Sposób na morderstwo: sezon 4, odcinek 10 – recenzja
Sposób na Morderstwo proponuje odcinek wolny i przegadany. Bohaterowie skupiają się na bieżących wydarzeniach i przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości.
Sposób na Morderstwo proponuje odcinek wolny i przegadany. Bohaterowie skupiają się na bieżących wydarzeniach i przyzwyczajają się do nowej rzeczywistości.
Po dramatycznych wydarzeniach z dwóch poprzednich odcinków, serial w końcu zwalnia obroty. Akcja skupia się na dialogach, a sam serial stawia na grę aktorską. Wydarzenia idą powoli do przodu i są raczej na zasadzie tworzenia planów, niż właściwego ich realizowania. W dużej mierze dotyczą one Laurel i sposobu, by odzyskać prawa do opieki nad dzieckiem.
Na pierwszy plan wysuwa się sytuacja w rodzinie Laurel. Firma jej ojca, Antares, wchodzi na giełdę, zarabiając tym samym miliony dolarów. Okazuje się, że wszystkie działania, jakie Laurel i jej przyjaciele podjęli, by temu zapobiec, spełzły na niczym. Pod tym względem tytuł odcinka jeszcze nigdy nie był tak dosłowny. Cała intryga w firmie Caplan&Gold, pomoc Olivera, sztuczki Michaeli - wszystko to poszło na marne. Tym bardziej nieszczęśliwy wypadek Simona odbija się echem w zachowaniu bohaterów, a zwłaszcza Olivera. To właśnie on przeżywa najmocniej całą tę sytuację, a jego wewnętrzne rozterki i wątpliwości zaczynają zagrażać całej grupie. Bezsprzecznie stanowi najsłabsze ogniwo zespołu. Niestety wygląda na to, że jest niczym lustrzane odbicie Connora z poprzedniego sezonu. A szkoda, bo postać Connora dopiero co zrehabilitowała się po kiepskim poprzednim sezonie, a tutaj już mamy jego następcę.
Widać również, że fabuła prowadzona jest tak, by wrócić do proceduralnego charakteru serialu. Connor ponownie przywraca na ekrany zbiorowy pozew niesłusznie skazanych więźniów, o który Connor i Annalise walczyli w pierwszej połowie sezonu. Są to na razie dosłownie symboliczne sceny, podtrzymujące jednak cały wątek w pamięci widzów. Być może doczekamy się jego właściwej kontynuacji. Nie ukrywam, do tej pory był to jeden z ciekawszych elementów serialu, która dodawał charyzmy całej produkcji. Bez tego, serial bywa za bardzo przeciągany i cierpi na brak odpowiedniej dynamiki. Mimo całej sympatii dla głównych bohaterów, to jednak ich postacie rozwijają skrzydła dopiero w scenach związanych z salą sądową.
Niezaprzeczalnie najlepszą sceną odcinka jest konfrontacja Bonnie z Annalise. Rozmowa dwóch pań osiągnęła poziom mistrzowski, jeśli idzie o napięcie i emocje między bohaterkami. W końcu dostaliśmy scenę w której panie nie wrzeszczą na siebie, nie robią wypominków, ani nie zalewają się miłosnymi/alkoholowymi łzami. Było dorośle, bez niedomówień i zbędnego przerywania. W końcu pokazano, że Bonnie i Annalise są równe sobie, a chora zależność, która była budowana między nimi od lat, w końcu blednie i przeistacza się w zakręconą, bo zakręconą, ale relację dwojga ludzi po ciężkich przejściach. Czy ma to podłoże miłosne - ciężko ocenić, bo twórcy zwinnie manewrują, podrzucając mniej lub bardziej sugestywne teksty. Oczywiście serial nie byłby sobą, gdyby długo utrzymał ten rodzaj sielanki. Ledwo przyzwyczailiśmy się do Bonnie, jako kobiety silnej, manipulującej, która posiada władzę, a już sugeruje się nam, że znajduje się ona w niebezpieczeństwie. Czy będzie to jeden z kolejnych tragicznych punktów serialu? Szczerze mówiąc, wolałabym nie. Postać Bonnie zdecydowanie wybija się ponad inne i szkoda byłoby tak szybko stracić bohatera z dobrze rokującym potencjałem.
Reszta odcinka była dość stonowana. Relacje między poszczególnymi bohaterami są poprawne, odpowiednio tworzące podwaliny pod nadchodzące wydarzenia. Najwięcej zamieszania wprowadza Frank, którego rola w serialu zaczyna być coraz bardziej płytka i pozbawiona szans na jakikolwiek rozwój postaci. Frank nie tylko zabił Dominika, ale jeszcze zachował jego telefon komórkowy, by móc śledzić dzwoniące do niego numery. Okazuje się, że najbardziej natarczywy numer należy do matki Laurel, co jawi się jako największe zaskoczenie odcinka. Nie pominięto również ciągnącego się przez cały sezon wątku terapii Annalise. Główna bohaterka serialu w końcu dochodzi do tego punktu w swojej psychoanalizie, w którym otwarcie przyznaje do swoich słabości i intencji. Nie robi to specjalnie większego wrażenia, ale być może zakończy to tym samym przydługie i nudzące wewnętrzne rozterki jej postaci.
Źródło: zdjęcie główne: ABC/Richard Cartwright
Poznaj recenzenta
Paulina WiśniewskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat