foto. materiały prasowe
Trochę czasu minęło już od premiery Nintendo Switch 2. Kilka nowych gier zdążyło się na nim pojawić, choć w większości były to reedycje, o czym już wspominaliśmy. Nie inaczej jest z produkcją osadzoną w świecie Gwiezdnych Wojen od Ubisoftu, która doczekała się po prostu nowego portu.
O historii Kay Vess pisał już w swojej recenzji nasz ekspert od uniwersum George’a Lucasa, Adam Siennica, więc nie będę powielać jego materiału. Skupię się natomiast na tym, jak ten rozbudowany tytuł sprawuje się na Switchu 2 – konsoli przenośnej, która ma konkurować z PlayStation 5 i nowym Xboxem. Wydaje mi się, że Star Wars: Outlaws to świetny sprawdzian, czy taka rywalizacja rzeczywiście jest możliwa.
Dla przypomnienia – gra opowiada kanoniczną historię osadzoną pomiędzy Gwiezdne wojny: Część V - Imperium kontratakuje a Powrotem Jedi. Wcielamy się w przemytniczkę z Canto Bight o imieniu Kay Vess, która po nieudanym przedsięwzięciu staje się celem wyjątkowo groźnych oprychów. Zmuszona do ucieczki, trafia w sam środek konfliktu czterech rywalizujących frakcji. To świat, w którym nie ma miejsca dla kolejnego gracza bez zaplecza. Ukończenie głównego wątku fabularnego zajmuje około 20 godzin – akurat tyle, by nasycić się klimatem, a jednocześnie uniknąć przesytu.
Grając dziś w Star Wars: Outlaws, ma się wrażenie obcowania z zupełnie innym tytułem niż rok temu. To duże zaskoczenie, bo po premierze gra była pełna błędów. Dziś większość z nich została naprawiona, a twórcy dodatkowo wsłuchali się w opinie społeczności i poprawili mechaniki, które wcześniej mocno irytowały. Efekt? Produkcja działa jak dobrze naoliwiona maszyna i sprawia wrażenie dopracowanej w wielu szczegółach.
Na pierwszy plan wysuwa się płynność działania. Kay Vess porusza się naturalnie i nie blokuje się już w dziwnych miejscach, co wcześniej zdarzało się nagminnie. Znacząco poprawiono też sztuczną inteligencję przeciwników – teraz misje są trudniejsze, a gracz nie może już tak łatwo wymknąć się wrogom. Trzeba planować i kombinować, bo samo przebieganie w cieniu nie wystarczy. Usprawniono również sterowanie, a największą nowością jest możliwość korzystania z blastera podczas jazdy ścigaczem – to chyba jedna z najbardziej wyczekiwanych zmian przez graczy.
Pod względem oprawy Switch 2 ustępuje swoim stacjonarnym konkurentom. Podczas gdy na PS5 Pro gra działa w 60 FPS, tutaj mamy stabilne 30 klatek na sekundę. Różnica jest zauważalna, ale stabilność animacji robi swoje – nawet w dynamicznych momentach, jak intensywne wymiany ognia czy pościgi na ścigaczach, nie odczuwałem żadnych zacięć. Oczywiście wizualnie widać kompromisy: mniej bujna roślinność, zredukowana mgła czy uproszczone detale. Mimo to lokacje nadal prezentują się bardzo dobrze, choć w skromniejszej wersji.
Twórcy zadbali o to, by gra działała płynnie zarówno w trybie przenośnym, jak i stacjonarnym. Różnice widać głównie w rozdzielczości: w trybie handheld jest to 540p podbite DLSS-em do 1080p, natomiast w stacjonarnym 720p skalowane do 1440p. Jak na taki sprzęt, wygląda to naprawdę solidnie.
Doceniam też wykorzystanie możliwości Switcha 2. Podobnie jak w przypadku Cyberpunka 2077, zaimplementowano praktyczne funkcje konsoli – np. obsługę ekwipunku za pomocą ekranu dotykowego czy żyroskopowe celowanie. Miłym dodatkiem jest również cross-save, który pozwala kontynuować zabawę na innej platformie bez utraty postępów.
Star Wars Outlaws na Switchu 2 pokazuje, że takie porty mają sens i nie muszą wiązać się z drastycznymi kompromisami. To jeden z najmocniejszych tytułów na konsoli obok Donkey Kong: Bananza i Cyberpunka 2077. Jeśli kolejne gry będą przenoszone na ten sprzęt z taką starannością, to naprawdę jest na co czekać.
Poznaj recenzenta
Dawid MuszyńskiRedaktor naczelny naEKRANIE.pl. Dziennikarz filmowy. Publikował między innymi w: Wprost, Rzeczpospolita, Przekrój, Machina, Maxim, PSX Extreme. Fan twórczości Terry’ego Pratchetta. W wolnym czasie, którego za dużo nie mam, gram na PS4, czytam komiksy ze stajni Marvela i DC, a jak nadarzy się okazja to gram w piłkę. Można go znaleźć na: