Sherlock: sezon 4 – recenzja serialu BBC
Data premiery w Polsce: 25 listopada 2024Trzy lata oczekiwania minęły błyskawicznie i oto zakończył się 4. sezon Sherlocka. Pytanie tylko, czy to takich odcinków oczekiwali fani?
Trzy lata oczekiwania minęły błyskawicznie i oto zakończył się 4. sezon Sherlocka. Pytanie tylko, czy to takich odcinków oczekiwali fani?
Zwiastuny oraz umiejętne dawkowanie napięcia przez twórców i samą telewizję BBC zapowiadały coś przełomowego – odcinki zdecydowanie najmroczniejsze z dotychczasowych, pełne niebezpieczeństw i akcji. Fani czekali więc na każdy najmniejszy skrawek informacji, jaki tylko podsunął im któryś z aktorów czy scenarzystów. Napięcie sięgało zenitu, a potem nadmuchany do granic możliwości balonik oczekiwań pękł… Jest takie powiedzenie: lepsze jest wrogiem dobrego. Idealnie charakteryzuje serial, jakim stał się Sherlock w najnowszym sezonie.
QUIZ: Sprawdź wiedzę o Sherlocku
Choć odcinek pierwszy The Six Thatchers początkowo podobał mi się, po drugim seansie nie byłam w stanie zignorować już narzucających się głupotek i absurdów. Uśmiercenie Mary już w pierwszym epizodzie było rzeczywiście zaskakujące, ale sposób, w jaki tego dokonano specjalnie nie porywa. Mary jest zresztą postacią traktowaną przez fanów wyjątkowo dwojako – albo się ją uwielbia, albo nienawidzi. Tak naprawdę szybkim pozbyciem się jej najbardziej ucieszyły się fanki „johnlocka” – owe fanki (a może i także fani) uznają bowiem, że jedyną i odpowiednią osobą, z którą Sherlock powinien spędzić całe życie jest John. Scenarzysta Mark Gatiss pisze często pod publikę, ale przynajmniej w tym wypadku trzymał się wiernie dzieł A. C. Doyle’a, któremu Mary w pewnym momencie po prostu… znika z kart opowiadań. W każdym razie nowy rozdział z życia Watsona naznaczony samotnym ojcostwem otwiera drugi odcinek sezonu, czyli The Lying Detective.
Zaskakujące, że po raz pierwszy to drugi odcinek sezonu jest tym najlepszym. Jak dotąd środkowe epizody spełniały rolę zwykłego wypełniacza, a tym razem Steven Moffat napisał odcinek oryginalny i wciągający. Culverton Smith, zagrany przez Toby’ego Jonesa, nie jest może kolejnym Moriartym, ale to naprawdę złoczyńca pierwszej klasy. Sama konstrukcja odcinka także wypada dużo lepiej – jedną z bolączek The Six Thatchers było bardzo nierówne rozłożenie tempa akcji, tutaj zaś wszystko od początku do końca jest poukładane i przemyślane, a co najważniejsze, widz zwyczajnie nie gubi się. Dobrze zbalansowano też sceny poważniejsze (wizje i narkotyczne odloty Sherlocka) z czysto humorystycznymi akcentami – ot, choćby genialna pani Hudson. Z pewnością wielu widzów nieraz jeszcze wróci do odcinka drugiego z przyjemnością, żeby przypomnieć sobie epizod podobny klimatem do dwóch pierwszych sezonów.
Cliffhanger wieńczący The Lying Detective był wyjątkowo nieprzyjemny, choć oczywiście nikt nie spodziewał się śmierci Johna. Jego rozwiązanie było równie rozczarowujące, co finałowy odcinek sezonu – The Final Problem. Chyba żaden epizod nie podzielił tak fanów, jak właśnie zakończenie sezonu. Najlepiej określają go słowa rozbuchany i przesadzony. Tym, co fani pokochali między innymi w pierwszych sezonach, był jeszcze jako taki realizm zagadek kryminalnych. Niestety z każdym odcinkiem panowie Gatiss i Moffat pozwalali sobie na coraz więcej, a o realizmie można już zapomnieć. Więzienie dla wyjątkowo niebezpiecznych skazańców na odległej, samotnej wyspie – ile razy to już było? Tak samo jak psychopatyczny antagonista, który postanawia bawić się w Pana Boga i zmuszać bohaterów do niemoralnych wyborów. Do tego dochodzą jeszcze tak bardzo kiczowate sceny, jak na przykład wybuch mieszkania przy Baker Street czy Sherlock zeskakujący z dachu kutra rybackiego niczym Batman… Podobna scena, nawiązująca do Batmana, była zresztą w nieemitowanym pilocie. W wersji oficjalnej, czyli odcinku A Study in Pink, już jej nie ma – wtedy wyraźnie stwierdzono, że taka konwencja do serialu, jakim jest Sherlock, nie pasuje. Co więc w międzyczasie się zmieniło? Cóż, zainteresowanie fanów, a także przeczucie BBC, że na serialu można nieźle zarobić. Sherlock zaczynał jako oryginalny projekt, który Moffat określił słowami – „może wygra jakąś nagrodę w Polsce”. Najwyraźniej sława szkodzi, ponieważ po siedmiu latach to już inna produkcja. Z większym budżetem, ale gorszą fabułą.
Plotki głoszą, że istnieje jeszcze czwarty, dodatkowy odcinek sezonu. Oczywiście takie pogłoski należy traktować jako pobożne życzenie fanów – zwłaszcza, że epilog The Final Problem jasno wskazuje, że to już koniec, a jeżeli piąty sezon powstanie, to w bardzo odległej przyszłości. Smaczkiem dla fanów była końcowa scena przy karetce, w której inspektor Lestrade sparafrazował własne słowa z pierwszego odcinka serialu – Sherlock ostatecznie stał się dobrym człowiekiem. Wyraźnie widać, jak wielka przemiana nastąpiła w osobie tego wielkiego detektywa. Przez 12 odcinków Sherlock rzeczywiście staje się bardziej ludzki. Jako całość wypada to bardzo dobrze, ale jako sezon – gorzej. Zwłaszcza John został potraktowany po macoszemu – od śmierci Mary nie minęło wiele czasu, a w finale sezonu zachowywał się, jakby nic się nie stało. Jego dziecko, Rosie, stanowiło już tylko dodatek. Absolutnie niesprawiedliwe potraktowano bohaterki serialu – pani Hudson (cudna Una Stubbs) dostała kilka błyskotliwych scen, ale Molly Hooper przemknęła ledwie przez ekran. Jedynie jej scena rozmowy telefonicznej z Sherlockiem z finału naprawdę zapada w pamięć, a Louise Brealey, grająca Molly, wypadła wspaniale. Pod względem aktorskim zdecydowanie najsłabiej wygląda odcinek finałowy. To, co robił Mark Gatiss grający Mycrofta chwilami można określić już tylko mianem autoparodii. Dobrze, że wcielający się w Sherlocka Benedict Cumberbatch jak zwykle był w swoim żywiole i nie zawiódł fanów.
Na pożegnanie zostały nam wszystkim słowa Mary zwracającej się do Sherlocka i Johna. To w końcu tylko kolejne przygody ćpuna i byłego żołnierza, którzy rozwiązują zagadki kryminalne. Dla wielu ludzi na świecie to jednak fenomen i miłość na całe życie. Można mieć pretensje do twórców o zmarnowanie szansy na dobre zakończenie serialu (o ile to rzeczywiście koniec), ale nie można zaprzeczyć, że nawet słaby odcinek serialu Sherlock to święto i czysta radość, że znów możemy ekscytować się perypetiami ulubionych bohaterów. Cokolwiek przyniesie przyszłość, zawsze można zrobić sobie powtórkę i obejrzeć najlepsze odcinki, a przecież każdy ma swoje ulubione.
Źródło: zdjęcie główne: BBC
Poznaj recenzenta
Karolina SzenderaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1979, kończy 45 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1970, kończy 54 lat