fot. Netflix
Świąteczny skok potrafi przekonać do siebie pomysłem, bo stara się, jak może, być komedią romantyczną, która nie chce powielać sztampowych rozwiązań. Nie mamy więc typowej relacji bohaterów oraz budowy ich uczucia w typowy dla świątecznych filmów sposób. Odbywa się to inaczej, naturalnie i przy okazji wspólnych perypetii, więc to jest atut, bo – w odróżnieniu od wielu podobnych propozycji – nie ma się wrażenia budowania tego na siłę. Ta organiczność wątku romantycznego nie jest nachalna, pozwala zrozumieć, co łączy parę i dlaczego mogą się sobą zainteresować. Co więcej, co mnie właśnie zaskoczyło, nikt tutaj nawet nie mówi przez sekundę o miłości! Mamy więc świąteczną komedię romantyczną Netflixa, która buduje raczej zalążki uczucia, zauroczenie i chęć sprawdzenia, co z tego może być, a nie wielką szaloną miłość od pierwszego wejrzenia. Trudno tego nie docenić, bo jest to bardziej wiarygodne niż w wielu podobnych tytułach; nawet nieszczególnie przeszkadza przez to brak chemii pary aktorów – Olivia Holt oraz Connor Swindells – bo może nie jest ona tak konieczna, gdy nie mówimy o głębokich emocjach? Nieszczególnie to przeszkadza w seansie.
Pomysł na to, by główna para bohaterów poznała się przez wspólny skok na dom towarowy zrzędliwego bogacza i oszustwa, wypada interesująco, bo pomimo nawet uproszczeń i sztampy nie daje poczucia powtórki z rozrywki. Jest w tym jakaś emocja, wiarygodność i pobudzanie ciekawości, poprzez nawiązywanie do gatunków filmów o skokach. Nawet muzyka, zamiast typowo świątecznej, budzi skojarzenia z serią Ocean's Eleven, co dla wielu jest wyznacznikiem gatunku heist film. Nie zrozumcie mnie jednak źle: to nie zmienia faktu, że ta fabuła jest bardzo prosta, czasem banalna i racząca widzów oczywistościami, ale gdy solidnie to działa na ekranie, nie zawsze musi być to wielka wada. Pamiętajmy, że filmy świąteczne, odkąd istnieją, opierają się na oczywistościach i prostocie; kwestia tego, jak to robią, decydowała o ich sukcesie.
Patrząc jednak na fabułę, można poczuć, że do pewnego momentu film buduje większy potencjał na coś wyjątkowo dobrego, co ostatecznie nie zostaje wykorzystane. W pewnym momencie gdzieś zabrakło pomysłu, by ta przygoda była ciekawsza, bardziej urozmaicona i może też śmieszniejsza. Nie da się ukryć, że uproszczenia zbyt często właśnie zabierają tej historii okazję do czegoś więcej. Nawet twist, który, przyznam, jest solidny i trudno do końca potraktować go jako coś oczywistego, niewiele w tym zmienia, bo w jego obliczu tym bardziej czuć, że w kulminacyjnym, najważniejszym momencie zabrakło w tym odwagi. To mogło być coś więcej, coś lepszego i ciekawego, co w gatunku zaistniałoby jakoś coś wyjątkowego. A tak niestety nie będzie.
To bynajmniej nie oznacza, że Świąteczny skok to zły film. Bynajmniej! Patrząc na świąteczne komedie romantyczne w streamingu w ostatnich latach, zdecydowanie ta wyróżnia się na plus, dając pomysł, solidne wykonanie, świąteczny urok i przyjemną rozrywkę. Zdecydowanie platforma streamingowa Netflix miała mnóstwo słabszych propozycji na Święta.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaZastępca redaktora naczelnego naEKRANIE,pl. Dziennikarz z zamiłowania i wykładowca na Warszawskiej szkole Filmowej. Fan Gwiezdnych Wojen od ponad 30 lat, wychowywał się na chińskim kung fu, kreskówkach i filmach z dużymi potworami. Nie stroni od żadnego gatunku w kinie i telewizji. Choć boi się oglądać horrory. Uwielbia efekciarskie superprodukcje, komedie z mądrym, uniwersalnym humorem i inteligentne kino. Specjalizuje się w kinie akcji, które uwielbia analizować na wszelkie sposoby. Najważniejsze w filmach i serialach są emocje. Prywatnie lubi fotografować i kolekcjonować gadżety ze Star Wars.
Można mnie znaleźć na:
Instagram - https://www.instagram.com/adam_naekranie/
Facebook - https://www.facebook.com/adam.siennica
Linkedin - https://www.linkedin.com/in/adam-siennica-1aa905292/