Słabeusz, a nie żaden Tytan
Shingeki no Kyojin jest przykładem serialu, który w kilku prostych krokach potrafi zniechęcić do siebie spore grono widzów, zafascynowanych pierwszymi odcinkami. Bezpodstawne wykrzykiwanie każdej kwestii, zastój fabularny, statyczne kadry i z całym impetem uderzająca w widownię łopatologia - tak właśnie według twórców tejże pozycji powinna wyglądać dojrzała produkcja, skierowana do dorosłej widowni.
Shingeki no Kyojin jest przykładem serialu, który w kilku prostych krokach potrafi zniechęcić do siebie spore grono widzów, zafascynowanych pierwszymi odcinkami. Bezpodstawne wykrzykiwanie każdej kwestii, zastój fabularny, statyczne kadry i z całym impetem uderzająca w widownię łopatologia - tak właśnie według twórców tejże pozycji powinna wyglądać dojrzała produkcja, skierowana do dorosłej widowni.
Przyznaję, że sam się dałem złapać na pierwsze odcinki Attack on Titan - były mroczne, brutalne, efektowne i zapowiadały interesującą historię. Bardzo szybko jednak czar prysł, a do serialu wkradła się monotonia i, co gorsza, przestał przypominać dzieło tworzone z myślą o starszym odbiorcy. Naiwne dialogi, wygłaszanie oczywistych oczywistości i ogólne wrażenie, że scenarzyści piszą kolejne epizody pod idiotów, a nie ludzi rozgarniętych. Już od kilku tygodni historia praktycznie tkwi w miejscu, a ostatnie odcinki niewiele zdają się w tej kwestii zmieniać.
Eren nie potrafi kontrolować ciała tytana i atakuje Mikasę. Poznajemy przyczynę takiego stanu rzeczy, a także próby Armina w dotarciu do nie do końca świadomego chłopaka, który ostatecznie jest w stanie zapanować nad nową mocą i zakończyć misję powodzeniem. W porównaniu do nudy, jaka towarzyszyła widzom w ostatnim czasie przy okazji seansów tego anime, tym razem wreszcie coś się dzieje. Jest sporo walki, dynamicznych ujęć i w końcu czuć, że to animacja, a nie pokaz slajdów. Z drugiej strony akcja doskonale maskuje brak wyraźnego postępu fabularnego. Cały czas trwa obrona miasta, a pomiędzy nic nie wnoszącymi dialogami pojawiają się starcia z ogromnym wrogiem - i tak w kółko. Gdyby wyrzucić połowę dotychczasowych epizodów, to zapewne nijak nie wpłynęłoby to na odbiór całości, bo Attack on Titan niebezpiecznie zbliża się do poziomu telenoweli i wyrasta na poważnego rywala "Mody na sukces".
Niczego dobrego nie można także powiedzieć o bohaterach tej opowieści, gdyż albo się drą, jakby ich ktoś ogniem przypiekał, albo wygłaszają patetyczne kwestie, od których można co najwyżej dostać mdłości. Przeszłość Mikasy, którą zaprezentowano nam w jednym z odcinków, miała potencjał, ale zamiast podążać tą drogą i rozwijać postacie, praktycznie całkowicie z tego zrezygnowano. Na dobrą sprawę w serialu nie ma nikogo, z kim można byłoby się identyfikować; wszyscy bez wyjątku są jednowymiarowi i płascy jak kartka papieru.
[image-browser playlist="588771" suggest=""]
©2013 MBS
Gwoździem do trumny okazał się czternasty w kolejności odcinek, który jest niczym innym, jak jedną wielką retrospekcją dotychczasowych wydarzeń. Pytam się, po co to? Czy po ledwie trzynastu niezbyt intensywnych epizodach trzeba widzom wszystko przypominać? Zwykła zapchajdziura, pokazująca, że twórcy będą rozciągać historię do granic możliwości. Można to tłumaczyć faktem, że produkcja nie chce dogonić przedwcześnie mangi, ale jakie to ma tak naprawdę znaczenie z perspektywy widza, który oczekuje rozrywki na poziomie? Skoro nie ma wystarczającej ilości materiału, to zwyczajnie nie należy się zabierać za kręcenie.
Na chwilę obecną jedynymi plusami Shingeki no Kyojin są pojedynki, które choć w ostatnim czasie występują coraz rzadziej, to pod względem czysto technicznym niewiele im można zarzucić. Przed krytyką oszczędzę również muzykę, która jest chyba najjaśniejszym punktem omawianego anime - kipiąca energią, zagrzewająca do walki i zwyczajnie idealnie współgrająca z obrazem. Trzynasty odcinek to wręcz kopalnia świetnych kawałków i wzorcowy przykład takiego też ich wykorzystania. Niestety sama muzyka to za mało, by skutecznie trzymać widza przed odbiornikiem.
Gargantia on the Verdurous Planet pokazało, jak powinno się kręcić dobre anime - wciągająca i spójna fabuła, bohaterowie z charakterem, brak zapychaczy oraz nakładania łopatą do głowy rzeczy oczywistych. W dodatku serial, choć bezkrwawy, potrafił być bardziej przytłaczający i lepiej grać na emocjach niż atakujące widza urywanymi kończynami Attack on Titan. Tak naprawdę nie wiadomo, do kogo skierowana jest ta produkcja. Z jednej strony jest zbyt brutalna dla dzieciaków, z drugiej zbyt naiwna i infantylna, aby zadowolić dojrzałego odbiorcę. Ślimacze tempo i fillery zaczynają coraz bardziej odpychać, a kolejne odcinki ogląda się już chyba głównie z przyzwyczajenia. Być może stagnacja zostanie przerwana za sprawą dołączenia Erena do elitarnej jednostki; jeśli jednak tak się nie stanie, to trzeba będzie się rozstać z Tytanami, gdyż prawdopodobnie dojdzie do tego, iż najlepszym elementem tejże pozycji stanie się czołówka.
Poznaj recenzenta
Marcin KargulDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1971, kończy 53 lat
ur. 1986, kończy 38 lat
ur. 1985, kończy 39 lat
ur. 1970, kończy 54 lat
ur. 1978, kończy 46 lat