Star Trek: Discovery: sezon 1, odcinek 11 – recenzja
11. odcinek Star Trek: Discovery jest naszpikowany wielkimi zwrotami akcji. Nie wszystkie jednak są tak satysfakcjonujące, jakbym chciał.
11. odcinek Star Trek: Discovery jest naszpikowany wielkimi zwrotami akcji. Nie wszystkie jednak są tak satysfakcjonujące, jakbym chciał.
Ciekawie w tym odcinku wygląda sytuacja Stametsa, który nadal jest pogrążony w tym dziwacznym stanie. Próba jego uratowania daje nam sceny pełne napięcia i mimo wszystko, zaskakujące, bo przez pewien moment jesteśmy przekonani, że umarł. A potem jednak w jakimś dziwnym zbiegu okoliczności powraca. Plusem jest dobre szafowanie emocjami w tym wątku, gdzie niepewność wobec losu tego bohatera pozostaje z nami do końca. Kwestia jego zmartwychwstania może być jednak problematyczna, więc liczę, że jakoś to rozsądnie wyjaśnią.
Tyler to Voq. W końcu twórcy oficjalnie potwierdzili fanowską teorię, jaka pojawiła się kilka tygodni temu. Być może bez znajomości tej informacji, reakcja na fabularną niespodziankę byłaby większa. A tak doceniam cały twist i jego przygotowanie, bo ma sens i duży potencjał. Problem w tym, że jest on niewykorzystywany i cała przemiana Tylera z powrotem w Voqa jest zbyt szybka i gwałtowna. Przede wszystkim nie wykorzystano ładunku emocjonalnego, jaki powinien się w tej scenie z Tylerem i Michael znaleźć. Przecież dopiero co mówili, jak są dla siebie ważni, a tu jest taki szok dla bohaterki, że on jest Klingonem. I to nie byle jakim! A tak to ja kompletnie nie czuję tragedii Burnham w tej sytuacji. Brakuje w tym emocji i podkreślenia tej dramaturgii. No i sam fakt, że tożsamość Tylera była czymś osobnym przykrywającym prawdziwego Voqa jest rozczarowujący. Tu nie chodzi nawet o naciąganie tego motywu pod scenariuszowe rozwiązanie. Bardziej problem mam z tym, że ten pomysł został tak przeprowadzony, że relacja Burnham z Tylerem nie ma żadnego znaczenia dla tego drugiego. Na razie wygląda na to, że nic w Voqu nie zostało z Tylera, więc gdzieś w tym odcinku ten sens się zatraca. Niewykluczone, że w kolejnych odcinkach pójdzie to w dobrym kierunku, ale teraz mimo wszystko zmarnowano ten wielki twist, któremu zabrakło emocjonalnego uderzenia. Czuję zbyt duże braki w kulminacyjnej scenie z Michael.
Scenarzyści popełnili też błąd w budowie wątku kontaktu Burnham z rebelią pod przewodnictwem - kompletny brak niespodzianki - Voqa z tego świata. Strasznie to naciągane, biorąc pod uwagę wszelkie zasady panujące w tym świecie. Twórcy ratują się ostatnim twistem, pokazując, że ten błąd bohaterki w istocie był błędem, a nie dziurą w scenariuszu. Z jednej strony trochę słabo, że pokuszono się o takie popsucie inteligencji Michael, ale z drugiej strony jej niedoskonałość dobrze powinna rozbudować tę postać. A fakt, że pojawia się imperator z takim uderzeniem daje potrzebnego kopa temu odcinkowi na samym końcu. Trudno było przewidzieć, kim będzie ta postać, więc wyjawienie tej tożsamości jest tym bardziej pozytywną niespodzianką. Philippa Georgiou jako imperator w wykonaniu świetnej Michelle Yeoh może być czymś naprawdę dobrym w kolejnym odcinku.
Podobać się może sama Burnham w oderwaniu od wspomnianych błędów. Jej moralne dylematy oraz zastanawianie się nad tym, jak udawanie tej Michael niszczy tę osobę, którą jest naprawdę, to naprawdę mocny i ważny motyw. Pokazuje, że pomimo wszystko te wydarzenia mogą nieodwracalnie wpłynąć na tę postać i resztę bohaterów w sposób atrakcyjny fabularnie.
Nie jestem jednak bardzo zadowolony z tego odcinka Star Trek: Discovery, który nie wykorzystuje budowanego potencjału. Zbyt dużo niedociągnięć i rozczarowań, abym w pełni mógł czuć satysfakcję z końcowego efektu.
Źródło: zdjęcie główne: Jan Thijs/CBS
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat