Tacy jesteśmy: sezon 4, odcinek 9 - recenzja
Mimo że czwarty sezon This is Us prezentuje wysoką jakość, to nawet najlepszym odcinkom czegoś brakowało, aby się nimi w pełni zachwycać. Jednak najnowszy epizod miał wszystko to, za co kochamy ten serial. Wzbudzał zaciekawienie, radość i wzruszenie, a do tego szokujący cliffhanger dał widzom do myślenia przez kolejne kilka tygodni podczas przerwy świątecznej.
Mimo że czwarty sezon This is Us prezentuje wysoką jakość, to nawet najlepszym odcinkom czegoś brakowało, aby się nimi w pełni zachwycać. Jednak najnowszy epizod miał wszystko to, za co kochamy ten serial. Wzbudzał zaciekawienie, radość i wzruszenie, a do tego szokujący cliffhanger dał widzom do myślenia przez kolejne kilka tygodni podczas przerwy świątecznej.
This is Us wyróżnia się swoją dynamiką, a twórcy rozpisują fabułę tak, aby zaskoczyć widzów przed świąteczną przerwą. Niby każdy jest przygotowany na szokujące wydarzenia, ale tym razem scenarzyści przeszli samych siebie. Cliffhanger oraz masa nowych informacji z futurospekcji to teraz główny temat debat fanów serialu. Ale nie można zapomnieć, że dziewiąty odcinek sezonu rozgrywający się podczas Święta Dziękczynienia również był wspaniały.
Po zeszłotygodniowym epizodzie największe zainteresowanie wzbudzał stan zdrowia Rebecki. Choć jej choroba nie została nazwana, to symptomy wyglądają coraz poważniej. Dezorientacja, problemy z pamięcią, rozdrażnienie wskazują, że sytuacja w ciągu niecałego roku stanie się poważniejsza. A to z tego względu, że twórcy znowu zabawili się z widzami, niczym w pilocie serialu, niespodziewanie przenosząc się do niedalekiej przyszłości. To było pierwsze z wielkich zaskoczeń w tym odcinku, ale udało się idealnie. Rozegrali to znakomicie, bo tylko niuanse wskazywały, że coś jest nie tak w wątku Rebecki. Natomiast należy pochwalić Mandy Moore. W tym epizodzie kapitalnie i bardzo przekonująco zagrała zagubienie Rebecki, powodując w widzach niepokój i współczucie. Moore pokazała wielką klasę, dzięki czemu jej historia chwyta za serce.
Z kolei to wątek Nicky’ego przywołał świąteczny nastrój w domu Randalla. Co prawda retrospekcje były słodko-gorzkie, ponieważ musiał się wyrwać z toksycznego domu, ale wspólna krewetkowa uczta z Jackiem miała pozytywną atmosferę. Cieszy, że powrócił Michael Angarano, który gra młodszą wersję Nicky’ego, bo wzbudza taką samą sympatię, jak jego starszy odpowiednik. A do tego „korespondencyjnie” pomógł Griffinowi Dunne’owi wzruszyć widzów. Scena w aucie, gdy włączył piosenkę Leonarda Cohena, była bardzo emocjonalna. Piękne było w tym to, że choć Jack nigdy bezpośrednio nie wspominał o swoim bracie to jednak zaszczepił jego cząstkę w swoich dzieciach. A Nicky odwdzięczył się tym samym, wprowadzając krewetkową tradycję podczas Święta Dziękczynienia u Pearsonów. Historia zatoczyła koło w świetny sposób.
Ale to nie był koniec poruszających momentów w tym odcinku. Rozmowa Beth z Deją też miała emocjonalny charakter, bo bohaterkami targały sprzeczne uczucia. Z kolei Kevin zachęcił Tess do ujawnienia swojej orientacji seksualnej i to w dość nietypowy, ale sympatyczny sposób. Może obie sceny były nieco mdłe i przesłodzone, ale na tyle krótkie i konkretne, że to nawet nie przeszkadzało. Poza tym były na tyle ważne, że bez nich ten odcinek na pewno straciłby coś ze swojej wyjątkowości.
W najnowszym epizodzie w teraźniejszości wydarzyło się naprawdę wiele, ale jednak to końcówka rozgrywająca się w przyszłości wywołała największe emocje. W ciągu kilku minut twórcy wywrócili do góry nogami całą fabułę. O ile wiedza o tym, że stan zdrowia Rebecki pogorszy się nie zaskakuje, to informacja, że Kevin ma narzeczoną w ciąży jest sporą niespodzianką. Również to, że Randall nie rozmawia z bratem jest mocno zastanawiające. Ale znając ten serial i jego zawiłości, to wcale nie musi jednoznacznie oznaczać rozłamu w rodzinie. Warto wstrzymać się z pochopnymi osądami, choć trzeba przyznać, że pobudzono naszą wyobraźnię i instynkt detektywa.
Natomiast szokująco przedstawia się wątek Kate i Toby’ego. Już w samolocie ojciec małego Jacka zachowywał się podejrzanie, opanowując emocje w związku z kłamstwem na temat nakarmienia dziecka stałym pokarmem. Z kolei wiadomość tekstowa do Toby’ego od tajemniczej osoby rozbudziła ciekawość, bo zdradzała, że bohater zwierza się komuś ze swoich problemów małżeńskich, o czym ostrzegała Beth. Ale lawinę domysłów, przypuszczeń i teorii spowodował podpis bohaterki panieńskim nazwiskiem na policyjnym formularzu. Oczywiście nie musi to oznaczać od razu rozwodu Damonów, ale twórcy są bardzo sugestywni w tej kwestii. Jak do tej pory nie mieliśmy tematów, które spędzałyby nam sen z powiek, ale te cliffhangery mają ku temu duże zadatki.
Dawno żaden odcinek nie wzbudził tylu emocji w serialu, co So Long, Marianne. Nie brakowało w nim ani wzruszeń, ani zaskoczeń. Choć nie rozwijał się on w dynamicznym tempie, to każdy wątek ciekawił. A do tego ustawił fabułę na drugą część sezonu, a nawet historia wybiegła do piątej serii. Nic lepszego nie mogło spotkać This is Us, jak ta cliffhangerowa końcówka, która nie pozwoli na utratę zainteresowania serialem. Teraz trzeba się uzbroić w cierpliwość, aż do stycznia, abyśmy mogli poznać dalszy ciąg perypetii rodziny Pearsonów. Zapowiada się znakomicie!
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Magda MuszyńskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat