Supersiostry - recenzja filmu
Data premiery w Polsce: 10 maja 2024Supersiostry opanowują superbohaterski świat z lat 90. Jak ten gatunek wychodzi w polskich warunkach? I co ten film ma wspólnego ze Stranger Things?
Supersiostry opanowują superbohaterski świat z lat 90. Jak ten gatunek wychodzi w polskich warunkach? I co ten film ma wspólnego ze Stranger Things?
Podczas gdy w branży filmowej mówi się o "zmęczeniu kinem superbohaterskim", Polska dopiero zaczyna stawiać pierwsze kroki w tym gatunku. Wyzwania podjął się Maciej Barczewski. Wyreżyserował Supersiostry na podstawie scenariusza napisanego przez Krzysztofa Gurecznego. Teoretycznie wiele rzeczy mogło pójść nie tak – od efektów specjalnych, aż po scenografię. Jednak okazuje się, że nie z tego powodu produkcja kuleje. Największymi grzechami są błędy scenariuszowe, powielanie schematów oraz... drewniana gra aktorska.
Ala (Katarzyna Gałązka) i Lena (Karolina Bruchnicka) to tytułowe siostry, które w dzieciństwie zostały rozdzielone przez komunistyczne władze. Ich moce w złych rękach mogą stanowić ogromne niebezpieczeństwo – zapewne nie tylko dla Polski, ale również całego świata. Jedna z dziewczynek zostaje uratowana od eksperymentalnych badań zleconych przez Pułkownika (Marek Kalita). Naukowiec (Grzegorz Damięcki) przygarnia Alę i wychowuje ją jak swoją córkę. Mimo wielu przeprowadzek oraz nieudolnych prób "nieprzyciągania uwagi" w 1990 roku departament pracujący dla Pułkownika odnajduje nastolatkę i jej przybranego ojca przez niewinny incydent z lewitującym traktorem.
Pewnie większość z Was wyobraziła sobie Jedenastkę ze Stranger Things podnoszącą ogromną ciężarówkę. Podobieństwa do hitu Netfliksa dało się wyczuć już w zwiastunie! Chester (Tymoteusz Fraczek), którego Ala niejako ratuje przed nieobliczalnym ojcem, wygląda jak połączenie Mike'a i Dustina. Kasię Gałązkę ubrano w stylu Max (ma nawet walkmana). W pewnym momencie powiązania są tak oczywiste, że aż łapałam się za głowę. Wcale nie czułam się tak, jakbym oglądała dobry easter egg. Miałam wrażenie, że twórcy się poddali i przestali udawać, że przygody z Hawkins nie były ich główną inspiracją.
Sam klimat lat 90. został przedstawiony w różowych okularach, mimo paru wspomnień o Lechu Wałęsie i PRL-u. Jest bardzo kolorowo! Intensywne neony i lokalizacje prezentują rozrywkową stronę tej dekady, jednocześnie jej nie idealizując. Pokój nastolatki jest wypełniony plakatami z prawdziwymi ikonami tamtych czasów (np. Roxette). Nawet budka z zapiekankami potrafi być kolorowa! Szczególnie park rozrywki dodaje akcji potrzebnej dynamiki. Do tego utwory, takie jak puszczane w samochodzie Always on My Mind, wywołują nostalgię.
Muszę przyznać, że produkcja – jak na nasze warunki – prezentuje się dość widowiskowo. Sceny z lewitującymi rzeczami wyglądają realistycznie, ale szczególne wrażenie zrobiła na mnie prosta scena z reflektorami samochodów. Widać, że trochę czasu poświęcono efektom specjalnym, aby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Uważam, że prezentuje się to naprawdę nieźle i współcześnie. Szkoda więc, że scenariusz powiela schematy i jest pełen błędów, które wychodzą przede wszystkim z melodramatycznych kwestii. Laboratorium wykorzystujące ludzi oraz uczenie się kontrolowania mocy – to wszystko już widzieliśmy! Brakuje również rozwinięcia postaci, które (poza tytułowymi siostrami) najczęściej charakteryzuje jedna cecha. Adam (Adam Stasiak) zostaje przedstawiony jako przyjaciel Leny oraz prywatny taksówkarz, a wspomniany Pułkownik jest mało widocznym antagonistą. Oprócz wspomnianego Stranger Things, z pewnością będziecie porównywać tę produkcję do znanych tytułów Marvela oraz DC.
Nie rozumiem pewnych rozwiązań scenariuszowych dotyczących wątku niepełnosprawności (Lena porusza się na wózku). Zgadzam się z internautami, że został on pokazany w dość szkodliwy sposób. A wcale tak nie musiało być. Kiedy widzimy Lenę po raz pierwszy, odbieramy ją jako silną dziewczynę, która potrafi kopnąć bez użycia nóg (i to dosłownie – bohaterka kontroluje całą energię). Niestety Lena czuje się "kaleką" i robi wszystko, by odzyskać sprawność. Szkoda, że to poszło w taką stronę – szczególnie że mamy naprawdę sporo niepełnosprawnych superbohaterów, którzy reprezentują ogromną siłę mimo swoich ograniczeń. Przykłady: Profesor X, który też porusza się na wózku, albo Echo i jej własny spin-off.
Kuleje również aktorstwo. Uważam, że Chester to postać ze zmarnowanym potencjałem. Mógł wprowadzić więcej humoru i zostać "człowiekiem w centrali" niczym Ned dla Petera Parkera. Nie pomaga w tym sam Frączek – miał dość utrudnione zadanie przez kiepsko napisane dialogi. Nie podoba mi się też Bruchnicka, która przedstawia swoje prawdziwe motywacje w punkcie kulminacyjnym. Choć dawała sobie radę w scenach z ekranową siostrą, jej dramatyczne monologi są zbędną hiperbolizacją. Mogła to być groźna przemowa w stylu Jokera, a wyszła teatralna scenka, którą nawet tiktokerki odegrałyby lepiej. Z całej obsady najlepiej wychodzi Gałązka i jej emocjonalna głębia.
Supersiostry oferują to, co obiecywały materiały promocyjne – banalnie prostą, ale fajną rozrywkę. Filmowi nie brakuje niczego w kwestiach gatunkowych czy wizualnych, choć cringe'owe kwestie nieco zabrały mi przyjemność z seansu. To niezłe wprowadzenie kina superbohaterskiego na polski rynek, ale czy doczeka się sequela? Ewidentnie jest pomysł, ale wydaje się, że emocje wzbudzane przez herosów już zaczęły opadać.
Poznaj recenzenta
Kaja GrabowieckaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1996, kończy 28 lat
ur. 1983, kończy 41 lat
ur. 1948, kończy 76 lat
ur. 1937, kończy 87 lat
ur. 1982, kończy 42 lat