Tacy jesteśmy: sezon 4, odcinek 4 - recenzja
Poprzedni sezon This is Us przeżywał spadek formy, ale czwarta seria, choć już tak nie wzrusza i nie szokuje, przynosi wiele pozytywnych emocji. Dzięki takim odcinkom jak ten najnowszy serial odzyskuje swój niezwykły blask.
Poprzedni sezon This is Us przeżywał spadek formy, ale czwarta seria, choć już tak nie wzrusza i nie szokuje, przynosi wiele pozytywnych emocji. Dzięki takim odcinkom jak ten najnowszy serial odzyskuje swój niezwykły blask.
Nowy odcinek This is Us miał w sobie to coś, co sprawia, że ten serial nie przestaje fascynować. Miał tę „magię” i charakterystyczne ciepło, po których lżej robi się na sercu, a wszystko wokół staje się piękniejsze. Trochę przesadzam, ale to jeden z tych epizodów, który po prostu podnosi na duchu. I co ciekawe wiele tych emocji odcinek zawdzięcza matce Beth, która nie kojarzy nam się zbyt pozytywnie. Miło że ta postać powróciła do serialu, ponieważ dzięki niej wydarzenia stają się bardziej interesujące.
This is Us bazuje na momentach, które nabierają wyjątkowego charakteru. Mnie najbardziej przypadły do gustu dwie i to właśnie z udziałem Carol. Rozmowa z Rebeccą niosła ze sobą szczerość i zrozumienie, które przy tragicznej przeszłości obu bohaterek jeszcze bardziej poruszały. Również wyjaśnienie sobie osobistych niesnasek i nieporozumień między Randallem i babcią „Ce” należało do takich chwil. Przyznanie się do błędu na pewno wiele kosztowało matkę Beth, a to wrażenie uzyskano, dzięki dobrze rozpisanej postaci przez twórców, a także mądremu scenariuszowi.
Podobny unikalny moment uświadczyliśmy w wątku Kate i Toby’ego. Aby go uzyskać, trzeba było jednak przejść przez kilka trudniejszych scen z małym Jackiem. Muzyczne zajęcia z dziećmi czy kłótnia w samochodzie wprowadziły napięcie, które pod koniec odcinka zostało w ładny sposób rozładowane, gdy rodzina poszła na plażę. Jasne, że ich sprzeczka dotyczyła błahych spraw, jak zapomnienie Małpki, ale dotknęła także poważniejszych problemów. Mimo wszystko to spięcie nie odbiegało od małżeńskich norm, co tylko dodaje serialowi realizmu.
Prawdopodobnie wielu widzów również zauroczył moment Kevina z dzieckiem na planie Manny’ego połączonej z rozmową tego bohatera z Cassidy, jednak mnie on nie przekonał. Może to kwestia płaczących bobasów, co przy okazji twórcy wykorzystali do pokazania nam, że praca z nimi jest ciężka. Oczywiście uśmiechnięty szkrab był przesłodki, ale zbyt duża liczba cięć spowodowała, że nie wczułam się w tę scenę, gdzie nastąpiła odmiana nastrojów. Natomiast w tym odcinku zabłysnął Justin Hartley, który grał świetnie. Na jego tle bardzo przeciętnie wypadła Jennifer Morrison, ale Griffin Dunne nie dał się przytłoczyć. Historia Nicky’ego nie wzruszała, ale bardzo dobrze skupiała uwagę i wzbudzała ciekawość. To skarb mieć tak znakomitego aktora w obsadzie, który potrafi skraść każdą scenę.
Wątek Kevina zawsze miał swoje lepsze i gorsze chwile, ale w tym sezonie ta postać rozwija się w intrygującym kierunku. Wciąż mierzy się ze swoimi wewnętrznymi demonami, które zdążyliśmy poznać na przestrzeni trzech serii, ale pewnego rodzaju stabilizacja tego bohatera sprawiła, że w końcu można dostrzec w nim coś prawdziwego. Nie do końca było po nim widać tę rzekomą troskę o skasowanie jego serialu, ale historia była tak dobrze poprowadzona, że nie miało to znaczenia. Dużą rolę odgrywają tutaj pozostałe postaci jak Kate czy Cassidy, które powodują, że to Kevin wyróżnia się w odcinku. Warto również wspomnieć, że wyjawiono nam informację, w jakim mniej więcej przedziale czasowym był w związku małżeńskim z Sophie. Wieść o ożenku Kevina nie powodowała szoku aż takiego, jakie przeżyły Rebecca i Kate, ale w perspektywie przyszłości powinna urozmaicić historię tego bohatera w retrospekcjach z czasów nastoletnich.
Z takich cieplejszych momentów nie może umknąć uwadze także pocałunek Randalla i Beth oraz taniec Rebecki z Kate. Obie sceny miały przełomowy charakter dla tych bohaterów, więc tym bardziej oddziaływały na uczucia widzów.
W najnowszym odcinku nie zabrakło także humoru. Najzabawniejszą sceną była ta, gdy Malik wspomniał o córce. Zdziwienie Randalla bawiło, bo sytuacja była niezręczna, ale tak naprawdę to Deja swoją przerażoną miną rozśmieszała najbardziej. Kto by pomyślał, że ta młoda aktorka tak fajnie odnajdzie się w takiej komediowej scenie. Poza tym cały wątek ze śmierdzącą salą do ćwiczeń i poszukiwaniem źródła nieprzyjemnego zapachu też powodowała wesołość. This is Us lubi wprowadzać do epizodu lekki humor, aby rozładować atmosferę, ale tym razem powodów do śmiechu mieliśmy nadzwyczaj dużo.
Odcinkiem Flip a Coin serial pokazuje, że obniżka formy z poprzedniego sezonu to tylko wypadek przy pracy i okres przejściowy po śmierci Jacka. Czwarta seria odzyskała swój blask, a swoją cegiełkę dołożył najnowszy epizod. To fakt, że nie szokował i nie wzruszał, ale miał w sobie to ciepło, które wcale nie jest wymuszone, tylko wynika ze wzorowo napisanego scenariusza. Można zarzucić serialowi, że na razie nie daje nam żadnych konkretnych wydarzeń wywracających fabułę do góry nogami, ale ta życiowość poszczególnych historii sprawia, że tak dobrze się je ogląda. Bo takie jest właśnie This is Us!
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat