Studio: sezon 1, odcinek 4 - recenzja
Za nami najlepszy jak dotąd odcinek serialu Studio. Po raz pierwszy Seth Rogen aż tak mocno zabawił się stylem i konwencją, a dodatkowo wyśmiał w wielkim stylu kolejne absurdy świata Hollywood. Zachęcam do przeczytania recenzji.
Za nami najlepszy jak dotąd odcinek serialu Studio. Po raz pierwszy Seth Rogen aż tak mocno zabawił się stylem i konwencją, a dodatkowo wyśmiał w wielkim stylu kolejne absurdy świata Hollywood. Zachęcam do przeczytania recenzji.

W czwartym odcinku Studia Seth Rogen postawił wreszcie na totalnie przerysowany epizod. W związku z dość dziwnym zbiegiem okoliczności ten odcinek staje się na chwilę kryminałem neo-noir. I trzeba przyznać, że wygląda to fantastycznie. Klimat, ubrania, styl mówienia i tempo narracji – wszystko pięknie sparafrazowane, by udawać mini-Chinatown z typowym dla Rogena przymrużeniem oka. Niemal przez cały czas trwania odcinka na twarzy widza powinien gościć szeroki uśmiech. I choć intryga ani przez chwilę nie jest skomplikowana (i niemal od samego początku wiadomo, kto jest winny), to jednak samo śledztwo i sposób działania „detektywów” (Rogena i jego asystenta) przynosi naprawdę dużo satysfakcji.
W czwartym odcinku występy gościnne nie są aż tak eksponowane jak wcześniej. Olivia Wilde jako demoniczna reżyserka pojawia się tylko na chwilę, ale jest kolejną osobą ze świata filmu, która pokazuje, jak duży ma do siebie dystans. Jej postać ma uosabiać kobietę, która zrobi wszystko, by jej wizja artystyczna była na wierzchu, i która będzie walczyć do samego końca o to, by film dokładnie odpowiadał jej wyobrażeniom. To znów delikatnie przerysowana satyra na relacje reżyser – producent, ubrana w komediowy sztafaż, który przynosi najzabawniejszą scenę z dotychczasowych czterech odcinków.
Drugim gościem specjalnym epizodu jest Zac Efron. On z kolei ukazuje relacje na linii ekipa filmowa – reżyser (którego nikt nie lubi) – producent (którego jeszcze bardziej nikt nie lubi). Występ aktora jest mocno ograniczony i praktycznie niewiele można o nim powiedzieć. Po prostu jest i uczestniczy w dwóch wymianach zdań. Gdyby zrobiono ranking najlepszych cameo w Studiu, występ Efrona plasowałby się w okolicach ostatniego miejsca. Nie dlatego, że jest zły, ale dlatego, że jest zwyczajnie nijaki.
„Dobrzy artyści pożyczają, a wybitni kradną” – ta sentencja pada w tym odcinku trzy razy i jest oczywiście mrugnięciem oka w kierunku sequelozy panującej w Hollywood oraz nurtu odwzorowywania utartych schematów przedkładanych ponad oryginalne pomysły. Studio to serial od kinofilów dla kinofilów, w którym poukrywana jest cała masa kapitalnych smaczków. Zabawne nawiązanie do Tarantina, stary operator kinowego projektora, który nie podziela pasji producenta do starych filmowych rozwiązań, kapitalnie nakręcona i zrealizowana rozmowa o zawodzie szefa studia.
Epizod czwarty jest najbardziej artystycznym z dotychczasowych i jednocześnie najzabawniejszym z nich. Fabuła zostaje wpleciona w zakulisowe działania. To jakby film w filmie robionym o filmie. Coś totalnie odjechanego, ryzykownego i trudnego w realizacji. Bardzo łatwo można tu było przeszarżować, ale Rogen wyszedł z tej batalii zwycięsko i udowodnił, że jego serial jeszcze nie raz zaskoczy widza nietypowym podejściem do tematu.
Poznaj recenzenta
Jakub Jabłoński


naEKRANIE Poleca
ReklamaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1977, kończy 48 lat
ur. 1996, kończy 29 lat
ur. 1958, kończy 67 lat
ur. 1994, kończy 31 lat
ur. 1977, kończy 48 lat

