Star Trek: Discovery - sezon 5, odcinek 6 - recenzja
Data premiery w Polsce: 25 września 2017Star Trek: Discovery przestał zachwycać w finałowym sezonie, dając oklepane i nieciekawe historie. Nie inaczej jest tym razem.
Star Trek: Discovery przestał zachwycać w finałowym sezonie, dając oklepane i nieciekawe historie. Nie inaczej jest tym razem.
Pierwsze odcinki 5. sezonu Star Trek: Discovery były naprawdę interesujące i porywały odpowiednio skonstruowaną przygodową atmosferą opowieści. Było poszukiwanie wskazówek, odkrywanie tajemnicy i ten przygodowy klimat, którego tego typu fabuły wymagają. To nadawało tempa, charakteru i budowało przyjemną jakość rozrywki. Najwyraźniej twórcom zapału starczyło na trzy odcinki, bo od czwartego w ogóle tego nie ma. Zero przygody mającej ten dynamizm, energię i styl kojarzony z tego typu produkcjami. Przygotowane wątki są nieciekawe, a twórcy kładą nacisk na ograne elementy, które są przewidywalne i zwyczajnie nudne. Nie inaczej jest w 6. odcinku.
W porównaniu ma on jednak mocną zaletę: coś się dzieje. Wyprawa w poszukiwaniu nowej wskazówki do miejsca, w którym mieszkają ludzie zacofani technologicznie i kulturowo pozwala temu odcinkowi na zbudowanie rozrywki i wypełnienie czasu ekranowego czymś w miarę interesującym. „W miarę”, ponieważ pomimo bardzo startrekowego charakteru tej fabuły, jest ona oklepana do bólu. Można odnieść wrażenie, że w samych serialach ze świata Star Treka (i nie tylko) widzieliśmy coś podobnego, ale lepiej opowiedzianego. Wyszło sztampowo, typowo, schematycznie i diabelnie przewidywalnie. Taki festiwal oczywistości, które dla kogoś, kto oglądał Star Treki mogą być zwyczajnie nużące, a stawiam, że nawet bez znajomości tychże łatwo stwierdzić, co za chwilę się wydarzy. Wszystko jest poprawne, poruszenie kwestii wiary miało swoje ambicje, ale nic więcej z tego nie wynika. Przeciętnie i tyle.
Wydaje się nawet, że kwestia duchowości jest jakimś motywem przewodnim tego odcinka Star Trek: Discovery. Ten sam motyw pojawia się w wątku doktora Culbera, który po sytuacji z planety Trill wciąż odczuwa jakieś konsekwencje wydarzeń. Naukowego wyjaśnienia nie ma, a kwestia duchowego zrozumienia jest strasznie banalna i oparta na oczywistościach. Nie wątpię, że w ostatecznym rozwiązaniu fabuły 5. sezonu z celem poszukiwań jest to ważne, ale znów twórcy mają pomysł i nie wiedzą, jak sensownie go rozpisać, więc wychodzi znów przeciętnie.
Ten odcinek chciał być bardzo startrekowy, ale w kontekście wykorzystania ogranego motywu z uniwersum wychodzi tak sobie. Niby wszystko ogląda się poprawnie, ale nic tu nie porywa, nie angażuje i nie zaskakuje. Tak jak pierwsze odcinki były dynamiczne i przygodowe, tak teraz wszystko popadło w stagnację, jakby twórcy chcieli w miarę możliwości przeciągnąć na siłę do zamknięcia serialu i mieć to z głowy. Czuć, jakby mieli pomysł na początek i koniec, a środek finałowego sezonu Star Trek: Discovery to zło konieczne. A mamy już ponad połowę za sobą.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat