Star Wars Rebelianci: sezon 2, odcinek 11 – recenzja
Młoda księżniczka Leia debiutuje w serialu Star Wars Rebelianci, odsłaniając przed widzami początki swojej kariery rebeliantki. Udaje się stworzyć odcinek całkiem solidny z kilkoma plusami.
Młoda księżniczka Leia debiutuje w serialu Star Wars Rebelianci, odsłaniając przed widzami początki swojej kariery rebeliantki. Udaje się stworzyć odcinek całkiem solidny z kilkoma plusami.
Twórcy Star Wars Rebels starają się zachować większą ciągłość fabularną pomiędzy odcinkami niż w 1. sezonie, a to już drobny plus warty pochwały. Widzimy, że Ezra przeżywa całą historię z rodzicami. Zostaje to przedstawione w tym odcinku poprawnie, bez zbędnego przeciągania i wprowadzenia irytujących momentów. Spotkanie Ezry z Leią okazuje się dość interesującym zabiegiem, bo postacie są rówieśnikami. To, że księżniczka pokazuje młodemu, niesfornemu i często zachowującemu się głupio rebeliantowi, jak podchodzić do sprawy na serio, może z czasem zaprocentować. Widzimy, że wydarzenia i interakcja z księżniczką mają wpływ na młodego Bridgera, i liczę, że dzięki temu trochę dojrzeje. Leia udowadnia, że można pokazać młodą postać, która nie jest infantylna.
Fabuła odcinka jest bardziej przemyślana niż większość tego, co oglądaliśmy dotychczas w 2. sezonie. Może się podobać fakt, że Rebelia zostaje ukazana jako coś większego, co się wspiera. Jednak jasnym punktem są wszelkie perypetie Lei, która zostaje przedstawione godnie, z pazurem i pomysłem. Na jej tle Kanan i Ezra też staje się lepsi, bo zachowują się rozsądniej, a to ma pozytywny wpływ na jakość odcinka. Ezra ma te swoje trochę irytujące momenty, ale jest ich mniej niż zazwyczaj. Sprawa kradzieży okrętów jest ciut naciągana, ale w takim stopniu, że jednak można to zaakceptować.
Mam w tym odcinku problem z ukazaniem ochrony statków w postaci maszyn kroczących AT-AT. Nadal myśląc o potędze tych maszyn, mam w głowie wydarzenia z części V, dlatego też sceny, w których Kanan ot tak przecina nogę maszyny mieczem świetlnym, są nie do przyjęcia. Dla pewności sprawdziłem w przewodniku po odcinku, bo aż nie chciało mi się wierzyć w pokazanie takiego absurdu. I tak - to są AT-AT, których noga zostaje przecięta jak masło. Szkoda, że Luke nie wpadł na to w części V, ale prawda jest taka, że nie mógł - są tak grube, że fizycznie nie byłoby możliwości ich przecięcia, więc ta scena jest kompletnie bez sensu. Uproszczenie, które nie powinno mieć miejsca.
Mimo wszystko nie mogę za bardzo narzekać na 10. odcinek Star Wars Rebels, bo twórcy dostarczyli tym razem solidnej rozrywki ze wspomnianym wyżej niedociągnięciem. Leia dała dużo dobrego temu odcinkowi, pokazując, że twórcy jak chcą, to potrafią robić coś, co dobrze się ogląda.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat