

Akcja powieści dzieje się w fikcyjnym miejscu o nazwie Sarum. Rutherfurd osadził je bardzo starannie w realiach odpowiadających rzeczywistym okolicom Salisbury i prehistorycznego Stonehenge. To tutaj na przestrzeni lat rozgrywają się losy kilku rodzin: od pierwszych plemion epoki neolitu, przez rzymskich kolonistów i normańskich zdobywców. Rutherfurd łączy ich losy bardzo dyskretnie, a to przez pewien przedmiot, a to przez miejsce. Właśnie za takie smaczki lubię jego powieści jeszcze bardziej. Jedno, co mnie czasami męczy, to duża zmienność bohaterów, mnogość imion i nazwisk. To bywa trudne do ogarnięcia.
Rutherfurd z mistrzowską precyzją prowadzi czytelnika przez kolejne epoki, ukazując, jak wielka historia – zwykle znana z podręczników i wykładów – przenika się z życiem zwykłych ludzi. Pisarz nie oszczędza swoich bohaterów, ich losy są często bardzo smutne i dalekie od happy endu, ale przecież nie o to chodzi. U Rutherfurda właśnie szary człowiek ma być pretekstem do pokazania szerszej historycznej perspektywy.
Pierwszy tom Sarum wyróżnia się już samym wyborem okresów historycznych. Rutherfurd nie zaczyna opowieści od znanego i bezpiecznego średniowiecza, a prowadzi nas do początków ludzkości, w głąb epoki kamiennej, gdzie pojawia się pierwotna wspólnota, instynkt przetrwania i rodzące się więzi społeczne. W rozdziałach Nowy las czy Budowniczowie kamieni obserwujemy życie pierwszych osadników, narodziny rytuałów i struktur plemiennych, a przede wszystkim więź człowieka z ziemią. Szczerze mówiąc, byłam dość sceptycznie nastawiona do tych pierwszych rozdziałów, ale przyznam, że czytałam je później z zapartym tchem.

Pisarz świetnie pokazuje nie tylko zmiany cywilizacyjne – jak znana ze szkoły rewolucja neolityczna czy przejście od pogańskich rytuałów do rzymskiego prawa. Rutherfurd nie pomija wielkich dylematów zwykłego człowieka. Przeczytamy o głębokich konfliktach społecznych i tożsamościowych. Z jednej strony podziwiamy monumentalne budowle i rozwój organizacji państwowej, z drugiej – widzimy dramat tych, którzy zostali zmuszeni do porzucenia dawnych wierzeń i sposobu życia.
Autor nie upraszcza historii. Przykładem może być to, że Rzymianie nie są tu wyłącznie narodem cywilizującym podbite ludy, a Celtowie nie tylko barbarzyńcami. Nie zabraknie cudownych kulturowych i obyczajowych smaczków. Rutherfurd dba o wielowymiarowość postaci i tła historycznego, dzięki czemu czytelnik zostaje wciągnięty w wir dziejowy.
Styl Edwarda Rutherfurda zasługuje na szczególną uwagę. Pomimo epickiego rozmachu język narracji pozostaje przystępny i barwny. Dzięki temu książki o imponującej objętości po prostu się pochłania. Autor unika nadmiernego patosu i naukowego zadęcia. Oferuje czytelnikom opowieści o ludziach i ich codziennych zmaganiach, miłościach, lękach i ambicjach, które – choć dzieją się tysiące lat temu – brzmią zadziwiająco współcześnie.
Pierwszy tom sagi o Anglii jest książką bardzo dobrą, pisaną w porywający sposób. Myślę, że spodoba się nie tylko miłośnikom historii. Sama nie mogę się doczekać kolejnych tomów.
Poznaj recenzenta
Agnieszka Kołodziej
