Teoria wielkiego podrywu: sezon 10, odcinek 7 – recenzja
Kolejny odcinek Teorii wielkiego podrywu udanie łączy popkulturowe korzenie serialu z sitcomem o związkach. Może nie jest to spełnienie marzeń dla najwierniejszych fanów, lecz dostarcza dużo frajdy.
Kolejny odcinek Teorii wielkiego podrywu udanie łączy popkulturowe korzenie serialu z sitcomem o związkach. Może nie jest to spełnienie marzeń dla najwierniejszych fanów, lecz dostarcza dużo frajdy.
Najważniejszą rzeczą, która rzuca się w oczy w The Veracity Elasticity jest ponowne wspólne spotkanie wszystkich głównych bohaterów w mieszkaniu Leonarda i Penny. Było to potrzebne, gdyż od jakiegoś czasu odnosiło się wrażenie, że serial podzielony jest na dwie grupy, które funkcjonują niezależnie od siebie. Co prawda Bernadette dostała w tym odcinku bardzo mało czasu antenowego, ale wyszło to produkcji na dobre – nie pokazano dzięki temu jej wrednego (w najgorszej postaci) charakteru.
Czytaj także: Będzie spin-off Teorii wielkiego podrywu
Epizod rozpoczyna się od dawno niewidzianego i udanego fragmentu z internetowym programem Sheldona o flagach, ale efekt psuje trochę scena, w której Bernadette zdradza małżeństwu Hofstadterów sekret Amy. Odniosłem wrażenie, że Melissa Rauch odegrała tę scenę bez zaangażowania i od niechcenia. W następnej scenie z jej udziałem już nie czułem tej sztuczności, więc możliwe, iż po prostu scena była źle zaplanowana, co wpłynęło na jej odbiór.
W The Veracity Elasticity scenarzyści odeszli od bardziej uczłowieczonej wersji Sheldona z poprzedniego odcinka. Oczywiście wyszło to na dobre, bo jednak ta postać świetnie sprawdza się jako mniej społeczna, ale z drugiej strony – wyglądało to tak, jakby dr Cooper z siódmego epizodu i dr Cooper z szóstego epizodu to byli dwaj różni bohaterowie. Uczucie te świadczy tylko o tym, że rozwój postaci nie jest najsilniejszą stroną twórców The Big Bang Theory. W każdym razie świetnie oglądało się scenę, w której Sheldon i Leonard rozmawiali po kligońsku przy dziewczynach – czuć było starą, dobrą Teorię…
Jeżeli chodzi o małżeństwo Hofstadterów – twórcy wymyślili im ciekawy wątek i nawet pojawiło się w nim parę śmieszniejszych gagów, ale mam jedno zastrzeżenie. Rozumiem, że Penny nie jest geekiem jak mąż, lecz mimo wszystko pozbywanie się tych wszystkich gadżetów Leonarda, to jest takie trochę zabijanie jego charakteru i wyjątkowości, którą wyróżnił się na tle innych partnerów dziewczyny. Cała sytuacja to niebezpieczny omen. Nie wiem, jak długo jeszcze ten serial będzie emitowany, ale mam nadzieję, że jego puentą nie będzie ukazanie wszystkich chłopaków jako ludzi porzucających swoją miłość do popkultury z powodu dziewczyn (chociaż już od dawna trochę to tak wygląda).
Siódmy odcinek najnowszego sezonu The Big Bang Theory miał wiele z tych najlepszych cech tego serialu – scena na stołówce, w sklepie z komiksami czy wspomniana wcześniej scena z mieszkania Leonarda mogły się podobać. Miał też te cechy, które nie przypadają starym fanom do gustu – skupienie się na rozterkach miłosnych Sheldona albo oniryczna scena w dawnym pokoju dr. Coopera (czy tylko ja liczyłem na jakieś nawiązanie do filmu Star Wars: Episode IV - A New Hope albo Star Trek w tamtym momencie?). Takie połączenie opowieści o geekach z opowieścią o związkach mogłoby się sprawdzić na dłuższą metę i mam nadzieję, że tak się stanie, bo niewiele jest gorszych rzeczy dla fana popkultury, niż oglądanie nowych odcinków niegdyś ulubionego serialu z nastawieniem „proszę, skończcie to już.”
Źródło: zdjęcie główne: materiały prasowe
Poznaj recenzenta
Mateusz TutkaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1982, kończy 42 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1990, kończy 34 lat
ur. 1979, kończy 45 lat