Sonic Forces – recenzja gry
Data premiery w Polsce: 7 listopada 2017Uwielbiam platformówki, zarówno te 2D, jak i 3D. Z tego też powodu grałem w kilka produkcji z niebieskim jeżem – na tyle, żeby wiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać, ale jednocześnie zbyt mało, aby nazywać się wielkim fanem tego bohatera. Dzięki temu mogłem podejść do Sonic Forces z odpowiednim dystansem.
Uwielbiam platformówki, zarówno te 2D, jak i 3D. Z tego też powodu grałem w kilka produkcji z niebieskim jeżem – na tyle, żeby wiedzieć, czego mniej więcej się spodziewać, ale jednocześnie zbyt mało, aby nazywać się wielkim fanem tego bohatera. Dzięki temu mogłem podejść do Sonic Forces z odpowiednim dystansem.
W grze ponownie wcielamy się w tytułowego Sonika, ale nie tylko – oprócz tego są tu również poziomy, w których gramy jako stworzony przez nas bohater oraz klasyczny Sonic. Fabuła po raz kolejny skupia się na konflikcie z Doktorem Robotnikiem i jest... wyjątkowo mroczna, jak na grę z kolorowymi zwierzakami w rolach głównych. Sama opowieść jest jednak jedynie tłem dla rozgrywki i podejrzewam, że trudno będzie znaleźć chociaż jedną osobę, która zainteresowałaby się tą produkcją z uwagi na przedstawioną w niej historię.
Skandalicznie krótka, przesadnie prosta
Początkowo gra robi naprawdę przyzwoite wrażenie. Grafika jest barwna, rozgrywka szybka i dynamiczna, a bohaterowie kolorowi i sympatyczni. Okazuje się jednak, że im dłużej gramy w Sonic Forces, tym więcej poważnych wad można tutaj dostrzec. Największą jest sam design poziomów, które są niewielkie i dość liniowe. Raz na jakiś czas trafiamy na rozwidlenie, które pozwala nam wybrać alternatywną trasę, ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Dodatkowo wszystkie etapy są wręcz skandalicznie krótkie – najlepszym dowodem na to niech będzie fakt, że tylko jeden z 30 poziomów ukończyłem w czasie dłuższym niż 5 minut i to tylko dlatego, że miałem pewne problemy z pokonaniem jednego fragmentu – o tym za moment.
Sprawia to, że gra jest wyjątkowo krótka, nawet jak na standardy dzisiejszej branży gier, w której przeciętna kampania dla jednego gracza trwa około 8-10 godzin. Sam Sonic Forces skończyłem w około 4 godziny i to nie śpiesząc się i wykonując również kilka pobocznych, a przy tym niezbyt ekscytujących zadań. Podejrzewam, że wprawieni w boju gracze, którzy na poprzednich Sonikach zjedli zęby będą w stanie poradzić sobie z tym tytułem w około 2 godziny.
I nie byłoby to jeszcze takie złe, gdyby produkcja ta oferowała cokolwiek, poza głównym wątkiem fabularnym i opcjonalnymi zadaniami. Coś, co zachęciłoby do powrotu do zabawy. Niestety, krótkie misje poboczne i możliwość zdobywania dodatkowych ubrań dla naszego wirtualnego awatara średnio sprawdza się jako marchewka, która miałaby sprawić, że spędzimy z tą produkcją nieco więcej czasu.
Nie pomaga również fakt, że Sonic Forces jest grą bardzo prostą. Początkowe etapy można przejść praktycznie z zamkniętymi oczami, a i później nie jest dużo trudniej. Problemy miałem jedynie na jednym z poziomów – tym jednym jedynym, który zajął mi dłużej niż 5 minut. Nie było to jednak spowodowane wymagającymi przeciwnikami czy trudną sekwencją zręcznościową, a tym, że miałem problemy… ze znalezieniem mojego bohatera na ekranie telewizora. Wszechobecny chaos i duża prędkość poruszania się Sonika sprawiała, że spadałem w przepaść zanim zdążyłem go zobaczyć i zareagować.
Bardzo kontrowersyjną decyzją było również umieszczenie w grze możliwości stworzenia własnego bohatera. Początkowo wydaje się to być całkiem ok – mamy wpływ na wygląd i gatunek naszej postaci (a każdy ze zwierzaków ma nieco inną specjalną zdolność). Gra się nim nieco inaczej niż tytułowym jeżem – jest on wolniejszy, a różnica w prędkości w teorii ma być rekompensowana przez korzystanie z linki z hakiem i specjalnych broni, które można wykorzystać również przy poruszaniu się. W praktyce sprawia się to co najwyżej przeciętnie i wypada zdecydowanie gorzej od pozostałych etapów. Ciekawie wypadają za to poziomy z klasycznym Sonikiem, jednak mają te same wady co cała gra – prostą konstrukcję poziomów i zdecydowanie zbyt krótki czas trwania.
Ładny jeż, szybki jeż
Całkiem niezłe wrażenie robi za to oprawa audiowizualna. Lokacje są zróżnicowane, kolorowe i po prostu ładne, chociaż wynika to też z tego, że przy szybkim poruszaniu się nie mamy zazwyczaj zatrzymać się i przyjrzeć na spokojnie otoczeniu – wtedy dostrzeglibyśmy, że elementy widoczne w tle tak dobrze już nie wypadają. Korzystnie wypada również optymalizacja – wersja na PlayStation 4 działa w rozdzielczości 1080p i przy 60 klatek na sekundę, co dobrze współgra z dynamiką tej produkcji. Pochwalić należy również udaną ścieżkę dźwiękową, pasującą z szybkim pędzeniem przed siebie. Do aktorów udzielających głosu bohaterom także nie bardzo mogę się przyczepić, bo brzmią oni po prostu dobrze.
Warto również dodać, że Sonic Forces jest pierwszą grą z serii, która doczekała się polskiej wersji językowej w postaci napisów. Polonizacja jest całkiem przyzwoita, nie ma tutaj żadnych większych zgrzytów, może poza zostawieniem pewnych nazw w oryginale („ringi” rzucają się w oczy). I chociaż napisy w naszym języku, kolorowa oprawa i niski poziom trudności mogłyby sugerować, że produkcja ta idealnie sprawdzi się jako gra dla dzieci to nie jestem do końca przekonany czy byłby to odpowiedni wybór – jak wspomniałem na początku klimat jest tutaj dość ponury, a w dialogach wspomina się m.in. o…torturach.
Szybkość od zawsze była cechą charakterystyczną gier z serii Sonic. Nie inaczej jest i tym razem. Sonic Forces to gra, która sprawia wrażenia robionej na szybko, zdecydowanie za szybko się kończy i w której szybko orientujemy się, że po zakończeniu fabularnej kampanii nie bardzo jest sens by do tej produkcji wracać. Szkoda, bo momentami bawiłem się naprawdę dobrze i gdyby poświęcić więcej czasu na dopracowanie projektu poziomów, a także rozwinąć niektóre misje lub zwiększyć ich liczbę to produkcja ta sprawiałaby dużo lepsze wrażenie.
Ostatecznie jednak trudno jest mi tę produkcję polecić. Jeśli lubicie platformówki 3D to znacznie lepszym wyborem jest fenomenalne Super Mario Odyssey, zaś jeśli jesteście fanami Sonika, to bardziej do gustu przypadnie Wam tańsza i utrzymana w retro stylistyce Sonic Mania.
Plusy:
+ oprawa graficzna,
+ muzyka,
+ polskie napisy,
+ momentami rozgrywka sprawia frajdę.
Minusy:
- skandalicznie krótka,
- mało rozbudowane poziomy,
- niski poziom trudności,
- poziomy z tworzonym przez gracza awatarem.
Źródło: fot. SEGA
Poznaj recenzenta
Paweł KrzystyniakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat