Space Jam: A New Legacy – The Game - recenzja gry
Data premiery w Polsce: 16 lipca 2021Gra Space Jam: A New Legacy - jak na produkcję towarzyszącą filmowi Kosmiczny mecz: Nowa Era - jest całkiem udana. Niestety, jest też prosta i dość krótka, co sprawia, że o doświadczeniu tym raczej szybko zapomnimy.
Gra Space Jam: A New Legacy - jak na produkcję towarzyszącą filmowi Kosmiczny mecz: Nowa Era - jest całkiem udana. Niestety, jest też prosta i dość krótka, co sprawia, że o doświadczeniu tym raczej szybko zapomnimy.
Space Jam: A New Legacy – The Game to tradycyjny beat’em up, co oznacza, że całość nastawiona jest na wciskanie maksymalnie dwóch przycisków odpowiedzialnych za podskok oraz zadawanie ciosów. Wachlarz umiejętności bohaterów nie jest szczególnie porywający, bo taki wcale być nie musi. Produkcja studia Digital Eclipse stylizowana jest na retro, więc starano się utrzymać taki klimat w każdym elemencie, również i w oprawie graficznej.
W tej krótkiej (bo starczającej zaledwie na niespełna godzinę zabawy) produkcji wcielamy się w postać Loli, Bugsa albo LeBrona. Bohaterowie biorą się za złego AL. G. Ich rolą jest odszukanie tajemniczych dyskietek, dzięki czemu poznają lokalizację złoczyńcy i raz na zawsze będą mogli się z nim rozprawić.
Można czuć całkiem spore rozczarowanie, że do dyspozycji graczy oddano tylko dwie postacie z bogatego grona kreskówkowych bohaterów Looney Tunes. Gdzie Taz, gdzie Pędziwiatr, gdzie Sam? Otóż te i inni kreskówki bohaterowie są obecni w grze… pod postaciami perków dla naszych grywalnych herosów. Przykładowo Taz oszołamia przeciwników, a Sam sprawia, że na ekranie pojawia się więcej skarbów. Niektóre z tych perków wydają mi się całkiem nietrafione, ale cóż, tak już to zostało wykonane. Za przejście całej gry otrzymujemy większość z nich. Kolejne dwa pozostają ukryte do momentu przejścia gry na poziomie hard oraz zaliczenia specjalnego trybu walki z bossami.
Przyjemna nawalanka, która do długich nie należy
Mimo dość wyraźnych braków Space Jam: A New Legacy - The Game to całkiem udana chodzona nawalanka. Tego rodzaju gry miały swój moment chwały gdzieś w latach 90. Miło jest wrócić do tamtych czasów, właśnie za sprawą takich gier.
Z koszykówką tytuł ten ma niewiele wspólnego. Jest LeBron, jest piłka do kosza i to w zasadzie wszystko. Piłką możemy rzucać do siebie (jeśli gramy we dwójkę lub we troje) i cisnąć w przeciwników. Ot taki rodzaj broni dalekodystansowej. Czasami się przydaje, ale przez większość czasu wolałem starcia w pełnym zwarciu.
Gra jak szybko się zaczyna, tak szybko się kończy. Nawet nie zauważycie, kiedy nadejdzie ten moment, gdy ujrzycie napisy końcowe. Tak, jest to tytuł z gatunku free-to-play, na dodatek towarzyszący kinowej premierze, ale chyba nikt nie przypuszczał, że przejście jej zajmie mniej niż godzinę. Nawet dodając do tego drugie tyle, za przejście na poziomie trudnym, mamy wynik, który raczej nikogo nie usatysfakcjonuje.
Z jednej strony może być to zaletą, a z pewnością nie jest to wadą dla dzieciaków, które ochoczo zagrywały się w tę produkcję. Mała gra, a cieszy. Brakuje jej różnorodności, ale jest wciągająca podczas kooperacyjnej zabawy. Zważywszy na to, że jest to tytuł, który można zagrać chociażby już teraz, warto dać mu szansę. To całkiem przyjemny sposób na zabicie popołudniowej nudy.
PLUSY:
+ retro klimat;
+ prosta i zabawna;
+ darmowa;
+ udany beat'em up.
MINUSY:
- króciutka;
- niczym się nie wyróżnia na tle gatunku;
Poznaj recenzenta
Michał CzubakDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat