Tacy jesteśmy: sezon 3, odcinek 3 – recenzja
Tacy jesteśmy serwują kolejny dobry odcinek, ale jeszcze nie grają tak bardzo na emocjach widzów, jak do tego ich przyzwyczajono. Na szczęście wciąż znajdujemy w nim wiele pozytywów.
Tacy jesteśmy serwują kolejny dobry odcinek, ale jeszcze nie grają tak bardzo na emocjach widzów, jak do tego ich przyzwyczajono. Na szczęście wciąż znajdujemy w nim wiele pozytywów.
This Is Us w trzecim sezonie spokojnie rozwijają historie głównych bohaterów i oszczędzają emocje widzów. Jak na razie nie oglądamy żadnych dramatycznych wydarzeń, które miałyby nas doprowadzać do łez. Ale za to miłość kwitnie w poszczególnych wątkach, przynosząc wiele ciepła i pozytywnych uczuć. W tym tygodniu najbardziej wybiły się retrospekcje z Rebeccą i Jackiem. Szybko wyjaśniła się zagadka, cóż to za adorator odwiedził naszą bohaterkę. Powrót starej miłości, gdzie od razu przeszli do planowania dalszego wspólnego życia był nieco naciągany, właśnie za ten prędki rozwój wypadków. Na szczęście przyćmiły to spotkania Rebecci i Jacka, które zawsze mają w sobie nutkę romantyzmu. Można powiedzieć, że ich wspólne sceny są zbyt wyidealizowane, ale dzięki tej niezwykłej chemii między aktorami to zupełnie nie przeszkadza, a wręcz działa na korzyść serialu. Nie wspominając oczywiście o dużej roli delikatnej muzyki w tle, która nadaje im nastrojowości i podkreślają wagę wydarzenia. To jest cała magia Tacy jesteśmy.
Warto też zauważyć, że w wątkach tych postaci wyraźnie uwidoczniono, jaki dawniej panował model amerykańskiej rodziny, gdzie obowiązkiem kobiety było zajmowanie się domem. Trochę niepotrzebnie próbowano na siłę odmłodzić Mandy Moore, aby udawała nastolatkę, a Hunterowi Parrishowi, grającego Alana, doklejono wąsy. Wyglądało to sztucznie i groteskowo. Natomiast pokazanie zarówno rodziny Rebecci, jak i Jacka, dobrze wpasowało się w całość historii, aby uwydatnić, czego oczekują od partnerów oraz to co chcą dać od siebie w związku. Dlatego też ostatnia scena, gdy razem myli naczynia niosła w sobie tyle optymizmu i udanie zamknęła odcinek.
Z kolei bardzo szybko rozwija się wątek Kate, która w najnowszym odcinku przeszła zabieg in vitro. Pomysł na sen pod narkozą, podczas którego spotkała się z młodszymi wersjami samej siebie oraz ojcem nie jest czymś nowatorskim. Ale pogłębiło psychologiczną analizę tej bohaterki, choć twórcy mogli wycisnąć więcej emocji z tych scen. Z drugiej strony całkiem dobrze pokazało nam to, jak Kate zmieniła się na przestrzeni lat, z niewinnej, pulchniutkiej dziewczynki w zbuntowaną, o niskiej samoocenie nastolatkę i dorosłą kobietę. Teraz ten progres widać najlepiej. Przy okazji zobaczyliśmy, jak bardzo te trzy aktorki odgrywające tę samą rolę są podobne do siebie. Natomiast na razie Kate jest na dobrej drodze do spełnienia marzenia o dziecku, ale trudno nam sobie wyobrazić, aby sprawy się nie skomplikowały, jak to często bywa w życiu.
W najnowszym odcinku nieco chaotycznie został przedstawiony wątek Randalla, który nie za dobrze radzi sobie w nerwowych sytuacjach. Najpierw zaatakował Kate o przekazywania cząstki ojca kolejnym pokoleniom. A potem dzwonił z pretensjami do radnego, który nie wywiązał się z obietnicy, a w konsekwencji dziewczynka trafiła do szpitala. Nie wspominając o zwolnieniu Beth z pracy, co może być początkiem jego problemów. W końcu zobaczyliśmy Randalla nie tak krystalicznie dobrego i uczynnego, jak do tej pory, tylko skoncentrowanego na samym sobie, aby dorównać Jackowi. Nawet ten przylot do Kate, aby ją przeprosić, nie był tylko bezinteresownym uczynkiem. Teraz jego perfekcyjne życie może ulec zmianie, a co za tym idzie stanie się bardziej interesujące dla widzów. Ciekawi, jak sobie poradzi w obliczu tych trudności, bo w końcu, podobnie jak Toby, co zostało dość zabawnie wspomniane, ma problemy natury mentalnej. W tym wątku tkwi potencjał.
Podobnie jak w poprzednim odcinku historia Kevina również się nie wybiła na pierwszy plan, choć premiera jego filmu okazała się sukcesem. Natomiast jego radiowy wywiad nie angażował emocjonalnie, mimo że na samej postaci uświadomienie sobie, jak mało wie o wietnamskiej przeszłości ojca zrobiło wrażenie. Wszystko wskazuje na to, że poznamy wojenną przeszłość Jacka właśnie dzięki Kevinowi oraz Zoe, co przyniesie na pewno sporo wzruszeń. Miłym akcentem było również pojawienie się autentycznej dziennikarki radiowej, Terry Gross, która zagrała samą siebie. Takie cameo dodaje realizmu temu serialowi, co się ceni.
Nowy odcinek Tacy jesteśmy jak zwykle trzymał poziom i dobrą jakość. Wciąż czekamy na więcej emocji czy zaskoczeń, ale powoli możemy wybierać ciekawsze wątki, na których warto skupić uwagę. Serial na pewno nas nie zawiedzie!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat