowy dystans i rzeczywiście stara się działać, przez co jego wątki wypadają zdecydowanie najciekawiej. Dopiero w piątym odcinku dowiadujemy się czegoś więcej o przeszłości bohatera, co dodatkowo działa na korzyść – to chyba pierwszy przypadek, w którym postać jest nam zaprezentowana z perspektywy jej własnych doświadczeń i rzeczywiście pozostawia to po sobie dobre wrażenie. Szkoda, tylko, że takie szczegóły poznajemy dopiero w połowie sezonu.
Najsłabszym ogniwem serialu jest moim zdaniem Jilian, dziewczyna Liama. Odnoszę wrażenie, że bohaterka została wciśnięta do fabuły na siłę, a aktorka sama nie wie, co tak właściwie robi w tym serialu. Moment, w którym została od tak sobie zaangażowana do pracy w firmie Tanza wręcz mnie rozbawił, ponieważ jest zupełnie nieuzasadniony. Na chwilę obecną Jilian tylko kręci się po planie i prowadzi pogawędki o niczym, bądź idzie do łóżka z Liamem. Wszystkie wątki z jej udziałem to trochę czas stracony. Ciekawa jestem, jaki pomysł na tę postać mają twórcy – w tym momencie wydaje mi się, że żadnego.
Nie mogę przeboleć efektów dźwiękowych, które coraz częściej pojawiają się podczas zwrotów akcji. Towarzyszą im zwykle nagłe cięcia montażowe i zaciemnienie ekranu, co jest strasznie banalne i irytujące. Na politowanie zasługują także efekty specjalne – w przeciągu ostatnich odcinków po raz pierwszy zobaczyliśmy asteroidę za sprawą doganiającej ją sondy i teraz przynajmniej wiadomo, że nie ma co spodziewać się widowiska, a raczej biednych wizualizacji. Za sprawą swojej banalności, serial przestaje robić wrażenie, a proponowane elementy zaskoczenia (zasygnalizowane oczywiście muzyką, żeby nie było żadnych wątpliwości) wcale nie są zaskakujące. Serial jest bardzo przewidywalny i z łatwością domyślić się tego, nad czym tak długo główkują bohaterowie. Intryga prowadzona jest na zasadzie dochodzenia bohaterów animacji Scooby Doo, którzy w kolejnym odcinku zdzierają maskę z twarzy potwora. Tak i w tym wypadku, Doktor Croft okazał się tym złym? Niemożliwe, kto by pomyślał?
W chwili obecnej serial zawodzi oczekiwania. Z początkowo rozpoczętych zagadkowych wątków, w kolejnych odcinkach nie rozwinięto w zasadzie nic. Jedynymi momentami, które robią wrażenie jest tajemnicze samobójstwo przyjaciela Tanza oraz próba zamordowania dziennikarki. Szkoda, tym bardziej, że to już połowa serialu. Z tak rozpisaną fabułą nawet nie korci mnie by wiedzieć, co będzie dalej.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Michalina ŁawickaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat