SAS: Zamach w Eurotunelu to ekranizacja pierwszego tomu przygód operatora SAS, Toma Bukinghama. Jak wypada przeniesienie na ekran kolejnej już książki Andy'ego McNaba?
Kojarzycie może taki film jak
Rajd na tyły wroga? Całkiem niezłe kino akcji, w dodatku wbija się w pamięć, bowiem głównego bohatera gra tam
Sean Bean i - o dziwno! -wychodzi z tego żywy! Ale co to ma wspólnego z omawianym
SAS: Zamach w Eurotunelu? Otóż wyżej wymieniona postać to
Andy McNab, autor książek, na których oparto oba filmy, jednej będącej wspomnieniami z czasów jego służby, a drugiej będącej częścią serii thrillerów akcji. Autora sporo zresztą łączy z portretowanym przez
Sama Heughana Tomem Bukinghamem. Obaj są zarówno operatorami brytyjskiego SAS, jak i.. zdiagnozowanymi psychopatami. Ten ostatni aspekt zresztą stanowi bardzo istotny element fabuły i główną siłę napędzającą relację między naszym protagonistą a jego przeciwniczką (graną przez
Ruby Rose) Grace Lewis.
Na początku należy zaznaczyć, że jeśli ktoś szuka tutaj dobrej ekranizacji materiału źródłowego, to może czuć się zawiedziony, bowiem tak samo jak w przypadku tegorocznego
Bez skrupułów Toma Clancy'ego jest to uwspółcześnienie materiału źródłowego i mimo że ogólny koncept pozostaje ten sam, to zmiany są spore. Czy na lepsze, czy na gorsze, to kwestia oceny indywidualnej. Osobiście nie jestem fanem takich rozwiązań, ale też rozumiem potrzebę dostosowania dzieła do czasów i odbiorców.
Pod względem fabuły
SAS: Zamach w Eurotunelu nie jest dziełem ani wybitnym, ani odkrywczym. Jest wręcz na odwrót, pełno tu klisz. Zbrodnie wojenne w Europie Wschodniej, najemnicy wynajęci przez rząd, rząd kontrolowany przez korporacje i jednostki specjalne sprzątające cały ten bałagan. A w samym środku tego wszystkiego wspomniana powyżej para psychopatów, Tom i Grace. On - morderczo skuteczny operator SAS, ona - córka przywódcy kompanii najemników i jego następczyni. Jednak choć większość zwrotów akcji można dostrzec z kilometra, to ten oklepany miszmasz całkiem przyjemnie się ogląda, przynajmniej w kwestii wykonania technicznego.
To, co natomiast totalnie kuleje, to przedstawienie wątku zaburzenia psychicznego Toma i Grace. Nie wiem, czy to zamierzony efekt, czy scenarzyście po prostu "tak wyszło", ale gdzieś tu nastąpił błąd i pomieszano protagonistę z antagonistą. Nasz dzielny wojak to, za przeproszeniem, kawał kutasa (choć przyznam bardzo skutecznego w swoich działaniach), któremu ciężko kibicować. Za to postać grana przez Ruby ma bardzo jasno określone i motywowane cele. Tylko droga, jaką obrała do ich osiągnięcia, stanowi o tym, że jest tutaj głównym złym.
Może to przez to, że on stara się stłamsić swoją psychopatyczną naturę i żyć normalnym życiem ze swoją ukochaną panią doktor, zaś Grace po prostu zaakceptowała to, kim jest, i stara się z tego uczynić swój (dość wątpliwy) atut? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, jedno jest natomiast pewne... nie tak miało być. Zwłaszcza że narracyjnie Tom jest kreowany na "dobrego psychopatę", a pojęcie to, choć mocno abstrakcyjne, istnieje naprawdę. Dowodem tego jest choćby właśnie sam McNab, który wspólnie z psychiatrą, dr. Kevinem Duttonem, napisał o tym książkę (niestety niewydaną po polsku) zatytułowaną
The Good Psychopath's Guide to Success. Szczerze polecam jej lekturę
.
Nie dość, że w filmie ewidentnie pomieszana jest rola dobra i zła, to jeszcze jest to momentami niesamowicie spłycone. Produkcja miała wielki potencjał i naprawdę świetne postacie zmarnowane kiepskim scenariuszem. Na plus wychodzi za to gra aktorska głównego duetu, bo zagranie kogoś pozbawionego emocji, zimnego i kalkulującego każdy ruch bez grama poszanowania dla czyjegoś bezpieczeństwa to naprawdę sztuka. Reszta obsady wypada co najwyżej poprawnie, ale nie oszukujmy się, są oni tylko tłem dla Grace i Toma.
Mam duże problemy z wystawieniem oceny liczbowej temu filmowi, bowiem z jednej strony jest tu kupa zmarnowanego potencjału, zwalony scenariusz i zbytnie odejście od źródła, a z drugiej jako czysty akcyjniak, który ogląda się dla adrenaliny i przemocy, sprawdza się w moim odczuciu bardzo dobrze. Trzeba tylko wyłączyć myślenie i nie starać się niczego analizować. Dlatego też zdecydowałem się na bardzo średnie 5, choć w zależności od Waszego podejścia ta ocena może iść zarówno w górę, jak i w dół.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h