„Teen Wolf: Nastoletni wilkołak”: sezon 5, odcinek 1 i 2 – recenzja
Dwa pierwsze odcinki piątego sezonu serialu "Teen Wolf: Nastoletni wilkołak" są początkiem (oby) genialnej podróży. Przed nami milion zagadek, teorii i przyszłych konfliktów. Pytanie, czy scenarzyści nie popsują tej jakości, wracając do poziomu wcześniejszej serii.
Dwa pierwsze odcinki piątego sezonu serialu "Teen Wolf: Nastoletni wilkołak" są początkiem (oby) genialnej podróży. Przed nami milion zagadek, teorii i przyszłych konfliktów. Pytanie, czy scenarzyści nie popsują tej jakości, wracając do poziomu wcześniejszej serii.
„Creatures of the Night” to odcinek dość mroczny, z ciężką atmosferą, którą od czasu do czasu przełamują dowcipne sceny. Spotykamy naszych bohaterów w najważniejszym dla nich roku, gdy muszą zdecydować, co chcą robić w przyszłości – i to jest główny motyw odcinka, który jednak szybko staje się tłem dla innych, tajemniczych wydarzeń.
To, co było zawsze wielką zaletą serialu "Teen Wolf", to zachowanie pewnej normalności w życiu bohaterów. Tak jak często twórcy fantasy próbują szybko zapomnieć o tym, że ich postacie mają zwykłe życie i obowiązki ("The Vampire Diaries" są tego świetnym przykładem), tak życie szkolne w "Teen Wolfie" zawsze odgrywało dużą rolę. Tym razem jest tak samo – Stiles bojący się o przyszłość swoich więzi, Malia niepewna, czy zdała do następnej klasy, i cały motyw z podpisaniem się w bibliotece były dobrą przerwą od pędzącej akcji, tak samo jak sceny komediowe (choć w porównaniu z następnym odcinkiem nie było ich tak dużo), na przykład ta z Melissą McCall i jej bieganiem po domu.
Jednak największym zaskoczeniem tego odcinka była postać Lydii, od pierwszej do ostatniej sceny. I tutaj należą się wielkie brawa dla Holland Roden, która w końcu mogła naprawdę zabłyszczeć. Jeff Davis obiecywał, że ten sezon skupi się na bohaterce granej przez Roden, i na razie wydaje się spełniać swoje obietnice. Dobrze, że moc Banshee można wykorzystywać na inne sposoby niż takie, jak dotąd poznaliśmy, i nie jest to taka „pasywna” moc. Scena walki Lydii była naprawdę ciekawa, choć pytanie, czy wszyscy amerykańscy bohaterowie seriali i filmów biorą nauki od tego samego trenera, bo chyba nie znają innego sposobu na efektowną walkę niż oplątanie przeciwnika nogami i przewrócenie go. Jednak teraz bez ironii – oby scenarzyści znaleźli dobre wyjaśnienie na nagłe zdolności Lydii, bardziej pomysłowe niż kilkumiesięczny trening, jak to jest w przypadku superbohaterów z "Arrow".
Pomysł z sezonem będącym retrospekcją nie jest może oryginalny, ale takie triki zawsze dobrze działają, a fani mogą tworzyć nowe teorie. Trzeba przyznać, że twórcy rzucili nam wiele smakowitych kąsków, i myślę, że nie jestem jedyną osobą, która jest bardzo ciekawa tego, jak rozwiną się poszczególne wątki, zwłaszcza sprawa Pustynnego Wilka i Parrisha. Czyżby otaczające go ognie miały być wskazówką?
Gorzej niestety wypada przy tym wszystkim główny zły odcinka. Do jego kolorowych pazurów można mieć mieszane uczucia, ale robił poprawne wrażenie. Szkoda tylko, że nasza paczka zachowała się w tak głupi sposób i wypuściła go bez słowa. Absurd tej sytuacji był naprawdę duży i niszczył odbiór reszty epizodu. Miejmy nadzieje, że antagoniści sezonu nie zawiodą w podobny sposób, zwłaszcza że ich steampunkowa prezencja i mechaniczny głos są efektowne. Pytanie, czy będą efektywni.
[video-browser playlist="700107" suggest=""]
„Creatures of the Night” był nastrojowym, tajemniczym rozpoczęciem piątej już przygody z wilkołakami, pokazującym kierunek obrany w tym sezonie. Pojawiło się wiele zagadek, które zapewne widzowie będą pomału rozwiązywać, jak powiązanie Parrisha z Lydią, Pustynny Wilk czy śmierć, o której mówiła banshee. Dobrze było zobaczyć dawno niewidziane postacie, jak Aiden czy adopcyjny ojciec Malii; miło też, że wspomniano o Allison i Dereku. Szkoda tylko, iż w ten sposób scenarzyści uwydatniali brak Danny’ego.
„Parasomnia”, mimo wielu scen typowych dla horroru, jest o wiele luźniejszym odcinkiem. Wszystko dzięki postaci Stilesa, choć to żadna niespodzianka.
Chociaż mało jest fanów Stalii, nikt chyba nie powie, że ich sceny w 2. odcinku sezonu nie były urocze i zabawne. Ich rozmowa na temat Theo powodowała uśmiech na twarzy i jednocześnie uwydatniła zabawniejszą stronę Malii (choć trudno ją nazwać "przyjemniejszą") i nieufność Stilesa, która, jak już wiemy, nie jest bezpodstawna. Jakie plany ma Theo (jeśli to naprawdę jego imię)? Ta tajemnica staje się coraz ciekawsza, a samotny wilkołak może być przeciwnikiem o wiele trudniejszym dla naszej paczki, niż się na początku wydaje - zwłaszcza że jest gotowy na wszystko.
Jednak głównym wątkiem odcinka była historia Tracey. Choć jej pojawienie się nie wszystkim mogło przypasować, bo oczywiście dziwne by było, gdyby co chwila w Beacon Hills pojawiali się nowi mieszkańcy, to czy naprawdę trzeba było potraktować fanów stylem „Remember the New Guy”? Dziwne, że Lydia nigdy nie wspomniała o swoich innych koleżankach, zawsze będąc albo obok Allison albo Jacksona. Jednak Jeff Davis nigdy nie był dobry ani w przedstawianiu nowych postaci, ani w kończeniu ich wątków. Ciekawe, czy Tracey zniknie w taki sam dziwny sposób jak reszta bohaterów po zakończeniu swojej roli z nowymi antagonistami. Przyznam szczerze, że twist z nią mnie zaskoczył – dziewczyna, która miała być ofiarą i na którą nikt pewnie nie zwracał zbytniej uwagi, prócz świetnych scen z wymiotowaniem smołą i krukami, okazuje się wrogiem. Co będzie z nią dalej?
Zaletą tego odcinka jest także większe skupienie się na życiu Liama. Nie tylko mogliśmy poobserwować jego relacje z Masonem (Ciekawe, czy wszyscy homoseksualiści w „Teen Wolf” wiedzą o nadnaturalnym świecie. Czyżby to był ich wyjątkowy dar?), ale poznaliśmy, zapewne, przyszłą dziewczynę Liama. Trudno na razie cokolwiek powiedzieć o Hayden, ale zrobiła dobre wrażenie - bezczelna, złośliwa i pełna chęci zemsty, była bardzo zabawnym elementem odcinka.
Po sezonach skupionych na mitologii i miłostkach nareszcie twórcy przybliżają nam relację Stilesa i Scotta. Ten serial powinien się opierać na ich przyjaźni, która już nieraz została wystawiona na próbę. Krótka sprzeczka między bohaterami każe nam się zastanowić, czy niedługo nie czekają nas jakieś rozłamy w grupie. Ciekawie też ujęto motyw opieki, jaką otacza wokół Scotta Stiles. Choć McCall może być prawdziwym alfą, do którego lgną różne osobliwości z lepszymi lub gorszymi intencjami (jak Theo), to Stiles jest zawsze tym, który asekuruje grupę. Dobrze, że „Teen Wolf” nie skupia się na romance drama, które chyba wszyscy mamy już po dziurki w nosie.
Zobacz również: „Gra o tron” – jak postacie z serialu wyglądają w książkach?
Początek piątego sezonu daje widzom duże nadzieje na polepszenie jakości serialu po czwartej serii. Choć "Teen Wolf" nadal cierpi na swoje podstawowe braki, jak luki fabularne i absurdy, nadrabia to atmosferą, zagadkami i humorem. Oby w tym sezonie scenarzyści zaserwowali nam więcej zalet niż wad.
Poznaj recenzenta
Anna OlechowskaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat