Star Trek: Discovery: sezon 2, odcinek 9 – recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 2017Star Trek: Discovery powoli zbliża się do końca 2. sezonu. Najnowszy odcinek pokazuje wiele problemów tego serialu.
Star Trek: Discovery powoli zbliża się do końca 2. sezonu. Najnowszy odcinek pokazuje wiele problemów tego serialu.
Star Trek: Discovery zabiera widzów do siedziby Sekcji 31 w dość chaotyczny sposób. Ni stąd, ni zowąd okazuje się, że coś nie tak się dzieje w tej agencji i pojawia się admirał floty, która ma razem z bohaterami rozwiązać problem. Problem w tym taki, że to pojawiło się jakoś bez szczególnie klarownego przygotowania w poprzednich odcinkach. Czy w jakimkolwiek momencie sugerowano nam wewnętrzne problemy organizacji? Nie, obserwowaliśmy walkę o władzę pomiędzy Georgiu i Lelandem.
A to nie jedyny zgrzyt fabularny tego odcinka. Nagle Alex Kurtzman i spółka zdecydowali się sięgnąć po postać z dziewiątego planu, o której wiemy, że sobie stała w kilku scenach i zrobić z nią praktycznie główną bohaterkę tego odcinka. Problem taki, że do tej pory nawet nie wiedzieliśmy, jak się nazywa, a jeśli ta informacja gdzieś padła, to przez wagę postaci, raczej szybko uległa zapomnieniu. Dostajemy dość łopatologicznie przedstawioną emocjonalną manipulację, która ma zbudować w widzach jakieś odczucia, ale ponosi porażkę. Nikogo nie interesuje ta postać, a pokazanie kilku scen jej integracji z załogą niczego w tym aspekcie nie zmienia. A to powoduje, że nie da się emocjonować wydarzeniami, gdy z perspektywy widza nie mają one żadnego znaczenia, a smutek na obliczach bohaterów, jest czymś nieprzekonującym. Śmierć postaci może działać tylko wtedy, gdy widz ma z nią emocjonalny związek. Tutaj nie było czasu nic takiego zbudować, bo nagle ot tak zdecydowano się poświęcić czas tej osobie i - nie oszukujmy się - dalszego rozwiązania wątku bez problemu można było się domyślić.
Najgorsze jednak chyba jest wyjaśnienie tego, co najwyraźniej zagrażało galaktyce w wizjach Spocka. Gdy z ekranu dobiega informacja o tym, że to zbuntowana sztuczna inteligencja.... trudno nie zareagować ziewnięciem. Główny wątek o apokalipsie galaktyki jest oparty na totalnie ogranej w popkulturze do granic możliwości sztampie. A do tego tak bardzo bezosobowej i nudnej, że trudno się tym w jakikolwiek sposób emocjonować. Twórcy ratowali się, wprowadzając tamtą postać kobiety będącej częściowo robotem, ale ostatecznie nic z tego nie wynika. Budowano wrażenie historii o największej skali, ale dostaliśmy coś, jakby bójkę na górkach za blokiem. Pod kątem pomysłu na tę opowieść to jest kompletne marnowanie budowanego potencjału na zagrożenie, które miało mieć znaczenie, a zostało rozwiązane ot tak. Raz, dwa i po krzyku.
O wiele lepiej wyglądała konfrontacja Spocka z Michael. Ich rozmowy, a wręcz kłótnie są emocjonujące i na swój sposób ciekawe. Nie brak w nich napięcia i dość agresywnej atmosfery. Widać, że Spock za nią nie przepada i trudno mu się dziwić. Zostało to dość dobrze umotywowane i wyjaśnione. W tym wszystkim piękne jest to, że Michael prawdopodobnie po raz pierwszy nie odnosi żadnego sukcesu. Spock wygrywa z nią szermierki słowne na różne sposoby, choć jedynie pogłębia swój wewnętrzny problem związany z Czerwonym Aniołem. Zaś sama postać grana przez Ethana Pecka po raz kolejny na plus. Jest to wart rozwoju dodatek do Star Trek: Discovery.
Star Trek: Discovery zaproponował odcinek przeciętny z wieloma decyzjami, które pokazały, że z wielkiej chmury poleciało zaledwie kilka kropelek. Niestety, ale to wpisuje się w chaotyczny i nierówny styl całego sezonu, gdzie można odnieść wrażenie, jakby pomysły na rozwiązanie wątków zmieniały się z odcinka na odcinek. Niby ogląda się dobrze, rozrywka poprawna, ale daleka od udanego poziomu tego serialu.
Źródło: zdjęcie główne: fot. Michael Gibson/CBS
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1989, kończy 35 lat
ur. 1988, kończy 36 lat