Star Trek: Discovery: sezon 2, odcinek 14 (finał sezonu) - recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 20172. sezon Star Trek: Discovery dobiegł końca. Czy finał jest satysfakcjonujący?
2. sezon Star Trek: Discovery dobiegł końca. Czy finał jest satysfakcjonujący?
Star Trek: Discovery kończy sezon z przytupem. Tego nie odmówię twórcom, że stworzyli wybuchową i efekciarską kulminację, która cieszy oko pod względem wizualnym. Nawet jeśli rzeczy są po raz kolejny nieprzemyślane i niedopracowane, to przynajmniej coś się dzieje i wygląda to naprawdę dobrze na ekranie. Dzięki temu cały odcinek staje się rozrywką o akceptowalnym poziomie. Nic szczególnie nie boli ani nie zgrzyta, tak jak w poprzednich, gdy absurdy płynące z ekranu czy niedorzeczne pomysły wołały o pomstę do nieba. Za to duży plus, bo przynajmniej jakoś kończy się to w sposób solidny.
Pomimo szczytnych zamiarów mam duży problem z kulminacyjną bitwą, która została zrealizowana efekciarsko, ale nie efektownie. Wybuchy, statki latają na prawo i lewo, wszyscy krzyczą, ułuda napięcia raczy nas w każdej scenie. Kłopot w tym, że wizualnie ukazanie konfliktu jest zrobione bez ikry, bez pomysłu i jakiegoś estetycznego podejścia. W tym aspekcie widać doskonale różnice pomiędzy Star Trek: Discovery, a Orville. Oba seriale w kulminacyjnych momentach 2. sezonu miały wielką bitwę kosmiczną. W Orville'u mieliśmy pomysł na pokazanie widowiska z pracą kamery podkreślającą chaos starcia, ale trzymającą dystans, byśmy mogli cieszyć oczy rozmachem. W STD mamy fatalną, totalnie chaotyczną pracę kamery i zero przemyślenia i wizji na stworzenie czegoś, co ma być rozrywką, a nie być tylko ozdobnikiem. Dostajemy ładnie zrealizowane efekty komputerowe, ale wszystko jest bez ładu i składu. Kamera pojawia się, pokazuje, że coś lata, nie wiadomo, co się dzieje, a z dalekiej odległości zamiast rozmachu mamy efekciki wybuchów. To starcie pokazało problem reżyserii Discovery, bo obrazowanie takich epickich scen wymaga wyobraźni, wizji i świadomości, jak pokazać z danym budżetem coś, by widz powiedział: wow! A nie ziewał ze znudzenia. A nie wierzę, by 2. sezon Orville'a miał większy budżet od STD. Tam było krótko, treściwie, ale z pomysłem. A tutaj mamy po prostu chaos na ekranie, który wynika z jego braku, a nie z wydarzeń. Zresztą to samo jest na pokładzie, gdzie inscenizacja chaosu wydaje się sztuczna - kamera ma chodzić za bohaterami. Zaczyna od jednego, a reszta wydaje się statyczna, bo dopiero gdy osoba numer 1 podejdźcie do miejsca osoby numer 2, ta wydaje się startować i włączać do sceny. Tego typu motywów jest kilka w odcinku.
Beznadziejny pomysł na fabułę 2. sezonu już omawiałem wielokrotnie w recenzjach. Finał jedynie potwierdził, że to do końca nie jest problem scenarzystów nie potrafiących z sensem to opisać, ale twórców, którzy wymyślają mało atrakcyjne rozwiązania fabularne. Na szczęście tajemnicza Kontrola nie okazała się Borgiem, ale bezdennie głupią sztuczną inteligencją. Jak inaczej wytłumaczyć łatwość z jaką Georgiu przechytrzyła tę maszynę? Irracjonalny pomysł z robienia z Lelanda niepokonanego terminatora nie przekonuje do samego końca. Tylko kończy się to banałem. Ot tak, bez problemu, z poddaniem się przeciwnika po jednym słowie Georgiu o tym, jak go zabije (w tym momencie chyba powinien desperacko rozwalać szybę?). Jakaś satysfakcja jest w tym zakończeniu, ale to po raz kolejny z dużej chmury mały deszcz. Stawianie na prostego i schematyczność to dowód na to, że twórcy nie umieją się bawić konceptem, dając nudne zabiegi fabularne, które nie są w stanie budować emocji.
Michael Burnham uratowała wszechświat. Jej wątek w finale jest pokłosiem złego podejścia twórców do opowiadania historii i budowy charakteru tej postaci. Wiedzieliśmy do tej pory, że jest ona idealna - wszystko wie, podejmuje zawsze słuszne decyzje i nigdy się nie myli. Jak więc emocjonować się jej wyczynami z podróżą w czasie w takim wypadku? Przez to też większość odcinka jest wyprana z emocji i napięcia, bo twórcom brak wizji i odwagi na to, by pokazać coś inaczej i zaskoczyć. Gdyby nie ten fakt, być może inaczej odbierałoby się ten wątek, bo bylibyśmy zaniepokojeni losem postaci, które lubimy. A tak to towarzyszy obojętność i pustka. Nawet jeśli tym wątkiem fabularnie spięli ten chaotyczny sezon, nie da się zmyć niesmaku, jaki po nim pozostaje.
Przynajmniej sensownie wyjaśniono, dlaczego nigdy nie słyszeliśmy w świecie Star Treka o Burnham ani o Discovery. Wytłumaczenie jest wiarygodne i satysfakcjonujące. I zarazem trochę banalne, bo twórcy wymyślili najprostszy środek do tego, jak wytłumaczyć festiwal absurdów tego sezonu. Czy to zmienia coś w tym, ile kiepskich decyzji, manipulacji emocjami czy beznadziejnych scen w tej serii było? Nic a nic. Po porównaniu z poprzednim sezonem, spadek jakości jest dla mnie gigantyczny. Chaos to słowo, które opisuje, co tu się działo. Budowanie historii prowadzącej do czegoś epickiego, by potem dać wielkie nic. Trudno wyrokować, czy to problem ekipy i problemów zakulisowych, bo 2. sezon jako serial (nie jako Star Trek) jest po prostu co najwyżej przeciętny. Gdy pierwszy sezon dzięki spójności, przemyśleniu prowadzenia historii i niespodziankom był po prostu dobry. Nic z zalet poprzedniej serii nie powtórzono w tej i to jest problem, bo zamiast tego dostaliśmy tyradę rozwiązań wywołujący ból głowy.
Dobrze było zobaczyć Spocka w wersji finalnej i ocenić jego wygląd. Wiadomo, nigdy nie będzie to Leonard Nimoy, ale trudno jakoś szczególnie narzekać na to, jak go zaprezentowano. Nadal jednym z niewielu plusów jest jego relacja z Michael, która w finale wybrzmiewa i niesie ze sobą jakiekolwiek emocje. To dzięki temu niektóre momenty proponowały więcej, niż w istocie powinny. Na czele z pożegnaniem rodzeństwa, które w porównaniu do poprzedniego odcinka naszpikowanego tego typu scenami, miało w sobie coś w delikatnym stopniu poruszającego. A to ważne zamknięcie wątku.
Trochę szkoda, że finał tak naprawdę nie zapowiada żadnej historii na 3. sezon. Nie wiemy, czego się spodziewać i w jakim kierunku to pójdzie. Nie jest to nic dziwnego, bo jeśli zakulisowe problemy wpłynęły na kiepską jakość tego sezonu, to może lepiej, aby twórcy dali sobie więcej czasu, aby 3. sezon dopracować. Aby była historia przede wszystkim dająca dobry i wart czasu serial dla współczesnego widza, a dopiero na drugim planie dobry Star Trek.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat