Fabryka Słów
Kontynuacja zaczyna się od ciszy w głowie Zoi, bo Malakara już tam nie ma. Brakuje go, jego ironicznych komentarzy i tego wrażenia, jakby w jej myślach siedział zgryźliwy wujek, który wszystko skomentuje i każdego skrytykuje. Ta nieobecność jest wyraźna, ale potrzebna, teraz dziewczyna musi radzić sobie sama, bez podpórek i podpowiedzi.
Zoya trafia za barierę. Miejsce, które według legend miało być puste, pełne śmierci i potworów, okazuje się zamieszkałe. Ludzie żyjący po drugiej stronie są inni, zahartowani, mniej ufni, wychowani w świecie, gdzie nie ma murów, które chronią przed tym, co nadchodzi nocą. Wśród nich pojawia się ktoś, kogo łatwo polubić – Ove. Mały, odważny chłopiec od skalnych ludzi. Nie udaje bohatera, ale jest nim w drobnych gestach, lojalności i gotowości do działania mimo strachu.
Paulina Hendel znów świetnie łączy mitologię z magią i codziennością, ale w tym tomie jest mniej humoru, a więcej cichego niepokoju. Dawne potwory nie są już jedynym zagrożeniem, pojawiają się nowe istoty, nowe legendy i wróg, którego imię dopiero zaczyna wybrzmiewać. Dworskie intrygi nie znikają, lecz ustępują miejsca walce o przetrwanie i odkrywaniu, co naprawdę osłabia Zaporę.
Źródło: Fabryka SłówZoya się zmienia. To nadal dziewczyna, która bywa porywcza, ale mniej działa pod wpływem impulsu. Nie ma już głosu Malakara, który ironicznie komentował każdy jej ruch, więc dojrzewa, bardziej ufa sobie, choć wciąż może zbłądzić. Ta samotność jest jednym z ważniejszych motywów książki.
Świat po drugiej stronie bariery to najmocniejszy punkt tej części, surowy, dziki, pełen magii i niebezpieczeństw, a jednak prawdziwy. Nowi bohaterowie są dobrze napisani, a relacje budują się powoli, bez przesady i sztuczności. I choć czasem brakowało błyskotliwego humoru z poprzedniego tomu, to ta cisza ma sens, pokazuje, że to już nie zabawa w magię, tylko walka ze zbliżającą się katastrofą.
Zakończenie Szeptu wiatru nie pozostawia złudzeń: Zapora pęka, zło rośnie w siłę, a to, co wydawało się legendą, zaczyna być rzeczywistością. I właśnie dlatego trudno się od książki oderwać, mimo że pozostawia niedosyt, ale to ten dobry, który sprawia, że chce się natychmiast sięgnąć po kolejny tom.
Poznaj recenzenta
Serafina Knych