Tacy jesteśmy: sezon 2, odcinek 18 (finał sezonu) – recenzja
Najnowszy odcinek Tacy jesteśmy nie przyniósł żadnych dramatycznych wydarzeń, ale spokojniejsza atmosfera tego epizodu sprawiła, że finał sezonu można ocenić jako satysfakcjonujący.
Najnowszy odcinek Tacy jesteśmy nie przyniósł żadnych dramatycznych wydarzeń, ale spokojniejsza atmosfera tego epizodu sprawiła, że finał sezonu można ocenić jako satysfakcjonujący.
W poprzednim odcinku This Is Us skupiliśmy się na postaci Dejy, ale finał sezonu należał już do Kate i Toby’ego, którzy brali ślub w leśnej scenerii. Jednak początek epizodu zaskakiwał, ponieważ zamiast naszej młodej pary oglądaliśmy odnowienie przysięgi małżeńskiej przez Jacka i Rebeccę. Na wyjaśnienie zagadki, dlaczego widzimy żywego i starszego Jacka, nie musieliśmy długo czekać, ale pytanie brzmi - czy rzeczywiście te sceny snu były tak bardzo potrzebne w tym odcinku? Choć były niewątpliwie romantyczne i pełne uroku, to jednak lepiej by było zobaczyć Kate i Toby’ego składających sobie przysięgi, gdzie na pewno popłynęłoby wiele łez wzruszenia. A w takim wypadku możemy podejrzewać, że twórcy po prostu chcieli, aby aktorzy mieli szansę w końcu spotkać się na planie zdjęciowym, a to była ku temu idealna okazja.
W centrum uwagi byli oczywiście Kate i Toby. Chwile niepewności zapewniała nam ta pierwsza postać, gdy opuściła teren wesela, aby odnaleźć miejsca, gdzie wspólnie spędzała czas z ojcem. Ale najbardziej w pamięć zapadała scena przy drzewie, gdy rozmawiała z prochami Jacka. Było w niej wiele emocji, ale tych pozytywnych, podnoszących na duchu i pełnych nadziei, pozwalających bohaterce pójść do przodu. Chrissy Metz w tej solowej scenie była fantastyczna. Z kolei wątek Toby’ego nie wyzwalał tylu uczuciuć, ale wzbudzał dużą ciekawość ze względu na pojawienie się jego skłóconych rodziców oraz powrót tematu depresji, o którym mogliśmy już zapomnieć. Kto wie, czy twórcy w ten sposób nie dali wskazówki, że w trzecim sezonie będą chcieli zagłębić się w tę tematykę i skomplikować życie naszych nowożeńców. W każdym razie pojawienie się zmartwionych Damonów okazało się wartościowe dla odcinka i może dla dalszej części fabuły.
W ostatnich odcinkach Tacy jesteśmy twórcy raczej rzadko dawali widzom powody do śmiechu, ale w finale sezonu oglądaliśmy sporo komediowych momentów, w których przodowali Randall i Kevin. Ten pierwszy jak zwykle częściej popisywał się tzw. sucharami, ale za to gra w najgorszy możliwy scenariusz mogła rozbawić. Nawet ta z Kevinem, która przybrała śmieszno-gorzki charakter. Natomiast można było więcej oczekiwać po toastach, które wznosili dla młodej pary. O ile ten Randalla rzeczywiście był ubrany w piękne słowa, które też w pewien sposób podsumowywały wydarzenia obu sezonów, o tyle starszy z braci wprowadził więcej niezręczności niż prawdziwych uczuć. Oczywiście taka była intencja twórców, a widzowie na pewno zrozumieli sens tej nieskładnej przemowy, ale i tak czegoś w niej zabrakło. To symboliczne zaczerpnięcie powietrza nie zrobiło zbyt dużego wrażenia. Nie było w tym takiej magii i niezwykłości chwili, którą mogliśmy oglądać choćby w rozmowie Jacka z Kate o jej przyszłym mężu.
Z kolei wątek Dejy, który został tydzień temu szeroko przybliżony, w finale zszedł całkowicie na drugi plan. Szkoda, że nie zobaczyliśmy scen, gdy matka dziewczynki zrzeka się praw rodzicielski na rzecz Pearsonów, bo na pewno wywołałyby masę rozdzierających emocji. Można nawet powiedzieć, że w tym odcinku Deja stała się pretekstem do wprowadzenia nowej postaci do serialu. Zoe, bo o niej mowa, wydaje się ciekawą bohaterką, która ma potencjał na rozruszanie fabuły. Co nie zmienia faktu, że efekt jej rozmowy z Deją był do bólu przewidywalny. To, co jednak zaskoczyło, to agresywna reakcja dziewczynki po słowach matki Toby’ego. Raczej trudno było się spodziewać po tej spokojnej osobie, że okres nastoletniego buntu i emocjonalnego rozdarcia objawi się w taki dewastacyjny sposób. I dobrze, że rodzicielstwo zastępcze Pearsonów wcale nie będzie usłane różami, ponieważ ten wątek wciąż pozostaje w miarę atrakcyjny.
Finałowy odcinek drugiego sezonu Tacy jesteśmy był solidny, ale nie wywoływał tak wielkich emocji, jakie już mieliśmy okazję parę razy doświadczyć podczas tej serii. Atmosfera była spokojna, rodzinna, a także weselna, ale bez dramatycznych kryzysów, które miałyby ją zmącić. Cieszy to, że twórcy zagwarantowali widzom pewnego rodzaju wgląd w trzeci sezon, czego możemy oczekiwać w przyszłości. Podczas toastu Randalla przebijały się różne futurospekcje, które wywołują pytania, np. czy Toby zachoruje lub wpadnie w depresję? Albo - z kim dorosła Tess nie chce się spotkać? Co prawda w tym ostatnim przypadku twórcy sugestywnie wskazują, że Deja obierze w przyszłości złą drogą, ale ileż to już razy podrzucali nam podobne zmyłki, aby zachęcić widzów do śledzenia historii. Do tego sama końcówka również sugeruje, że Kevin odnajdzie nową miłość w osobie Zoe, co nie przekreślałoby dużej roli Jacka w Tacy jesteśmy. Najważniejsze, że te krótkie scenki spełniły swoją rolę, aby wzbudzić zainteresowanie trzecim sezonem.
Druga seria Tacy jesteśmy znowu przyniosła wiele emocji, wzruszeń i ciepła. Ale historia już aż tak mocno nie zaskakiwała, nie szokowała, tak jak w pierwszym sezonie, kiedy co odcinek trzeba było zbierać szczękę z podłogi i ocierać łzy z policzków. Dobrze, że twórcy wyjaśnili w zasadzie wszystkie tajemnice, które tak elektryzowały widzów, ze śmiercią Jacka na czele. Wprowadzili też kilka nowych, ciekawych wątków, jak rodzicielstwo zastępcze czy też uzależnienie Kevina. Ale największą innowacją Tacy jesteśmy wydają się futurospekcje, w których możemy upatrywać odświeżenia historii i kolejnych niespodzianek, tak charakterystycznych dla tego serialu, bo o kolejne wzruszenia na pewno nie musimy się martwić!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat