Snowpiercer: sezon 2, odcinek 9 i 10 (finał sezonu) - recenzja
Snowpiercer dobiegł końca po kolejnym bardzo przeciętnym sezonie. Czy finał zaskoczył? Jeśli tak, to tylko negatywnie.
Snowpiercer dobiegł końca po kolejnym bardzo przeciętnym sezonie. Czy finał zaskoczył? Jeśli tak, to tylko negatywnie.
Snowpiercer pokazywał potencjał w 2. sezonie, zwłaszcza po dodaniu Seana Beana do obsady, ale koniec końców były to jedynie momenty przytłoczone przez absurdalne decyzje, kuriozalne wątki i kiepsko rozpisany scenariusz. Wręcz obydwa finałowe odcinki są potwierdzeniem wszystkich problemów tego serialu, przez co seans jest jeszcze bardzie kłopotliwy. Na tym etapie twórcy nie mają żadnego pomysłu na dobrą historię, a najmocniejsze atuty rozmieniają na drobne bez większego przemyślenia, dopracowania i wykorzystania potencjału.
Snowpiercer prawdopodobnie nie miał w swojej historii tak beznadziejnego, banalnego i głupiego odcinka jak 9. epizod. Wszystko w nim jest oparte na tym, że Wilford tworzy sobie manipulacyjną gierkę, z której tak naprawdę nic nie wynika. Wszystko jest przeciągane, nudne, przekombinowane oraz przeraźliwie sztuczne. Sean Bean robi co może, ale cóż z tego, skoro scenariusz nie wykorzystuje jego aktorskiego potencjału? Cóż z tego, skoro Wilford w jego wykonaniu staje się postacią nudą i irytującą? Ten odcinek to negatywny popis scenarzystów, którzy nie siłą się na krztę oryginalności i cała manipulacja i szaleństwo Wilfforda to miks znanych motywów z popkultury. Problem taki, że nie potrafią nawet tego obudować interesującą historią, więc cały 9. odcinek to festiwal oczywistości. Co więcej, wątek związany z Beth i Alex mógł być załatwiony w kilku scenach, a zamiast tego wszystko jest rozwleczone do całego odcinka.
10. odcinek Snowpiercera niczego nie zmienia na lepsze. Twórcy znów popełniają szereg błędów, przypisując bohaterom kuriozalne i dziwaczne zachowania. Ponownie wszystko jego przedłużane, bez większego sensu. Wręcz twórcy wychodzą z założenia, że ten finał nie ma być żadną kulminacją, tylko pustym wstępem do 3. sezonu. To stanowi największą wadę zakończenia tej serii, bo aż nadto widać kompletny brak pomysłu na wyciągnięcie z tego intrygującego konceptu. Tak jak finał pierwszego sezonu zapowiadał ekscytujące wydarzenia dzięki pojawieniu się Seana Beana, tak to zakończenie wręcz odstręcza od powrotu w 3. serii. Przez to mam wrażenie, że scenariusze były wymyślane z odcinak na odcinek, bez spójnej wizji.
Najgorsze jednak jest to, jak potraktowano Melanie - uśmiercono ją poza ekranem. Rozwój wątku jest wyprany z emocji i kreatywności, bo przecież czytanie przez Alex ckliwego listu matki woła o pomstę do nieba. Ten serial często marnował talent Jennifer Connelly, ale żeby na koniec dać ją w zaledwie jednej scenie i tyle? Ten finałowy odcinek pokazuje jedynie, jak popełniać największe błędy w serialu!
Jasne, rozbicie pociągów oraz badania Melanie to są jakieś sensownie motywy na 3. sezon, ale nic na tyle ekscytującego na miarę finału. Teraz może być tylko gorzej, skoro i tak pozbyto się najlepszej postaci, jaką była Melanie. Choć czy na pewno? Kwestia Josie pokazała, że twórcy nie mają za grosz odwagi, by kogokolwiek uśmiercać, a ciała Melanie nie widzieliśmy. Jeśli jakimś cudem ona wróci, to już będzie przesada, której nie da się zaakceptować.
Niewiele dobrego można powiedzieć o 2. sezonie Snowpiercera, ale twórcy znów zaskoczyli - udowodnili, że poziom może być jeszcze niższy, niż się spodziewaliśmy. Trudno szukać tutaj optymizmu i światełka w tunelu. Po tak fatalnych decyzjach i popsuciu początkowo niezłej postaci Wilforda można oczekiwać, że 3. sezon będzie jeszcze słabszy.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat