Templariusze: sezon 1 – recenzja
Data premiery w Polsce: 7 grudnia 2017Templariusze to serial kanału History, opowiadający o losach tytułowego zakonu służącego papieżowi. Oceniam 1. sezon produkcji.
Templariusze to serial kanału History, opowiadający o losach tytułowego zakonu służącego papieżowi. Oceniam 1. sezon produkcji.
Landry to członek zakonu templariuszy i weteran wypraw krzyżowych. Godny zaufania, honorowy, można powiedzieć człowiek bez skazy, służący dobru wraz ze swoimi braćmi. Gdy z rąk zbirów ginie mistrz zakonu, którego Landry był podopiecznym od czasów dzieciństwa, on sam zostaje wybrany przez resztę na nowego przywódcę. Poprzysięga wymierzyć sprawiedliwość zabójcom swojego mentora. Jak się okazuje, sprawa sięga znacznie głębiej i dotyczy największego skarbu chrześcijaństwa, Świętego Graala. W tym czasie na dworze Króla Francji, Filipa, jego córka Izabela postanawia poślubić katalońskiego księcia. To nie podoba się władcy Anglii, który zamierza wypowiedzieć wojnę Francuzom. Wkrótce sprawy zakonu i dworu mocno się połączą.
Narracja w produkcji została poprowadzona poprawnie, bez większych błędów po drodze, dlatego serial można oglądać bez zgrzytania zębami. Wielowątkowość czasami szwankuje jednak twórcy zwykle starają się trzymać ten element w ryzach, aby główna oś fabuły i poboczne kwestie współgrały dobrze ze sobą, nie powodując zbytniego, narracyjnego chaosu. Poszczególne wątki zostały nieźle zarysowane, korzystnie sklejając się na całościowy obraz historii. Jednak niektóre zostały albo bezpardonowo przerywane w dziwny, nieuporządkowany sposób lub rozwlekane do granic możliwości. Dobrym przykładem jest tutaj wątek jednego z ciekawszych bohaterów serialu. Koniec końców wygląda to tak, jakby twórcy nie mieli na niego pomysłu. Natomiast słabym punktem serialu są nieprzekonujące i kompletnie nie wywołujące szoku zwroty akcji, które nabrały po drodze sporego wymiaru przewidywalności. Prawie wszystkie twisty fabularne przechodzą jakby od niechcenia i mam wrażenie, że nie wgryzły się w głębię opowieści. Były jednak dwa, których się nie spodziewałem i rozegrano je naprawdę nieźle, stopniując zmyślnie napięcie.
Jednak produkcję ratują dobrze napisane (przynajmniej w większości) postacie. Landry w wykonaniu Tima Cullena to bardzo sprawnie poprowadzony bohater. Ujmujące w nim jest to rozdarcie pomiędzy swoją służbą a emocjami, namiętnością i miłością. Scenarzyści nieźle rozegrali tę kwestię, wprowadzając Landry'ego w swoistą sferę wiecznej niepewności i takiego sceptycyzmu, paradoksalnie wymieszanego z nadzieją na lepsze. Poza tym Cullen przekazał swojej postaci sporą dawkę charyzmy, dlatego jego poczynania na ekranie ogląda się bez zgrzytania zębami. Dobrze wypada również Olivia Ross jako Królowa Joanna. Aktorka świetnie potrafi zbalansować emocje swojej bohaterki, nie popadając w skrajności. Nie szarżuje, ale daje ciekawy obraz kobiety zranionej, która jednak potrafi wykrzesać z siebie ogromną siłę. Jednak moim faworytem jest w tym wypadku De Nogaret, grany przez Juliana Ovendena. Doskonale ten aktor sprawdza się jako wieczny intrygant, który musi knuć na każdym kroku, aby zadbać o wszystkie kwestie w najdrobniejszym szczególe. Lubię takie postacie, antagonistów, którzy dokonują przestępstw w białych rękawiczkach. W tym wypadku trafił się kolejny, który mocno zaznaczył swoją obecność w historii i stanowił jej silną ostoję. Jednak zdarzyły się dwie postacie, których poczynania źle oglądało się na ekranie. Są to Król Filip i Księżniczka Izabela. Pierwszy z nich to słaby, pozbawiony choćby krzty charyzmy antagonista, który trochę zmienia swoje oblicze w trakcie opowieści. Jednak jedna groźna mina i kilka dobrych kwestii nie zmienią faktu słabości w konstrukcji postaci Filipa. Druga natomiast stara się być manipulatorką dorównującą De Nogaretowi, jednak koniec końców wychodzi jej jego słaba parodia.
Sporym plusem produkcji są sceny batalistyczne wykonane na dobrym poziomie. Nieźle rozwiązano choreografie walk, z jej całą surowością i brudem. To dodało charakteru prezentowanej na ekranie opowieści. Szczególnie finałowa bitwa mogła się podobać, nawet najbardziej wymagającym widzom, jeśli chodzi o ten element. Bardzo dobre zdjęcia tylko dodały mroku temu makabrycznemu misterium. Świetnie oglądało mi się ten taniec śmierci. Główny wątek, czyli poszukiwanie Świętego Graala również poprowadzono dobrze, z lekkimi turbulencjami po drodze. Wokół legendarnego przedmiotu twórcy starali się budować swoistą aurę tajemnicy, co w większości się udało. Mam pewne zastrzeżenia, co do finału poszukiwań artefaktu, w którym całe to misterium zostało zachwiane pewną prostotą w przekazie.
Knightfall to serial, który ma zadatki, na to, by stać się czymś bardzo dobrym i 1. sezon daje ku temu sygnał. W kolejnej serii zobaczymy między innymi Marka Hamilla, co już dobrze wróży. Zdecydowanie warto obejrzeć.
Źródło: zdjęcie główne: History
Poznaj recenzenta
Norbert ZaskórskiDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat