Star Trek: Discovery - sezon 5, odcinek 3 - recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 2017Star Trek: Discovery wysyła bohaterów na kolejną przygodę i przy okazji pogłębia ich wzajemne relacje. Jak wyszło?
Star Trek: Discovery wysyła bohaterów na kolejną przygodę i przy okazji pogłębia ich wzajemne relacje. Jak wyszło?
Star Trek: Discovery tym razem wysyła bohaterów na Trilla, by odkryli nową wskazówkę. Okazuje się to nawet interesujące i emocjonujące. Pomysłowo pokazano kulturę Trillów. W tej historii świadomość jednego z dawnych gospodarzy poszukiwanego symbionta ma potrzebne informacje. Poprzez pewny rytuał przejmuje więc na pewien czas ciało Culbera, aby wskazać bohaterom miejsce ukrycia celu ich wyprawy. To wątek w klimacie serialu, który pozwala dostrzec magię tego świata. Duży plus też za symbiont, którego przemyślenia o życiu, śmierci i sednie tego sezonu – czyli technologii tajemniczej rasy – ukazały głębszy kontekst i udowodniły, że drzemie w tym większy potencjał. Oby tylko twórcy mieli na to jakiś ciekawy pomysł.
Motywem czysto przygodowym na Trillu jest wyprawa, która zmusza Booka i Burnham do starcia z dziwnymi potworami składującymi jajka. To działa wyśmienicie! Trzeba też pochwalić jakość wykonania i budowanie emocji. Dobre efekty specjalne w połączeniu z fabularnym twistem (to był jedynie test do uzyskania wskazówki), nadał temu rozrywkowy charakter. Chciałoby się więcej!
W Star Trek: Discovery wątki osobiste wypadają różnie. Raz wychodzą nieźle, raz fatalnie. Tutaj mamy obie strony medalu. Historia Saru i jego kłótnia z ukochaną panią prezydent to pasmo banalnych puent i nuda. Nic to tak naprawdę nie wnosi ani do wątku bohatera, ani do 5. sezonu. Można odnieść wrażenie, że obecność Saru po pożegnaniu z Discovery jest wymuszona i niepotrzebna. Obok tego mamy opowieść o relacji dwóch postaci: Adira i Grey. Ich związek zawsze był istotny dla twórców i przecierał nowe szlaki w świecie seriali. Tym razem również ma urok (niezręczność na to wpływała), sens i odpowiednią konkluzję. Jest nieoczekiwanie dojrzały – biorąc pod uwagę, jak często prywatne relacje bohaterów były dziecinnie rozpisane.
A jeszcze do tego mamy niezły wątek Raynera, który wprowadza nieco humoru. Bohater debiutuje jako Numer 1 na pokładzie Discovery, więc dostaje rozkaz, by porozmawiać z każdym z załogi i dać się lepiej poznać. Jego reakcje i zachowanie mogą sugerować, że jest on Wolkaninem lub Romulaninem, ale należy on do mniej znanej rasy z uniwersum zwanej Kellerun. Spotkania praktycznie ze stoperem w ręku stają się dziwne i niezręczne. Rayner nie raz już zachowywał się tak, jakby miał klapki na oczach i dążył tylko do jednego celu. Pierwszy raz od dawna Tilly miała okazję zabłysnąć w stylu, dzięki któremu dawno temu zyskała sympatię widzów. Jej ostre słowa wobec oficera wyższego stopniem były trafne, a także potrzebne dla rozwoju postaci i dalszego etapu sezonu. To pozwoli Raynerowi wyjść ze schematu i stać się kimś bardziej interesującym.
Star Trek: Discovery pomimo niepotrzebnego zwalniania tempa na nieudane wątki osobiste trzyma poziom i daje nam to, czego oczekujemy. Odcinek jest ciekawy i buduje świetny potencjał na przyszłość. Poza tym ma sens, którego często brakowało w Discovery. W końcu Burnham nie jest wytrychem fabularnym do każdego problemu.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1984, kończy 40 lat
ur. 1978, kończy 46 lat
ur. 1965, kończy 59 lat
ur. 1975, kończy 49 lat
ur. 1945, kończy 79 lat