Servant: sezon 1, odcinek 6 i 7 - recenzja
Nowe odcinki Servant i nowi goście w domu Turnerów. Jeśli myśleliście, że po pierwszych odsłonach dziwniej już być nie może, to nie poznaliście jeszcze wujka George’a. Podobno każdy z nas ma w rodzinie jakiegoś dziwaka, ale takiego krewnego nie życzyłbym nikomu.
Nowe odcinki Servant i nowi goście w domu Turnerów. Jeśli myśleliście, że po pierwszych odsłonach dziwniej już być nie może, to nie poznaliście jeszcze wujka George’a. Podobno każdy z nas ma w rodzinie jakiegoś dziwaka, ale takiego krewnego nie życzyłbym nikomu.
W poprzedniej recenzji ponarzekałem nieco na poziom artystyczny Servant. Marudziłem między innymi z powodu dziur fabularnych, mało finezyjnej historii i scenariuszowej monotonii. Wypracowany w pierwszych odcinkach klimat rozłaził się w szwach i nie była to dobra wiadomość dla tych, którzy dali się uwieść nieszablonowej wizji M. Night Shyamalana i Tony’ego Basgallopa. Teraz na szczęście jest dużo lepiej i opowieść powraca na właściwe tory. Wszystko dzięki osobliwym personom, które pojawiają się w domu głównych bohaterów. To one ciągną fabułę do przodu i sprawiają, że chwilowy marazm odchodzi w niepamięć.
Wśród nowo przybyłych prym wiedzie oczywiście wujaszek George – tajemnicza postać, która wydaje się kluczowa dla toczących się wydarzeń. Twórcy wprowadzają ją do akcji na zasadzie kumulacji dziwactw i osobliwości. Od podartych butów, przez obrzydliwe paznokcie i dziwaczne nawyki żywieniowe, aż po nocny abordaż dziecięcej kołyski. Jest to niepokojące, ale też niezwykle zabawne. Chyba nikt nie był przygotowany na kuriozalny widok wujka George’a śpiącego smacznie w łóżeczku Jericho. Twórcom udało się mnie w tym miejscu zaskoczyć i zaliczam to im na bardzo duży plus, podobnie jak cały epizod. Pal sześć, że Dorothy znów zachowuje się nielogicznie (czemu po owym ekscesie nie posłała krewnego Leanne do siedmiu diabłów?), a Julian wchodzi w buty Seana pod jego nieobecność. Seans szóstego odcinka przysparza wiele radości i przypomina o potencjale, który ma serial.
Siódmy epizod jest nieco słabszy, ale pomysł wyjściowy również zadowala. Do domu głównych bohaterów przybywa terapeutka Natalie. Kobieta była przy Dorothy, gdy ta cierpiała po stracie swojego syna i to ona zaproponowała kontrowersyjne rozwiązanie z lalką. To, co miało być chwilowym opatrunkiem na krwawiącą ranę, przerodziło się w patologiczną sytuację, z czego Natalie jest bardzo niezadowolona. Planuje uświadomić panią domu, że jej syn tak naprawdę nie żyje, ale nie zdaje sobie sprawy ze zmian, które zaszły w domu Turnerów. Nie wie, że w dziecięcym łóżeczku pojawił się prawdziwy niemowlak, a opiekuje się nim tajemnicza Leanne. Sean próbuje ukryć przed terapeutką te informacje, ale jak łatwo się domyślić, wszystko wychodzi na jaw.
Odcinek przepełniony jest intensywnym napięciem, dzięki czemu całość powraca do konwencji psychodramy. Ma on jednak kilka problemów i parę motywów, które nie do końca są potrzebne. Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa bezpański pies? Jego pojawienie się w pokoju dziecięcym wywołuje ciarki na plecach, ale już nagłe zmartwychwstanie to dość dyskusyjne zagranie. Kundel z pewnością jest jakoś powiązany z postacią Leanne, ale tak jaskrawe zaakcentowanie jego nadnaturalnej roli nie było konieczne – przecież sam fakt pojawienia się go w domu był wystarczająco niepokojący. Również niespodziewany seks Juliana z Natalie może budzić wątpliwości. Czy rzeczywiście było to potrzebne? Kameralna fabuła i intymna forma z każdą sekundą zyskiwały na atmosferze, a powyższe rozwiązania stanowiły coś na kształt przedwcześnie przebitego balonu.
À propos przebitego balonu, trzeba pochwalić twórców za sposób, w jaki prezentują kuchnię i pożywienie. Konsumpcja wciąż odgrywa niezwykle ważną rolę w serialu i w bardzo fajny sposób współgra z mrocznym wątkiem przewodnim. Motyw z wujaszkiem Georgem wyciskającym z mięsa sos, to czyste złoto, a kolacja z udziałem Natalie to popis kreatywności twórców. Można odnieść wrażenie, że autorzy postawili sobie za punkt honoru oddanie hołdu wykwintnej gastronomi. Serial celebruje każdy jej etap – od momentu przygotowania poczęstunku, aż do chwili, gdy jedzenie ląduje w żołądkach biesiadników.
Dwa najnowsze odcinki to świetna rozrywka z pogranicza horroru i czarnej komedii. Gdy trzeba, serial potrafi rozbawić, w innych momentach wywołuje ciarki na plecach. Opowieść wciąż zmaga się oczywiście z kilkoma problemami, ale po fabularnej wywrotce z poprzednich odcinków znów jesteśmy na właściwej drodze.
Źródło: zdjęcie główne: Apple TV
Poznaj recenzenta
Wiktor FiszDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat