Tajemnica pieczęci smoka to film fantasy o budżecie 50 mln dolarów, wyprodukowany w Rosji i Chinach, który dość luźno kontynuuje historię z horroru z 2014 roku. Tym razem bliżej temu do baśni związanej z kulturą Chin, niż do kina grozy. Jest więc kolorowo, pojawiają się stwory i dużo efektów specjalnych, a akcji nie brakuje. Można by pomyśleć, że wręcz jest to przepis na udany film, zwłaszcza że twórcy bardzo starali się zbudować klimat przygody w stylu Piratów z Karaibów. Niestety, mało co tutaj wyszło poprawnie. Kino rosyjskie nie raz zachwycało efektami komputerowymi, aczkolwiek chińska kinematografia przeważnie ma z nimi problem. Tajemnica pieczęci smoka zalicza się bardziej do tej drugiej grupy, bo CGI jest tu pełno. Wykorzystano je w tworzeniu wszystkiego: scenografii, magicznych postaci, krajobrazów i scen akcji. Kłopot w tym, że tak dużo chciano tutaj osiągnąć, że rzadko kiedy te efekty stoją choćby na poprawnym poziomie. Widz jest przyzwyczajony do pewnego poziomu jakości i gdy zaczyna z każdej strony atakować go sztuczność i niedopracowanie, to niekorzystnie wpływa to na odbiór. Zamiast budować świat przedstawiony, rozprasza uwagę. Im dalej, tym gorzej, bo gdy smok, z którego brwi parzy się herbatę, zaczyna latać, wygląda to jak scena na poziomie serialu Herkules z lat 90. I trudno przyjąć to z aprobatą. Jest to o tyle zaskakujące, że w ostatnich latach Chiny i Rosja poprawiły jakość wielkimi produkcjami. Jednak z uwagi na to, ile lat ten projekt przeleżał na półce, można uznać go za wspomnienie czasów, gdy jakość szwankowała. Historia, jak na baśń, wydaje się mieć proste i zrozumiałe zasady. Jednak już sposób jej opowiadania pozostawia wiele do życzenia. Trudno doszukiwać się w tym spójności, logicznych decyzji czy sensu. Często można odnieść wrażenie, że tempo jest rwane, gdzieś zagubiono wartość przyczyno-skutkową, a odpowiedzią na wiele pytań jest: bo tak. Są to po prostu drobne zgrzyty, które powtarzają się przez cały film i dają poczucie dziwnego chaosu. Ten film nie ma nawet ciekawych bohaterów, bo Jason Flemyng, który grał główną postać w pierwszej części, zostaje zepchnięty na drugi plan. Zamiast niego w centrum jest nijaki i nudny car Piotr, który ratuje świat, oraz stereotypowa chińska księżniczka. Oczywiście fajnie zobaczyć w epizodach Rutgera Hauera i Charlesa Dance'a, ale można odnieść wrażenie, że większość budżetu poszła na wabiki, zamiast na realizację i dopracowanie mimo wszystko ciekawego projektu. Oczywiście na czele i tak pozostają Arnold Schwarzenegger i Jackie Chan, którzy ku uciesze fanów nie grają zaledwie ról epizodycznych w jednej czy dwóch scenach. Jest ich zaskakująco dużo w tym filmie i mają do tego przyjemną, dłuższą scenę walki. Co prawda nie wywołuje ona takich emocji jak Jet Li kontra Jackie Chan z Zakazanego królestwa, ale ma swoje momenty i charakter. Choreograficznie i realizacyjnie mogłoby być lepiej, ale przygodowa nutka jest, a do tego pojawiają się emocje, gdy ogląda się, jak Jackie Chan walczy na miecze z Arnoldem Schwarzeneggerem. Pozostaje jednak wrażenie po seansie, że to zmarnowany potencjał na o wiele więcej. "Solidnie" to za mało na starcie dwóch legend kina.
fot. materiały prasowe
Nie przeczę, że Tajemnica pieczęci smoka ma swoje momenty, klimat i szalone pomysły. Jest w tym projekcie dostrzegalny potencjał, który został spektakularnie zmarnowany przez amatorską wręcz reżyserię i brak wizji na opowiadaną historię. Gdyby chociaż sceny akcji były lepsze... a tak to wszystko wydaje się w każdym aspekcie niedopracowane. W pamięci pozostaje tylko Chan kontra Schwarzenegger i poczucie niesmaku, że ten film nie był warty poświęconego mu czasu. Samą walkę panów jednak warto obejrzeć dla ciekawości, bo ma swoje momenty.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj