

Lepsza jakości serialu Skarb Narodów: Na skraju historii w tym odcinku to zasługa Rileya Poole'a, którego znamy z filmów. Justin Bartha świetnie czuje się w tej roli, a twórcy nie traktują jego występu wyłącznie jako cameo. Mieli pomysł i cel, co zdecydowanie zaliczam na plus. Po raz kolejny udowodnili też, że chcą podejść do postaci z kinowej serii z szacunkiem, a to przekłada się na lepszą rozrywkę. Współpraca Rileya z Jess może się podobać, bo przypomina nam relacje tego bohatera z Benem (Nicolas Cage). Dlatego ich perypetie i wspólne rozwiązywanie zagadki udaje się zaprezentować całkiem solidnie i z domieszką rozrywki. Jednak obecność tej sympatycznej postaci generuje również problem, bo obnaża to, jak beznadziejnie rozpisani są nowi bohaterowie – bez krzty luzu czy charakteru.
W tym odcinku najwięcej frajdy dawało obserwowanie tego, jak twórcy mało subtelnie sugerują powstanie kinowego Skarbu Narodów 3. Dostajemy szczątkowe informacje o tym, nad czym pracują bohaterowie i jaka tajemnica się z tym wiąże. Coś jest na rzeczy! Dzięki temu odcinek sporo zyskuje.
Brak subtelności jest też niestety widoczny w karygodnym trójkącie miłosnym. To wątek bez pomysłu, z fatalną realizacją. Najgorzej jednak wypada związany z tym cliffhanger. Jest po prostu absurdalny! To, że Jess dostaje informację od Rileya, że w ich szeregach może być szpieg, jest motywem dość interesującym i z potencjałem. Jednak podejrzenie o to Liama po tym, jak go pocałowała, to taka "leniwa klisza", która wydaje się naciągana. W końcu tylko jeden jej przyjaciel spędził więcej czasu z Billie, gdy ta go porwała. Nie będę zaskoczony, jeśli ostatecznie to on okaże się szpiegiem.
Realizacja na poziomie dalekim od satysfakcjonującego objawia się w każdym aspekcie odcinka. Na przykład w momentach spotkania Billie z korporacyjnymi ludkami, którzy ją finansują (notabene plus za nakreślenie motywacji czarnego charakteru), i w scenach akcji, które wyglądają po prostu źle. Walka ochroniarki Billie z zakapiorami jednego z dyrektorów reprezentuje poziom sprzed co najmniej dekady. Nie generuje żadnych emocji, bo przy skaczącej kamerze i żenująco szybkim montażu trudno w ogóle dostrzec, co się dzieje na ekranie. Pomijając już fakt, że samych scen akcji i przygody jest w tym serialu jak na lekarstwo.
Riley sprawił, że ten odcinek oglądało się lepiej niż wcześniejsze. Niestety problemów jest tu multum. Widać małą poprawę, ale nie napawa to optymizmem. Bez budżetu i z reżyserami reprezentującymi tak marny poziom trudno o wiarę, że Skarb Narodów w końcu złapie wiatr w żagle.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można go znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/

