Skoro Avengers Assemble chce wpisywać się w stylistykę kinowego uniwersum Marvela, to nie może skupiać się wrogach w postaci Drakuli. Wampir pasuje do komiksowego świata, gdzie wpisuje się w konwencję i zostaje niezłym superłotrem. Nie ma jednak dla niego miejsca w filmowym uniwersum, które oparte jest na naukowym wyjaśnieniu wszystkiego, co tylko możliwe - począwszy od mocy Thora. Dlatego też cały klimat odcinka gdzieś pryska, gdy Iron Man zaczyna analizować wirusa wampiryzmu i szukać na niego antidotum. Nie ma tej atmosfery grozy, która z tą postacią naturalnie się wiąże. Wszystko jest odarte z jakiejkolwiek otoczki mistycyzmu.

Pomysł z przemianą Black Widow w wampirzyce jest dobry. Pozwala Avengersom na bardziej osobistą akcję, gdyż w grę wchodzi życie ich koleżanki, a nie tylko niewinnych osób. Jest to w pewien sposób ważniejsze i widać, że poświęcają temu więcej wysiłku. Samo starcie z Drakulą jest nawet emocjonujące, choć momentami niektóre zabiegi są naciągane (zmiana w Hulka po ugryzieniu). Akcji nie brakuje, ale jakoś tym razem nie jest za bardzo efektowna. Tak jak w czwartym odcinku styl animacji ładnie pokazywał nam rozwałkę, tak tutaj więcej jest statycznych ujęć, które nie cieszą oka.

Pojawia się też drobne nawiązanie do głównego wątku, gdy Red Skull zaprasza Drakulę do Cabala. Tylko zastanawia mnie jeden fakt - dlaczego to jest Red Skull? Co się nagle stało z Iron Skullem? Ot tak porzucił zbroję, która utrzymywała go przy życiu? Zdaje  się, że gdzieś tu zabrakło konsekwencji.

Tym razem Avengers Assemble nie imponuje, a to przez wybranie przeciwnika, który do konwencji tej grupy po prostu nie pasuje. Brak efektownej akcji i niewielka ilość humoru, głównie związanego z wampirami nie pozwala zaliczyć tego odcinka do udanych.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj