Szefowa: sezon 1 – recenzja
Szefowa to nowy serial Netflixa luźno oparty na faktach z życia Sophii Amoruso. Komediodramat miał ukazać życie specyficznej kobiety w młodym wieku i i jej zawodowy sukces. Niestety, wyszło bardzo nierówno. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Szefowa to nowy serial Netflixa luźno oparty na faktach z życia Sophii Amoruso. Komediodramat miał ukazać życie specyficznej kobiety w młodym wieku i i jej zawodowy sukces. Niestety, wyszło bardzo nierówno. Recenzja nie zawiera spoilerów.
Antybohaterowie w serialach to nie jest nic nowego. Osoby złe, zepsute, antypatyczne, ale mające w sobie coś, co sprawia, że oglądamy ich losy z zaciekawieniem. W pewnym sensie wzbudzają oni sympatię tym, jak są wewnętrznie zniszczeni; tym, jaki mają charakter i osobowość; oraz tym, jak się zachowują. Gdy poszczególne elementy nie wchodzą na swoje miejsce, śmiało możemy powiedzieć, że serial ma problem. Tak też jest właśnie z tytułową Girlboss. Bohaterką jest młoda dwudziestokilkuletnia dziewczyna, która nie chce dorosnąć, bo dla niej "dorosłość zabija marzenia". Osoba egoistyczna, narcystyczna, antypatyczna, a co najgorsze – po prostu głupia i pusta. Jej zachowania w całym sezonie to całe spektrum stereotypowej pustej hipsterki, która ma wyraźny problem ze sobą i kontaktami z innymi ludźmi. Wielokrotnie jej absurdalne reakcje i i dziwaczne decyzje po prostu irytują – wiecie, tak mocno, aż chce się wyłączyć odcinek, bo trudno oglądać dalej. Takich sytuacji jest niesamowicie dużo w całym sezonie, ale – co jest też najgorsze – przeważa w tym aspekcie pierwsza połowa. Wtedy, kiedy powinniśmy się z nią w jakiś sposób zaprzyjaźniać, poznawać, może pojawić się ochota życzenia śmierci bohaterce lub po prostu chęć porzucenia serialu.
Sophia jest jedną z największych wad tego serialu. A co najgorsze jest w tym pewna dziwna skrajność. Poza czynnikiem działającym na nerwy, o którym już napisałem, są momenty, gdzie może się ona podobać. Te ludzkie wydarzenia w jej życiu, które wyzwalają emocje, pokazują ją jako kogoś zniszczonego traumami życia, kiedy nie potrafi poradzić sobie z tym, kim tak naprawdę chce być. Kogoś, kto ma trudne relacje z ojcem, nie potrafi nawiązać związku z mężczyzną i ma problemy w przyjaźni. To wtedy Britt Robertson pokazuje klasę w tej roli. Wyzwala serce postaci i szczerze potrafi poruszyć emocje. Sprawić, że choć przez chwilę widzimy prawdziwego człowieka z krwi i kości, a nie zestaw najbardziej irytujących cech wsadzonych w stereotyp nudnej i nieciekawej postaci. Problem polega na tym, że szybko tego typu motywy i ich znaczenie są niwelowane przez kolejne jej zachowania czy głupoty. Naprawdę szkoda, bo aktorka daje z siebie wiele w tym serialu i choć nigdy nie widziałem w niej wielkiego talentu, pokazała coś innego, nowego i ciekawego. Szkoda, że tych momentów, gdzie można jej współczuć jest tak niewiele w porównaniu do tych, które niszczą potencjał serialu.
Fabularnie jest to dość sztampowa historia umoczona w specyficznym sosie. Mamy więc standardowe "od zera do milionera" w bardziej kameralnym wydaniu. Widzimy, jak z prędkością światła osiąga sukces, wpadając na kilka wybojów po drodze. To samo w sobie też może wywoływać mieszane odczucia. Z jednej strony tego typu historie mają w sobie coś inspirującego, ciekawego i wartego uwagi. Z drugiej jednak jestem przekonany, że sprzedawanie przerobionych ciuchów na ebayu nie jest czymś atrakcyjnym z punktu widzenia widza. Nie jest to interes ekscytujący, emocjonujący czy posiadający wiele zwrotów akcji. Tak naprawdę jedynie problemy na jakie natrafia Sophia zmieniają trochę postrzeganie tego wątku i dodaje wyrazu. Dlatego koniec końców w rozłożeniu na cały sezon jest to wątek nierówny. Raz nudzi, nieciekawi, raz ma niezłe pomysły i motywy. Wbrew pozorom to w tym momencie bohaterka i jej życie stają się najciekawszą częścią serialu, nie jej droga w karierze.
Otwarcie się mówi, że Girlboss to serial komediowy, ale to w zasadzie nie do końca prawda. Jest to komediodramat, w którym twórcy nie do końca wiedzieli, jak dobrze połączyć te dwa gatunki. Tak naprawdę tylko cały wątek z Gail, konkurentki Sophii, jest naprawdę mocny komediowo. Głównie zasługa leży w Melanie Lynskey, która nadaje swojej postaci cudnej dziwności, a pomysły na gagi są kapitalne. Na przykład zwizualizowano w serialu rozmowę na forum internetowym w postaci okrągłego stołu, przy którym siedzą rozmówcy ze swoimi nickami na plakietce. Mówią oczywiście w takiej samej formie, jak pisze się na forum, więc całość ma fantastyczny wydźwięk i wypada naprawdę zabawnie. Kłopot w tym, że poza tym jednym wątkiem, który jest w trzech odcinkach, humor jest przeciętny i jest go niewiele. A jednocześnie część dramatyczna nie przekonuje przez irytującą i słabo rozpisaną bohaterkę. Nie tego jednak oczekujemy po serialu produkcji Netflixa.
Pomimo wszelkich wad, których jest pełno w tym serialu, nie ogląda się go źle. Te 13 odcinków mija szybko, w miarę przyjemnie i lekko, ale nie czuć, by był to seans wartościowy. Wychodzi z tego zapychacz czasu, który jest dobry, gdy nie mamy co oglądać. Tylko że... obecnie to raczej widz ma w czym przebierać, bo seriali jest pełno. Taka przeciętna, niedopracowana i nierówna rzecz, jak Szefowa to pozycja jednak mało ciekawa. Być może osoby, które mniej więcej były w wieku bohaterki, poczują w tym jakaś nostalgię, która uprzyjemni im seans. Inni mogą poczuć, że nie jest to rozrywka warta uwagi.
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1960, kończy 64 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1964, kończy 60 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1967, kończy 57 lat