Star Trek: Sekcja 31 – recenzja filmu
Michelle Yeoh powraca jako cesarzowa Philippa Georgious do franczyzy Star Trek w filmowym spin-offie serialu Star Trek Discovery. Czy ma to sens? Sprawdzamy.
Michelle Yeoh powraca jako cesarzowa Philippa Georgious do franczyzy Star Trek w filmowym spin-offie serialu Star Trek Discovery. Czy ma to sens? Sprawdzamy.

Paramount nie zwalnia tempa, jeśli chodzi o uniwersum Star Treka. Co chwila zapowiada nowe projekty. Star Trek: Sekcja 31 miał być początkowo serialem o tajnej organizacji, korzystającej z metod, których Gwiezdna Flota nie pochwala. Pierwsze doniesienia o nim pojawiły się już w 2021 roku. Od tego czasu włodarze Paramount+ kilkakrotnie zmieniali zdanie. Po obejrzeniu pilota postanowili wstrzymać prace i zaprezentować fanom nagrany materiał. W taki sposób właśnie Star Trek: Sekcja 31 stał się 14. filmem w historii franczyzy i tym samym pierwszym stworzonym bezpośrednio na streaming. Wielu fanów było zdziwionych taką decyzją. Myślę jednak, że po obejrzeniu finałowej wersji każdy ją zrozumie. Michelle Yeoh w ostatnich latach nie miała szczęścia do spin-offów dużych franczyz fantasy. Najpierw zaangażowała się w bardzo słabą produkcję Wiedźmin: Rodowód krwi, a teraz do swojego CV może dopisać kolejną wątpliwej jakości pozycję.
Fabuła nie jest zbytnio skomplikowana. Mamy ukrywającą się przed Federacją cesarzową Philippę Georgious, która kiedyś żelazną ręką władała galaktyką w alternatywnej rzeczywistości, a teraz spełnia się jako właścicielka klubu nocnego gdzieś na granicy terenów kontrolowanych przez Federację. Nowopowstała Sekcja 31 potrzebuje jednak jej unikalnych zdolności, by powstrzymać nadchodzące zagrożenie. Tradycyjne metody w tej misji się nie sprawdzą, dlatego powstała jednostka, która może działać niezgodnie z kodeksem. Jej skład jest dość specyficzny. Na pierwszy rzut oka wygląda jak przypadkowa zbieranina dziwnych osobników. Mamy zmiennokształtnego, wystraszonego Quasiego (Sam Richardson), cyborga Zepha, który wygląda jak złożony z odrzutów (Robert Kazinsky), mikroba zamkniętego w wolkańskim egzoszkielecie o imieniu Fuzz (Sven Ruygrok), Rachel Garrett (Kacey Rohl), którą fani mogą kojarzyć jako przyszłą kapitan USS Enterprise-C, oraz dowodzącego nimi Aloka Sahara (Omari Hardwick). Ta egzotyczna mieszanka ma uratować wszechświat przed zagrożeniami, z którymi nie może sobie poradzić Federacja.
Powiem szczerze, nie wygląda to dobrze już na samym początku. Zwłaszcza że scenarzysta Craig Sweeny stara się wcisnąć wszystkie swoje pomysły w prawie 100-minutową produkcję. A że ma ich dużo, to całość zaczyna się rozpadać przez brak logiki. Po pierwsze twórca nie może się zdecydować, jaką historię chce przedstawić. Czy jest to walka formacji ze zdrajcą ukrywającym się w ich szeregach, czy może tradycyjna opowieść, w której bohaterowie przezwyciężają swoje lęki i zaczynają się jednoczyć? Po drugie scenarzysta miota się pomiędzy gatunkami. Jakby nie wiedział, czy robi komedię, czy poważne science fiction. To wszystko negatywnie wpływa na odbiór produkcji. Sweeny dostał wolną rękę. Jego opowieść jest umiejscowiona na osi czasu gdzieś pomiędzy oryginalnym Star Trekiem a Następnym pokoleniem. Jednak scenarzysta kompletnie tego nie wykorzystał. Jakby sama możliwość stworzenia tekstu osadzonego w tej kultowej franczyzie go przytłoczyła. Widać, że w jego głowie miało być to pewnego rodzaju połączenie Strażników Galaktyki z Mission: Impossible, ale coś poszło nie tak i dostaliśmy fabularnego potworka.
Do tego mam wrażenie, że budżet został okrojony w trakcie produkcji. Widać ogromną różnicę wizualną między pierwszymi 5 minutami a całą resztą. Otwarcie prezentuje się fenomenalnie i daje poczucie kinowego rozmachu, jednak potem przestawia się na jakość telewizyjną. Reżyser Olatunde Osunsanmi, który wcześniej pracował przy Star Trek: Discovery, musiał ograniczyć się raptem do kilku planów, co zmniejszyło skalę projektu, a widza pozostawiło z uczuciem obcowania z czymś tanim. Wiem, że oryginalnie Star Trek ograniczał się do scen nagrywanych na statku Enterprise, ale gdy na papierze mamy egzotyczne lokacje, które mieli odwiedzać bohaterowie, a w praktyce pozbawiono ich tej możliwości, to robi się problem.
Postaci są różnorodne, ale pozbawione głębi, przez co nie potrafią zainteresować widza ani nie wzbudzają emocji. Kiedy do produkcji wkrada się element thrillera i mamy zgadnąć, kto jest mordercą, jest nam wszystko jedno.
Star Trek: Sekcja 31 kompletnie nie wykorzystał szansy, jaką dostał. Mógł to być ciekawy film o bohaterach, którzy nie zawsze kierują się szlachetnością i chęcią niesienia pokoju w galaktyce. Warto oczywiście docenić, że wytwórnia nie powiela schematów, a ryzykuje i stara się zrobić coś nowego. Czasami przynosi to sukces (jak przy animacji Star Trek: Lower Decks i niektórych sezonów serialu Picard), a czasami kończy się niewypałem. Miejmy nadzieję, że tych celnych strzałów będzie więcej.
Poznaj recenzenta
Dawid Muszyński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1959, kończy 66 lat
ur. 1981, kończy 44 lat
ur. 1968, kończy 57 lat
ur. 1969, kończy 56 lat
ur. 1982, kończy 43 lat

